Ukraino! Tylko nie za forsę!

2013-12-11 14:23

Ukraina dzisiejsza - to w moim wyobrażeniu poniższych kilka obrazków:


 

Pół-egzotyczne słowo BERKUT wbija się w nasz słownik z równie nieprzyjemną otoczką jak SECURITATE, OMON czy nasze rodzime ZOMO. Okazuje się, że Berkut używany jest w rzeczywistości jako argument w negocjacjach finansowych.

Kiedy pod koniec listopada Janukowycz zachował się zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, za to wbrew wszelkim egzaltacjom – spekulowano o tym, cóż to takiego ustalił on w rozmowie z Putinem, którą odbył nieco wcześniej. Dla każdego było jasne, że oferta Putina „przebiła” ofertę europejską nie atutami ekonomicznymi, tylko „survivalowymi”: w tak zwanej rodzinie europejskiej Ukraina (i każdy nowy kraj) będzie robić najpierw za terminującego chłystka, potem za czeladnika, a mistrzem raczej nie będzie nigdy[1]. Natomiast w „obozie słowiańskim” Ukraina ma silniejszą pozycję przetargową, choć mniejsze szanse modernizacyjne: do pewnego stopnia można porównywać dzisiejszą pozycję Ukrainy wobec Moskwy - do wcześniejszej pozycji PRL w ramach RWPG. Pisałem o tym, w innych słowach, w notce „Żyj, Ukraino!”, wskazując na subtelne różnice w hymnie państwowym Ukrainy w wersji „radzieckiej” i w wersji „niezależnej”.

Rzeczywistość jest jeszcze bardziej złożona, a przez to prosta. Wyjaśniam: Ukraina jest najludniejszym i największym krajem Europy Środkowej, stanowiącej geopolityczną „nieckę” pomiędzy Moskwą reprezentującą Wschód, Brukselą reprezentującą Europę, Istambułem reprezentującym Orient. Patrz: moja notka „Europa Środkowa”. To są trzy obszary „negocjacyjne” Europy Środkowej, które od zawsze wnosiły do „niecki” elementy swojego żywiołu, tyle że sama „niecka” nigdy nie ustanowiła jednego choćby elementu tożsamościowego (patrz: Austro-Węgry, Rzeczpospolita Obojga Narodów, Grupa Wyszehradzka). A szkoda, bo wystarczyłoby znaleźć jakąś wspólną rację historyczną rozpostartą między Vilnius, Kraków, Wiedeń i Kijów (na dokładkę Praga i Budapeszt).

Widać wyraźnie, że Janukowycz zdecydował się na jakąś rozgrywkę „za wszelką cenę”: tylko tak można interpretować kolejne pacyfikacje kozaczyzny z Majdanu (patrz: „Tryumf kozaczyzny”). Mam być szczery – nie dziwię się i nawet go, jako człowieka, popieram. Pomarańczowa Rewolucja usunęła go z funkcji „hetmana”, zanim zdołał cokolwiek zrobić jako „naczelny”, więc skończyło się na potłuczonych i pokiereszowanych ambicjach. Teraz mówimy już o życiowym zagrożeniu (kozaczyzna ma zwyczaj ukatrupiania wodzów, do których w szalonym widzie utraciła zaufanie). Janukowycz bowiem popisał się ruchem niesłychanym w kraju rządzonym przez zmowę Nomenklatury i Oligarchii: zapuszkował „Biuty”[2], czyli tknął palcem „sprawiedliwości” ukraińskie tabu, którego elementem jest rozpostarcie gospodarki pomiędzy sektory „nomenklaturowy”, „oligarchiczny” i „satelicki”. Piszę o tym tu: „Coś sobie wyjaśnijmy”. Co do poprawności kodeksowej (lege artis) racja jest po stronie Prezydenta Ukrainy, ale dotknął tym samym sedna rzeczywistości ukraińskiej, i to w czułym punkcie, można zatem przypuszczać, że nie zrobił tego bez uzgodnień z ukraińską oligarchią i może z kimś „z zewnątrz”.

