POSTĘP W POMARSZCZONEJ SZKLANCE

 

Ktokolwiek czyta więcej niż 2-3 moje „publikacje” w postaci notek internetowych - ten wie, że mało mam dobrych słów dla opisu działań tych wszystkich, którzy mieszczą się w pojęciu ONI: dotyczy to generalnie tych, którzy zaludniają organy i urzędy (czyli Państwo) oraz rozmaite podmioty z dziedziny Kultury i Nauki, Gospodarki i „pionów” (czyli Nomenklaturę).

Na swoje własne pocieszenie mam argument, że pośród tych moich sarkań, szemrań i wzburzeń wytwarzam koncepty o charakterze „naukowym” (koncepcyjnym), staram się objaśnić procesy i tendencje, a nie po prostu marudzić. Fakt, to bywa nudne dla Czytelnika i Słuchacza, ale nie narzekam na „frekwencję”.

Bo widzisz, Czytelniku i Słuchaczu, problem nie leży w tym, czy widzę szklankę do połowy pełną, czy może jednak od połowy pustą. Problem leży w tym, czy ta szklanka – po trudach natury gastronomicznej – jest w stanie pełnić swoją funkcję.

Ja, na przykład, widzę na jej powierzchni liczne zmarszczki i rysy, kto wie, czy ona nie jest już tak spękana, że nawet jeślibyśmy ją napełnili po brzegi, to i tak przez szpary połowa wycieknie, zanim ją zbliżymy do ust. Mam chwalić kompot, a nie pytać, dlaczego on wycieka?

O, dobrze mi się napisało! Całe te moje sarkania dotyczą samej szklanki, a nie zawartości. O zawartość jestem spokojny: naturalna ludzka żywotność ekonomiczna, która każe nam co dzień wydobywać z siebie pokłady zapobiegliwości i pracowitości, a także – naturalna dla wielu – przedsiębiorczość, zaradność, zawsze pozwoli wywarzyć wystarczająco dobry żurek czy barszczyk. Ale pytanie, czy ów posiłek w całości służyć będzie ogółowi, czy przez rozmaite „nieciągłości” szklanki będzie wyciekał.

Zadaję wciąż od nowa, sobie i Czytelnikom oraz Słuchaczom, dość poważne chyba pytanie: czy te szpary w szklance – nad wyraz widoczne, tu chyba nie ma dyskusji – są „wypadkami przy pracy” dzielnych transformatorów i modernizatorów, czy może są celowym elementem konstrukcyjnym III Rzeczpospolitej? Czy są one niedoróbką, czy może jednak mają charakter „systemowy”?

W moim przekonaniu, którego bronię i które uzasadniam jak umiem, pomarszczona szklanka naszego Systemu-Ustroju jest owocem zmowy środowisk zawiadujących nawą publiczną. Nie planują oni konkretnych rys i szpar, ale mają wspólny pogląd na to, że w końcu „coś im się należy”, zwłaszcza w porównaniu z „szarą masą”, która najlepiej żeby się nie wtrącała, kiedy już zagłosuje.

To dlatego powtarzam, że dobro wspólne, które naszą żywotność i przedsiębiorczość powinny mnożnikować i witaminizować, czyli Administracja, Infrastruktura, Walory (np. finanse) i Polityka (np. samorządy), marnieje i jest „prywatyzowane” przez tych, co są w Państwie czy Nomenklaturze. Wspólnie i w porozumieniu, choć w sprawie „komu, ile i którędy” żrą się między sobą na noże.

A jeśli to się komuś kojarzy, że jestem „politycznie stronniczy” – za to już odpowiedzialności nie biorę.