Kijowskie szarady. Reorientacja

2014-11-08 11:43

 

Tuż po wyborach ukraińskich, od poniedziałku do piątku, byłem w Kijowie, w sprawach zgoła nie politycznych. Ale nie sposób było uniknąć polityki. Donosiłem Czytelnikom (TUTAJ albo TUTAJ),że sytuacja na Ukrainie przypomina do złudzenia polski rok 2005,zwany POPiS-owym: media w pierwszym powyborczym odruchu zachłysnęły się „Majdan bierze wszystko”, po czym mieliśmy żenujące podskoki Jaceniuka, który poprzez zmasowaną medialną kampanię próbował wymusić na prezydencie Poroszence, by „zgodnie z obyczajem” nominował premierem Jaceniuka właśnie, czyli szefa ugrupowania „kosmetycznie” zwycięskiego. Prezydent zaś, pozwalając na kilkanaście godzin harców Jaceniuka, spokojnie zapewnił media: wszystko odbędzie się zgodnie z prawem. Czytelniku! Zgodnie z prawem, a nie z obyczajem!

Słuchałem i oglądałem przebitki obu polityków w ukraińskich mediach. I „donosiłem z Kijowa”, że mamy – znany w Polsce do bólu – POPiS, z jego fatalnym „zejściem ze sceny”. Dziś, kiedy mijają dwa tygodnie od wyborów, a w sprawie premiera cisza – mam jasność: pod dywanem dokonuje się najważniejszy dla Ukrainy od pokoleń – proces reorientacji Ukrainy. Geopolitycznej i wewnętrznej.

1.       Geopolitycznie. Ten obszar pozycjonowania się Ukrainy jest o tyle ważny, o ile zrozumiemy, że Ukraina jest krajem niesamodzielnym ekonomicznie i politycznie[1]. Wielkie bogactwa Ukrainy (strategiczne kopaliny, żyzna ziemia, położenie między Unią Europejską[2], Orientem[3] i Rosją – to wszystko jest od setek lat zbyt atrakcyjne dla możnych tego świata, by nie podjęli się misji „kolonizacyjnego rozbioru” tej kolebki słowiańszczyzny. Rozbiór okazał się na tyle skuteczny, że dziś Ukraina znajduje się w gospodarczym uścisku Rosji w formie instalacji infrastrukturalnych i „spolaryzowania” profilu produkcji „pod” opcje rosyjskie, ale jedynym realnym źródłem wieloletniego wsparcia budżetowego okazuje się Europa, bowiem Rosja wszelką pomoc budżetową uzależnia od „samo-uzależnienia” się Ukrainy. W moim przekonaniu – Poroszenko nie musi go podzielać, bo i na jakiej podstawie – Ukraina jest, wedle licznych kryteriów,  w identycznym położeniu co Turcja i to sojusz z tym państwem byłby doraźnie – ale na co najmniej dziesięciolecie – wybawieniem od rozterek rosyjsko-europejskich[4];

2.       Wewnętrznie. Ukraina jest jednym z nielicznych krajów, w których ludność podzielona jest na żyjących w krańcowym dobrobycie przedsiębiorców stanowiących „odrębne państwo” oraz skrajnie niedostatnich obywateli pozostawionych przez państwo samym sobie – warstwa pośrednia zaś praktycznie nie istnieje. To powoduje, że budżet państwa służy wyłącznie zasilaniu funduszy oligarchów, reprodukuje rabunek zasobów-bogactwa ukraińskiego. Zamiast jednak tym – szara ludność żyje dwoma nacjonalizmami, ukraińskim i rosyjskim, które zdają się wzajemnie podsycać, ślepe na to, że są manipulowane technikami „divide et impera”. Rozwiązaniem – oczywiście, Poroszenko ma swoje własne ekspertyzy i doradców – jest „odgórne” wykreowanie branżowych gildii skupiających przedsiębiorców „nie większych niż”. W tej sprawie Poroszenko – umocowany w państwie poparciem „podobnych sobie” – będzie się musiał zmierzyć właśnie z „podobnymi sobie”, czyli innymi oligarchami, których ustawia w rolach państwowych, ale którym będzie musiał wskazać zalety innego ustroju gospodarczego, z szerokim wachlarzem „średniego biznesu”;

W roli samozwańczego doradcy Poroszenki  (Jaceniuka skreślam jako kogoś, kto postawił na uczestnictwo w projektach amerykańskich), podpowiadam mu zatem dwa filary strategii: bliska kooperacja z Turcją oraz patronat nad gildiami średniego biznesu. Dziesięciolecie takiej „linii politycznej” daje Ukrainie stabilizację, podmiotowość gospodarczą.

Zatem – Konfraternia Morza Gościnnego. Temat rozwinę niebawem.

Mam być szczery – cała ta moja „mądrość” zostanie zweryfikowana, kiedy dowiemy się, kto jest premierem Ukrainy po ostatnich wyborach parlamentarnych.  Całkiem możliwe, że prawdziwy rząd ukraiński zostanie zdefiniowany dopiero po wyborach lokalnych, „samorządowych”.

 



[1] Wydaje się paradoksalne, że kraj tak wielki i ludny, a do tego obdarzony tyloma bogactwami, nie jest w stanie wybić się na rzeczywistą podmiotowość w przestrzeni międzynarodowej. Kluczem było dobrowolne wyzbycie się przez Ukrainę doktryn wojennych po rozpadzie ZSRR oraz oligarchizacja gospodarki rodząca kosmopolityzm elit;

[2] Ukraińcy UE kojarzą przede wszystkim z Niemcami;

[3] Ukraina w jakościowo większym niż Polska wymiarze obcuje na co dzień z Orientem poprzez codzienne, od dawna nawiązane, kontakty z Turcją i Kaukazem;

[4] Nam, Polakom, żyjącym między Wilnem, Lwowem, Koszycami, Ostrawą, Usti, Dreznem, Berlinem i Bornholmem – ściślejsza kooperacja Ukrainy i Turcji wydaje się egzotyczna. Warto zatem wczuć się w kijowską topografię regionalną, by zrozumieć, że Ukraińców w Europie interesować może wyłącznie ktoś „duży i pomocny”;