Od momentu uwięzienia „blondyny z najważniejszym warkoczem świata” Janukowycz wie, że po zakończeniu rządów „kozacki krąg” dokona „krwawej” zemsty na nim i na niektórych oligarchach (jednym z nich jest syn Prezydenta). Złamał jedną z podstawowych norm władzy w tej części świata: pokonanego albo przygarnij, albo zabij na śmierć. Chciał dobrze, wyszło mu jak zawsze. Witalij Kliczko, dojrzewający w kosmicznym tempie do roli „spinacza” ukraińskich rozterek, chyba pojął, że nie powinien być stroną w sporze między Ukrainą zachodnią i wschodnią, między Ukrainą „kozacką” i „radianską”, między uwięzioną w wieży wiotką Julią a bezwzględnym Gosudarem (Госуда́р). Nie uderzy jego pięść, zwłaszcza w roli zbrojnego ramienia dziewczyny o słomianych włosach (przez chwilę myślałem, że o to jemu chodzi, ukazując obraz Harry’ego Lemona), gra już o najwyższą wygraną, więc bardziej wyobrażam sobie, że dogada się z mocarnym Wałujewem z jednej strony i z brzydką Angelą z drugiej.

Trudno chyba jest uciec od przypuszczeń, że na linii Berlin-Moskwa trwają intensywne poszukiwania sposobu na rozwiązanie ukraińskiego węzła bez napięć międzynarodowych. Odejście Janukowycza już zapewne przesądzono (Majdan sobie przypisze ten sukces), pozostaje do ustalenia, na co pozwolić Ukrainie (aż prosi się o symboliczny powtórkowy „szczyt jałtański”).

W tym kontekście najnowsze oświadczenie Premiera Ukrainy Mykoły Azarowa, że Ukraina potrzebuje 20 miliardów euro pomocy finansowej od Unii Europejskiej w ramach umowy stowarzyszeniowej z UE – obniża poziom dyskusji z dyplomatycznego na bazarowy, świadczyć może wyłącznie o tym, że sprawa rozgrywa się już poza wiedzą Ukraińskich rządców.

Polska ma dziś świetną okazję naprawienia swojego błędu: Solidarność od pozycji „naprawmy socjalizm” sukcesywnie przesuwała się ku pozycjom „j…ć Ruskich”, przez co została zgwałcona gospodarczo przez jedyną – wydawało się wtedy – alternatywę europejską. Jako utrzymanka Europy udaje, że jej z tym dobrze, wskazując na stroje, kosmetyki i kieszonkowe, jakie dostaje za swoje usługi. Może zatem albo wciągnąć Ukrainę do tego samego „samt-hūs’a”, że niby we dwójkę raźniej, albo zachować się jak ktoś (ciężko) doświadczony i wesprzeć nową „siostrę”, uchronić ją przed własnym losem.

A to, co BERKUT wyprawia w grudniowe noce i dnie na Majdanie (raz bijąc, raz chowając się po zakamarkach) – niech nam uświadomi, że tak zachowuje się wyłącznie ktoś zdezorientowany, kto już poszedł w odstawkę, kto nie dysponuje całą wiedzą i nie trzyma ręki na swoim własnym pulsie.

 



[1] Umowy, które proponuje się nowo wstępującym krajom, zawierają konkretne i łatwe do przeliczenia finansowe zalety współpracy państw Europy Wschodniej z Brukselą. Są wśród nich kwestie związane ze zniesieniem ceł i kwot we wzajemnym handlu towarami i usługami, likwidacja barier pozataryfowych oraz przyjęcie unijnych regulacji w zakresie zamówień publicznych. Komentatorzy „nie umieją” zauważyć, że są to jednostronne korzyści dla Europy, otwierające zasoby i rynki na penetrację europejską;

[2] Blok Julii Tymoszenko, (ukr. Блок Юлії Тимошенко, BJuT);