W poszukiwaniu Staszica

2014-12-04 05:42

 

Stanisław Wawrzyniec Staszic, urodzony w Prusach (w Pile, która przeszła do zaboru pruskiego, kiedy Stanisław miał 17 lat), pochodził z tzw. dobrego domu. Ojciec i dziadek byli burmistrzami, a w tamtych czasach oznaczało to niemal „udzielne księstwo”, w każdym razie dobrą posadę państwową. Wykształcenia – tylko Staszicowi pozazdrościć: najpierw seminarium duchowne zakończone święceniami (wtedy oznaczało to kolejną nobilitację środowiskową), potem we Francji i w Niemczech nauki fizyczne przyrodnicze, po powrocie – zapewne korzystając z koneksji z Zamojskimi – doktorat obojga praw Akademii Zamojskiej.

Zamojszczyznę przyjął jako swoją drugą „małą ojczyznę”. Tam wzbogacił się jako zarządca dóbr (wcześniej był wychowawcą-nauczycielem-mistrzem młodych Zamojskich). Oddawał też dług Kościołowi za pierwsze lata edukacji, pełniąc niewielkie funkcje kościelne.

Nie zaniedbywał spraw publicznych. Był uczestnikiem wydarzeń Sejmu Czteroletniego, pełnił funkcje państwowe i społeczne (członek Izby Edukacyjnej, potem Komisji Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, członek Rady Stanu Królestwa Polskiego, współorganizator dwóch uczelni – w Warszawie i w Kielcach, dyrektor generalny Wydziału Przemysłu i Kunsztów Królestwa Kongresowego), inicjował przedsięwzięcia gospodarcze (plan rozbudowy Staropolskiego Okręgu Przemysłowego, eksploatacja węgla kamiennego w dzisiejszym Zagłębiu, huty cynku i żelaza), pisał opracowania na tematy społeczne i polityczne (np. „Przestrogi dla Polski”) oraz tłumaczył dzieła zagraniczne (np. G.L. Bufona „Epoki i Natury”, C.C. Rulhiera „Historia bezrządu Polski”, Homera „Iliada”), a przede wszystkim roztropnie wydawał pieniądze, co dla niniejszej notki jest ważne:

1.       Nabył tzw. dobra hrubieszowskie, gdzie następnie ufundował umyślone przedtem Towarzystwo Rolnicze Hrubieszowskie (w formule spółdzielni produkcyjnej);

2.       Nabył kilka domów, zaopatrując nimi Towarzystwo Przyjaciół Nauk, któremu w okresie późniejszym prezesował;

3.       Roztoczył mecenat nad pomocnikiem zegarmistrzowskim Abrahamem Sternem, który okazał się – bodaj pierwszym – polskim „komputerowcem”, tworząc rozmaite automaty liczące;

Podsumujmy: człowiek nadprzeciętnie wykształcony i obyty, wciąż od nowa gotów do refleksji naukowej, zaangażowany w sprawy publiczne i społeczne, przedsiębiorczy (czasem podejrzewany o szalbierstwa) – który swoje bogactwo traktował jako dobry powód do finansowania znaczących, innowatorskich inicjatyw publicznych-społecznych.

Ze świecą dziś takiego szukać, choć nie brak w Polsce ani bogaczy, ani społeczników, ani jajogłowych, ani wysokich urzędników: żaden z nich jednak nie łączy tych czterech cech ze zdolnościami obywatelskimi, a przede wszystkim z gotowością do ich użycia dla dobra publicznego.

 

*             *             *

Jestem – co wie każdy mój systematyczny Czytelnik – zwolennikiem i autorem swojej wersji Państwa Równoległego (patrz: „l'Etat parallèle”, TUTAJ). Całkiem niedawno opublikowałem notkę, w której dowiodłem, że idea Państwa Równoległego nie musi oznaczać zmagań rządu świeckiego z organizacjami fundamentalistycznymi czy religijnymi (jak w Izraelu czy Turcji, patrz: TUTAJ).

Pora napisać coś o wydźwięku esencjalnie politycznym: nośnikiem idei Państwa Równoległego może być ruch środowisk spółdzielczych oraz ruch samorządowy:

1.       Ruch spółdzielczy rozumiem jako tygiel rozmaitych pozapaństwowych przedsięwzięć biznesowych, których ostatecznym celem jest zaspokojenie potrzeb społeczności, z którymi związani są animatorzy tych przedsięwzięć, a formuła zarządzania nimi nasycona jest postawą „równi sobie – równym sobie”;

2.       Ruch samorządowy rozumiem jako tygiel – przenikających się w różnych przekrojach – autonomicznych, niepaństwowych formuł zarządzania sprawami publicznymi, które działają w formule „multitude” i „différance”, czyli wielości, rzeszy, różni, różnorodności, pluralizmu, bez choćby prób ujednolicania tego co się tygli oddolnie;

Polska jest tym miejscem na mapie świata, gdzie ruch spółdzielczy i ruch samorządowy w powyższym rozumieniu wciąż od nowa „wystawia rogi”, a potem jest glajchszaltowany przez przemożne siły państwowe, spychany do pozycji służebnych Państwu lub do pozycji roszczeniowych.

