Bitwa rzeplińską zwana. Część druga – brukselska

2016-03-10 07:56

 

/kontynuacja notek TEJ i TEJ/

Cofnijmy się o lat z górą 600. Narastał konflikt między Rzeczpospolitą a Zakonem. Kiedy bowiem książę Mazowsza zaprosił zakon do konkretnej usługi – to tak jakby zaprosił „brygady Marriotta”. Polski rząd skierował do „zachodu” ofertę: zapłacimy wam w naturze, a wy wyeliminujcie problem, jaki mamy z barbarzyńskimi hordami Prusów, Jaźwingów i Galindów na naszych granicach północno-wschodnich. Organizacja krzyżacka, Ordo fratrum domus hospitalis Sanctae Mariae Theutonicorum in Jerusalem, Ordo Theutonicus, OT,(niem. Orden der Brüder vom Deutschen Haus Sankt Mariens in Jerusalem, Deutscher Orden, DO) – to naonczas była potężna organizacja europejska, jedna z kilku podobnych. Tamta Europa była inna: głową rodziny europejskiej był cesarz niemiecki, europejskim Komisarzem do spraw kultury, oświaty, wiary, nauki i dziedzictwa był Papież (po ustaleniu zasad Inwestytury), a zakony rycerskie stanowiły korpus organizacji pozarządowych. Konrad (za namową Jadwigi Śląskiej) zaprosił tę organizację, bo chrystianizacja Prus (traktowanych ze względu na bezbożność jako „terra nullius”) jakoś nie wychodziła takim rodzimym polskim aktywistom-menedżerom jak  Władysław Odonic (Wielkopolska), Konrad (Mazowsze), Mściwój I(książę gdański), Leszek Biały (książę krakowski) i Henryk Brodaty (książę śląska).

I stało się, że Krzyżacy daleko przekroczyli zarówno zakres umowy, jak też swoje uprawnienia, zawłaszczyli samowolnie znaczne tereny, a nawet podejmowali wrogie działania wobec „mocodawców” polskich! Wypisz-wymaluj, powtórka nastąpiła po 1989. Kapitał (głównie europejski) wobec Polski za przyzwoleniem Brukseli uczynił Polsce to samo co Krzyżacy robili mając przyzwolenie papieskie. Wtedy usprawiedliwieniem sobiepańskich działań zakonu była misja chrześcijańska – teraz zaś misja demokratyczno-rynkowa.

Czy dziś ktokolwiek, również w Brukseli, znajdzie usprawiedliwienie dla Krzyżaków, którzy na początku II Tysiąclecia sprzeniewierzyli się umowie, mocodawcom, a następnie stworzyli kosztem Polski własne państwo i szkodzili swoim pierwotnym mocodawcom? Nie dość, że podstępnie dokonali kolonizacji, to jeszcze zdradzali jawną skłonność do intryg w celu pozbawienia władców Polski suwerennych możliwości rządzenia we własnym kraju[1]!

Polakom ostatecznie puściły nerwy po 200 latach przepychanek, trzeba było osadzenia na tronie krakowskim (nie całkiem jako króla, tylko w formule „iure uxoris”) człowieka, który w Europie widział łupieżcę i agresora, zważywszy doświadczenia Pogoni z Krzyżem. Rodzima inteligencja polska zbyt wieloma była powiązana nićmi biznesu, kariery, nauki, wiary – by postawić się ostro Zakonowi. Wolała procedować przed sądami i trybunałami, oczywiście europejskimi, czyli ze swej istoty wyrozumiałymi dla zakonu.

Na początku XV stulecia Jogaila zaczął przygotowania do ostatecznej rozprawy ogromadzając możnych i wykształconych podobnie jak on myślących, a jego brat Vytautas ogromadzał rozmaitych wykluczonych: różne ludy litewskie, Rusińskie i tatarskie. Do dziś trwają spory polsko-ukraińsko-litewsko-białoruskie spory o to, kto wtedy skopał tyłki Krzyżakom: np. na zamku w Trokach (Trakai) można się doczytać, iż były to rzesze litewskie i ich podkomendni Rusini czy Tatarzy, do których przyłączyła się ciężkozbrojna (typu europejskiego) armia polska. Te same spory będą rozważać, czy to wojska Kaczyńskiego, czy raczej Kukiza pokonały zakon europoidalny.

