KEJSY

 

Mam doświadczenie, które podważa, właściwie niweczy moje wyobrażenie o Państwie jako o organizacji zbudowanej na zaufaniu i współdziałaniu Obywateli. Moje doświadczenie jasno i bez wątpliwości wskazuje, że Państwo o nazwie Rzeczpospolita Polska oderwało się od Obywateli już u swego zarania, czyli od ustanowienia rządu firmowanego nazwiskiem Tadeusza Mazowieckiego. Od tego czasu – znanego powszechnie w Polsce jako początek „terapii szokowej” – niezależnie od tego, jakiego autoramentu rządy tu sprawowano, alienacja Państwa wobec Ludności oraz Kraju pogłębia się, urasta do PROBLEMU pełnego patologii, ale też złej woli i pogardy.

 

Nie mam wątpliwości, że konstytucyjne zawołanie, iż Polska jest miejscem, gdzie sprawuje rządy „demokratyczne państwo prawne” – owo zawołanie jest zwykłym, podłym, plugawym oszustwem, starannie pielęgnowanym i doskonalonym przez kolejne „pokolenia” polityków.

 

Oszustwo to ma swoje konkretne nazwiska. Ograniczę się tu do kilku nazwisk piastujących oficjalnie funkcje Prezydenta (Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński, Komorowski) i Premiera (np. Mazowiecki, Bielecki, Pawlak, Buzek, Oleksy, Marcinkiewicz, Miller, Belka, Kaczyński, Tusk – niektóre nazwiska celowo pominąłem), ale też wspomnę o kilkunastu postaciach, które sprawując „pośledniejsze” funkcje „zalazły za skórę” Krajowi i Ludności: Balcerowicz, Rostowski, Bauc, Olechowski, Borowski, Osiatyński, Skubiszewski, Geremek, Rosati, Rotfeld, Sikorski, Lewandowski, Kaczmarek, Kuczyński, Wąsacz, Steinhoff, Piechota, Hausner, Woźniak. Osoby te – daleko nie wszystkie z „najważniejszych” – przez cały okres polskiej Transformacji-Modernizacji działały i/lub działają na szkodę zasobów (substancji) Kraju, na szkodę Ludności, na rzecz wpędzania Gospodarki w sytuacje bez wyjścia.

 

W jakimś sensie (przede wszystkim z punktu widzenia realnych skutków społecznych i formalno-prawnych) działają oni wspólnie i w porozumieniu. Nazywam ich „niezorganizowaną grupą przestępczą”.

 

W Polsce ostatniego ponad-dwudziestolecia celowo, z rozmysłem topi się w lepkiej mazi geszeftów politycznych i niejasnych interesów biznesowych wielkie zasoby ludzkiej pozytywnej energii, przedsiębiorczości, społecznikostwa, dobrej woli, zaufania do "czynnika oficjalnego". Wszystko to po to, by zaspokoić prywatne i grupowe interesy ciemnych figur lubiących mętność i zawiłość.

 

Do tak radykalnej wypowiedzi – urywam ją na samym niemal wstępie – upoważnia mnie nie tylko własne doświadczenie, opisane w Kejsach poniżej, dające się łatwo uogólnić przy pomocy lektury gazet i czasopism z omawianego okresu, ale też refleksja na temat procesów gospodarczych, społecznych i politycznych, widocznych niemal „gołym okiem”, refleksja uzupełniona spostrzeżeniami na temat nieustającej akcji marketingowo-agitacyjnej na rzecz tych procesów. Dam temu wyraz poniżej.

 

Całkiem mozliwe, że Czytelnik uzna to, co przeczyta, za przejaw mojej naiwności, amatorszczyzny czy wrecz braku wyczucia tego co realne. W odpowiedzi zapytam: czy na pewno muszę być cynikiem i "pragmatykiem", aby zrealizować swoje cele pro publico bono?

 

Przedstawiam poniżej kilkanaście przykładów drwiny polskiego Państwa wobec mnie: dwa z tych przykładów dotyczą czasów sprzed Transformacji, nie wszystkie zresztą są udokumentowane w pełni. Od kilku lat postanowiłem „nie dać się”, czyli walczyć o każdą „piędź obywatelskiej ziemi”. Nie wiedziałem, że jest to aż tak kosztowne psychicznie. Nie wiedziałem, jak daleko zaszły zmiany, w wyniku których Obywatel – żaden – nigdy nie odzyska swojej pozycji „sprzed krzywdy”, nie mówiąc już o nawiązce, choć wydawałoby się, że Państwo powinno w swoim interesie jak najszybciej wynagradzać spowodowane krzywdy i systemowo się samo-naprawiać.

 

Nie wiedziałem, że najbardziej opłacalne - w tej ogłupiającej sytuacji - jest "stulenie pyska" i zgoda na to, by ktoś mnie oskubywał, skoro już mnie "zauważył"..

 

Notka niniejsza będzie jeszcze pewnie redagowana, cyzelowana. Na razie zostawiam ją w tej postaci.

 

Lektura poniższych kejsów nie musi być pasjonująca. Ale uczy. Dlatego zdecydowałem się „wrzucić do sieci” sprawy prywatne, czasem wręcz osobiste.