Dziś samorząd terytorialny w Polsce jest – systemowo-ustrojowo-konstytucyjnie – siecią wysuniętych placówek Państwa (patrz: TUTAJ), samorządy branżowe czy środowiskowe wciskane są w formułę klientelizmu (np. poprzez konkursy o dotacje na przedsięwzięcia statutowe). Spółdzielczość ma się lepiej, choć nie oznacza to powodów do zadowolenia: obszar spółdzielczości spowity jest w tak samo gęste, bezduszne, wścibskie, wszędobylskie, nastawione rabunkowo i uzurpatorskie prawo, jak inne obszary ludzkiej-obywatelskiej aktywności.

To dlatego potrzeba w Polsce mecenasa na miarę Staszica, by pod jego bezinteresownymi skrzydłami powstały – który to już raz w Polsce? – rzeczywiście niezależne i samorządne spółdzielnie i administracje lokalne oraz środowiskowe. Jeszcze raz przypomnę koncept Swojszczyzny, czyli umowy, zawierającej wzajemne oczekiwania i zobowiązania, jaką zawiera społeczność lokalna z chcącym się osiedlić obywatelem, rodziną, grupą, towarzystwem, firmą, itd., itp. (patrz: „Obywatelskie prawo do obywatelskiego Państwa”, TUTAJ).

 

*             *             *

Staszic z Abramowskim w jednym stali domu. Tyle że Stanisław na „górze”, a Edward na „dole”. Stanisław mnożył majątek i tworzył koncepty, by z politycznych wyżyn stać się mecenasem spółdzielczości i piewcą naprawy Rzeczpospolitej – a Edward najdziksze wyczyniał swawole anarchizująco-flibustierskie, by ostatecznie zająć się badaniem ludzkiej „psyche”, tam widząc niedostatek obywatelstwa.

Pedia notuje poglądy Staszica zawarte w „Przestrogach dla Polski…”:

„Zasady ustroju zostały oparte na oświeceniowym „prawie człowieka”, które miało gwarantować równość wolność i własność wszystkim członkom społeczeństwa. Staszic w wielu sytuacjach upatruje despotyzm grupy albo jednostki, co stanowi zagrożenie dla pokoju w Europie. Wbrew temu Staszic dostrzega jednak ratunek dla utrzymania państwowości Polski we wprowadzeniu despotyzmu – władzy silnej ręki. Podkreśla jednak, że byłoby to rozwiązanie krótko okresowe. Większą szanse dla Polski widzi, w reformie w duchu oświeceniowego republikanizmu, który potrafiłby wyzwolić wszystkie siły twórcze narodu. Podstawą do udoskonalenia ustroju w Polsce, mającej kształt monarchii konstytucyjnej, ma być nowa koncepcja narodu. Zamiast „wyłącznictwa” magnacko-szlacheckiego, typowego dla feudalizmu, postuluje system oparty na hegemonii szlachecko-mieszczańskiej”.

Pedia notuje też poglądy Abramowskiego w tej samej sprawie:

„W artykułach Pogadanki o rzeczach pożytecznych (1883) i Pogadanki z gospodarstwa społecznego (1884) głosił idee społecznej edukacji, pomocy i współdziałania oraz samodoskonalenia. Skupiał się w nich na idei braterstwa ludzi, która była istotna w całej jego późniejszej twórczości”. I dalej: „Edward Abramowski wskazywał, że najpierw należy dokonać moralnego przeobrażenia ludzi – muszą oni być bowiem gotowi na wykorzystanie szansy, jaką przyniesie im rewolucja. Abramowski propagował również pokojowe sposoby przekształcenia ustroju społecznego, poprzez zakładanie spółdzielni i zrzeszeń opartych na pomocy wzajemnej. Znajdujemy u niego dosadną krytykę państwa i władzy. Państwo, według Edwarda Abramowskiego, uciska i tępi ludzką indywidualność. Jest ono wszechogarniającą i destrukcyjną instytucją. Uważa on, że państwo, jako zorganizowana siła przymusu i gwałtu nad jednostką, jest jednym ze źródeł nędzy ludzkiej (zarówno fizycznej, jak i moralnej). Abramowski nie jest zwolennikiem używania przemocy. Zaleca bierny opór – propaguje bojkot państwa i wszystkiego, co jest z nim związane”.