 

*             *             *

Tuskowcy, którzy w stosunku do współczesnego „zakonu”  wymachującego przewrotnie proporcami Rynku i Demokracji są jedynie „nadskakiewiczami” – zrobią wiele, by współczesnych Jogaiłę i Vytautasa postawić przed różnymi „sądami papieskimi”.

Pierwsza rozprawa nastąpiła podczas przesłuchania Pani Premier przez Parlamentem Europejskim w styczniu 2016. 13 stycznia Komisja Europejska rozpoczęła wobec Polski procedurę ochrony państwa prawa (taki eufemizm oficjalnie uzasadnia brukselską inkwizycję wobec Polski). Chyba się Europa nie spodziewała, że podczas tej rozprawy kraje Europy Środkowej i ich sojusznicy „zachodni” podważą moralne, ale też traktatowo-proceduralne prawo Europy do ręcznego sterowania  przemianami ustrojowymi suwerennego kraju członkowskiego. Były cienkie głosy obliczone na coś w rodzaju pręgierza – ale stanowiły znakomitą mniejszość. Ta rozprawa zakończyła się literalnie „niczym”, choć Europa pozostała z palcem znacząco a wymownie uniesionym wobec Polski.

Drugie podejście – to wmanewrowanie polskiej dyplomacji w zapytanie Komisji Weneckiej. Jest to ciało mędrców, ludzi obytych w sprawach ustrojowych, konstytucyjnych i prawnych, które podejmuje – wedle sobie znanego porządku – przeglądu sytuacji w różnych krajach członkowskich i nie tylko.  I bywa, na skutek tego porządku nikomu nieznanego – że w niektórych krajach dzieje się naprawdę źle – i pies z kulawą nogą się tamtejszą sytuacją nie interesuje, a bywa (jak w polskim przypadku), awantura o to, czyja jest Polska, a Komisja Wenecka ochoczo i skrupulatnie poddaje rządzących grillowaniu. Chytrość Komisji Weneckiej jest również w tym, że dała sobie możliwość obserwowania przepychanki w Strasburgu (Parlament) i w Warszawie (TK), zanim sama głos zabierze.

Trzecie podejście – to sąd „własny” Polaków. Trybunał Konstytucyjny, który w porządku ustrojowo-systemowym ma przypisaną rolę niezawisłego, ale też dbającego o integralność ustrojową organu autorytetów, zaś w praktyce jest uczestnikiem współczesnego polskiego „sporu o inwestyturę”. Każdy absolwent szkoły powszechnej pamięta z lekcji historii (powinien pamiętać) choćby tyle, że w tym ważkim dla Europy Kaiser chciał mieć prawo decydowania o nomenklaturze i kompetencjach duchowieństwa, a Papież chciał mieć kontrolę nad władzami świeckimi (państwowymi), przy czym nikt nie poruszał tematu najbardziej wrażliwego: Stolica Apostolska dowolnie sobie budowała swoje budżety na podstawie danin Ludności, poza jakąkolwiek kontrolą-orientacją władz świeckich, pod których władztwem owa Ludność pozostaje, a dodatkowo włości kościelne raz „zaklepane” – stawały się wyjęte spod jurysdykcji świeckiej.

Gdyby nie było Konkordatu Wormackiego, a Kaiser uparłby się przy tym, że władze świeckie poszczególnych państw są w pełni niezależne od władz Watykanu – to i tak Stolica Apostolska dysponuje licznymi garnizonami (zakony) i faktoriami (włości) pozostającymi w kościelnej jurysdykcji wyłącznej.