Interesujący jest zestaw propozycji dla obywatela, w którym Edward postuluje, jak każdy z nas powinien odnosić się do prerogatyw Państwa:

Komuna nie uznaje żadnego państwa i dąży do tego, aby wszystkie potrzeby ludzkie zbiorowe, wymagające organizacji, zaspokajane były przez swobodne stowarzyszenia. Nieuznawanie państwa wyraża się w postępowaniu prywatnym każdego z jej członków.

a) Członek komuny nie podaje skarg do sądu.

b) Nie bierze udziału w sądach przysięgłych.

c) Nie świadczy przed sądem, chyba w celu ocalenia podsądnego.

d) Nie przyjmuje wezwania sądowego w sprawach cywilnych.

e) Nie wykonywa wyroków sądowych, które mu dają moc krzywdzenia kogoś.

f) Nie denuncjuje złodziei ani zbrodniarzy przed policją.

g) Nie pomaga policji w wykryciu lub schwytaniu przestępcy.

h) Nie przyjmuje żadnej posady w służbie policyjnej lub jakiej bądź służbie rządowej.

i) Nie bierze udziału w żadnych instytucjach przez rząd zakładanych lub protegowanych (jak np. kuratoria trzeźwości, czytelnie wiejskie, zakłady dobroczynności itp.).

k) Nie bierze udziału w żadnych objawach legalizmu rządowego ani w żadnych składkach przez rząd inicjowanych (jak np. proponowane gminom wiejskim składki na pomniki, szkoły, czytelnie).

l) Jeżeli nie może odmówić złożenia przysięgi (jak np. w wojsku), to jednak nie przywiązuje do niej żadnej wartości wewnątrz sumienia swego.

m) Jeżeli nie może odmówić służby wojskowej, to jednak w razie wojny zachowuje się tak, by nie szkodzić ludziom, zatem zupełnie biernie.

n) Nie uznaje żadnych praw cywilnych, jakie rząd daje w małżeństwie nad żoną i dziećmi.

o) Nie oddaje dzieci do szkół rządowych.

 

/– E. Abramowski, Ustawa Stowarzyszenia „Komuna”, Zielona Góra 1998, s. 4/

 

Toż to żywcem wzięte Państwo Równoległe: Abramowski zdaje się powiadać: zanim ze swoimi i sąsiedzkimi albo środowiskowymi sprawami pójdziesz „do wójta” – zastanów się sto razy, czy może jednak warto te sprawy załatwić tak, jak to przyjmą wspólni znajomi, żyjący z nami razem, jedzący ten sam chleb. Abramowski sądził, iż to właśnie dzięki bojkotowi wszelkich instytucji państwowych, państwo obumrze. Ważne jest jednak, żeby w ludziach rozwinęła się umiejętność swobodnego zrzeszania się – muszą oni bowiem umieć załatwiać wszystkie sprawy i zaspokajać wszelkie potrzeby w ramach swobodnych stowarzyszeń.

W Polsce powojennej Abramowski szybko wylądowałby w kazamatach, obok ludzi podobnych Kuroniowi: Abramowski przewidywał, że państwo socjalistyczne rozbuduje swój aparat biurokratyczny i będzie władzą nie dla mas, ale ponad masami, stając się ustrojem wyzysku, który powoła do życia nowe klasy i doprowadzi do nierówności społecznych.

 

*             *             *

Wielu z moich rozmówców, słysząc powyższe, uznaje mnie za nawiedzonego lewaka. Moi rozmówcy nie czują Historii: nie rozumieją, że świat już opuszcza archaiczny podział na Konserwatyzm, Prawicowość, Lewicowość i „w te pędy” zmierza do nowocześniejszej Wioski Idei i Konceptów, w której dojrzewają Alterglobalizm, Wolontaryzm i Terroryzm, a wszystkie trzy znajdują posłuch i zastosowania zarówno „oddolne” (abramowskie), jak też pośród ludzi o ugruntowanym sukcesie politycznym (staszicowskich). Moi rozmówcy, zamiast zastanowić się nad stanem swojej edukacji i orientacji w świecie – wolą skrócić sobie drogę myślową używając wobec mnie epitetów, poklepując po ramieniu z politowaniem.

A potem, kiedy ich paskudny świat w oczywistym procesie kulturowo-cywilizacyjnym dozna tąpnięć i przesileń (te już widać gołym okiem), aby na koniec się zawalić w niebyt – będą skłonni użyć siły, której nigdy nie głosili – byle tylko uratować z ruin, zgliszcz i pogorzeliska swój dobytek.