Szkoda, że racje wykładane przez Sędziego TK Piotra Pszczólkowskiego w temacie „kto jest królem: wyborca, parlament czy trybunał” – są jedynie „głosem odrębnym”, przez co europoidalny młyn medialny skupiony jest na ocennych pojęciach „dysfunkcjonalność” i podobnych, nieznanych Konstytucji.

Wszystkie trzy podejścia proceduralne (przed-bitewne) obarczone były wiele mówiącymi „zakulisami”: Parlament najwyraźniej uruchomił temat „zagrożonej młodej demokracji” z woli przegrywającej w Polsce formacji europoidalnej, która oczywiście od zawsze martwi się o polską demokrację i rynkowość, tak jak Krzyżacy martwili się o wieczyste zbawienie Polaków i ludów litewskich. Zaś Komisja Wenecka, jak też polski TK – jakoś dziwnie i przypadkowo swoje wyroki „sondowały” drogą przecieków i wycieków, przy czym podczas rozprawy przed TK przeciwnicy formacji 2015 (niech to będzie skrót intuicyjnie oczywisty) wygłaszali zdania dziwnie zbieżne z treścią wyroku, którego ponoć nie znali, bo i jakżeby…

 

*             *             *

Trwa gromadzenie wojsk zaciężnych europoidalnych oraz wielonarodowych sił „barbarzyńskich”, które postawiły się Zakonowi pokrętnej Demokracji i faryzejskiego Rynku.

Okazuje się, że głosy poparcia płyną z różnych stron. „Odrasta” moja wiara w Europę Środkową. Grunwald staje się nieuchronny, bo racje merytoryczne, a nawet polityczne – nie schodzą się, a wręcz przeciwnie, pląsają każde sobie

Ciąg dalszy nastąpi…

 



[1] W 1308 r., własnymi siłami zakon zajął bezprawnie Pomorze Gdańskie, co wywołało protest Władysława Łokietka i pozwanie przed sąd papieski w Inowrocławiu, który 10 lutego 1321 r. nakazał zakonowi zwrot Pomorza, do którego jednak wyroku zakon się nie zastosował. Wielki mistrz przekupił króla Francji, aby wpłynął na papieża, a ten unieważnił wyrok. Papież był wtedy w niewoli awiniońskiej, więc wymuszenie na nim tej decyzji nie było trudne. Wkrótce zakon sprzymierzył się z księciem Janem Luksemburskim oraz władcą Meklemburgii i w 1327 r. zaatakował Kujawy oraz Wielkopolskę, przeprowadzając wiele łupieżczych najazdów, terroryzując mieszkańców, paląc wsie i mordując ludność. Wtedy stoczono w 1331 r. nierozstrzygniętą bitwę pod Płowcami, która mimo że nie zmusiła zakonu do oddania Pomorza, obaliła mit, o niezwyciężonych Krzyżakach. W trakcie kampanii w 1331 roku atakujące od południa wojska Jana Luksemburskiego nie zdołały zdobyć Poznania i zawróciły z powrotem do Czech. W 1345 r. najechali i złupili katedrę w Poznaniu. Zakon nadal próbował też atakować Kujawy i Wielkopolskę metodą wojen podjazdowych, jednak działania dyplomatyczne Kazimierza Wielkiego rozbijające w czasie zjazdu w Wyszehradzie w 1335 r. ich sojusz z Czechami (i pozywając ich przed polubowny sąd papieski w Warszawie w 1339 r.), chcąc też zająć tereny Rusi Czerwonej, skłonił zakon do podpisania pokoju w Kaliszu w 1343 r., w którym zakon zwrócił Kujawy i ziemię dobrzyńską, zaś warunkowo jako jałmużnę zatrzymywał Pomorze, ziemię chełmińską i michałowską. Pomimo trzech kolejnych wyroków sądu papieskiego, nakazujących zwrot Pomorza, zakon nie oddał nigdy dobrowolnie zasądzonej ziemi. Por.: Pedia;