Emocje to tylko narzędzie polityki

2010-12-06 16:50

 

Z ciekawością poszedłem do Biblioteki na Koszykowej, na spotkanie Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego na temat stosunków polsko-rosyjskich. Tytuł spotkania: Ironia losu w relacjach polsko-rosyjskich. Paneliści: europoseł z PiS, pani doktor znawca spraw rosyjskich, Rosjanin-dziennikarz.

 

Zaproszenie brzmiało:

Prezydent Federacji Rosyjskiej Dmitrij Miedwiediew złoży 6 grudnia 2010 roku pierwszą od 8 lat oficjalną wizytę w Polsce. Jest to dobra okazja do zastanowienia się nad stanem relacji polsko-rosyjskich i postawienia kilku istotnych pytań. Czemu Rosja zmienia swoje nastawienie do Polski? Czy katastrofa smoleńska stała się katalizatorem poprawy relacji z Moskwą? Czy znajomość depesz amerykańskich dyplomatów zmieni nasz stosunek do rosyjskich władz? Czy Polska stała się kluczem do zbliżenia Rosji z Unią Europejską i NATO?

 

„Ironia losu” to popularny radziecki melodramat z 1975 roku, w reżyserii Eldara Riazanowa, w którym wystąpiła znana w Rosji polska aktorka Barbara Brylska. 

 

Gośćmi debaty będą: 
Dr Vladimir Kirianov – Redaktor Naczelny Rosyjskiego Kuriera Warszawy
Paweł Kowal – Poseł do Parlamentu Europejskiego
Dr Olga Nadskakuła – Ekspert ds. Rosji Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego
Moderator: Zbigniew Pisarski – Prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.

 

Swoje zdanie kilkakrotnie już przedstawiałem w notkach, spotykając się z rozmaitymi reakcjami:

„Nasze ego narodowe” – patrz: tutaj.

„D’ed Moroz” – patrz: tutaj.

„Polityka rozumna a Rosja” – patrz: tutaj.

Po wysłuchaniu panelistów i dyskutantów podkreślę jeszcze raz:

1.       Najprawdopodobniej Miedwiediew nie przyjechał do Polski, tylko do jednego z krajów Europy Środkowej (brzmi podobnie, a jakaż różnica!), traktując tę wizytę jako element strategii ściślejszego wiązania się z Europą w celach modernizacyjnych;

2.       Polska nie wykłada dziś do rozmowy z Rosją ani wspólnych polskich tematów (np. uzgodnionych z opozycją), ani wspólnych środkowo-europejskich problemów czy żądań – z konieczności więc będzie to wizyta kurtuazyjna, okraszona mikołajkową paczką od D’eda Moroza, zawierającą dokumenty, przecież nie te, o które nam chodzić by mogło;

3.       Polska została „wytypowana” do tej wizyty jako ten kraj, który najaktywniej w regionie zabiega u Rosji o różne sprawy, w większości honorowo-ambicjonalno-symboliczne, przy czym jest dość miękkim negocjatorem w konkretnych sprawach gospodarczych;

4.       Rosja boryka się z poważnymi problemami na południu byłego imperium oraz w Centralnej Azji i na Dalekim Wschodzie: ofensywa dyplomatyczna w tamtym kierunku wymagałaby po prostu więcej wszystkiego;

5.       Jedyne – choć niełatwe – co ma tu Rosja do pokonania, to stereotyp światowego rozrabiaki: tego problemu nie ma w Polsce Ameryka, choć prowadzi(ła) w ostatnim okresie kilka „operacji stabilizacyjnych”, w rzeczywistości agresywnych zbrodniczych wojen, jest liderem procesu osaczania Rosji, wspiera Izrael w jego rozsadnikowej roli na Bliskim Wschodzie;

6.       W polityce nie ma sentymentów: można kogoś głaskać i składać mu miliony obietnic i sugerować przyszłe korzyści, ale sednem polityki jest realizacja interesów związanych z własną Racją Stanu przeciw innym racjom: Rosji jednak w oczach Polaków jakby mniej wolno niż Chinom, Izraelowi, Ameryce, a już przed Polską Rosja ma przyjmować wiecznie postawę skruszonego ludobójcy;

 

 

Co do dwóch ostatnich punktów: tu nie chodzi o to, żeby w akcie miłosierdzia oczyścić Rosję z jej niecnych poczynań, tylko o to, że najprawdopodobniej nie ma dla nas granicy, poza którą gotowi bylibyśmy Rosji odpuścić cokolwiek i dać wyraz satysfakcji (OK., Rosjo, możesz już wstać z kolan). Niemcom zdajemy się wybaczyć tysiąckrotnie większe zbrodnie wobec Polski i Europy z Rosją, Jałty nie pamiętamy Brytyjczykom, Francuzom i Amerykanom, faszyzm włoski w ogóle traktujemy z przymrużeniem oka, zbrodnie japońskie są dla nas nazbyt odległe „pojęciowo”, nie chcemy widzieć ani amerykańskich zbrodni założycielskich, ani dawnych zbrodni wobec mieszkańców Afryki, ani obecnych wojen zaczepnych pod byle jakimi pretekstami, którym towarzyszą międzynarodowe oszustwa, zbrodnie humanitarne i lekceważenie wciągniętych w proceder sojuszników.

Gdzieś w trzewiach tkwi nasza pogarda wobec Rosjanina, którego kochamy za pisarzy-filozofów, za jego poezję i muzykę, podziwiamy jego romantyczne bohaterstwa, zazdrościmy Rosji jej rozmiarów i wielkości rozmaitych, współczujemy wojennej 20-milionowej ofierze w ludziach – ale nie umiemy tego oddzielić od zbrodni reżimu, równie bezlitosnego wobec Polaków, jak wobec innych okupowanych nacji, a nawet samych Rosjan.

Oczywiście, sami wobec Rosjan czujemy się niewinni jako te leluje. Bolszewika goń goń goń wymyślili kosmici, podobnie jak nasz najazd na Moskwę kilkaset lat temu. Czego tam szukaliśmy wtedy? Demokrację zaprowadzaliśmy?

Nie mam żadnych złudzeń: Kreml prowadzi surową, ociosaną z sentymentów politykę przywracania mocarstwowej równowagi po smucie upadku ZSRR. Ta polityka nie musi się udać. My o prowadzeniu takiej polityki możemy sobie pomarzyć, bośmy i mniejsi, i mniej poważnie widziani na Ziemi. I tego – zdaje się – nie umiemy wybaczyć państwu rosyjskiemu. Choć tak łatwo wybaczamy innemu mocarstwu i drenaż ekonomiczny, i jaja z wizami, i oszustwo irackie (a teraz afgańskie), i wkręcenie w zbrodnię humanitarną, i instrumentalne nas traktowanie w sprawie tarczy.

Bo wiadomo, że Amerykanin to człek cywilizowany, a Rusek – to barbarzyńca jest, i basta!

 

 

PS:

Dorzucę tu cytat ze świeżej notki Filipa Memchesa na Salonie24, o jego wywiadzie na łamach gasnącej „Europy” (Newsweek) z Dmitrijem Treninem, dyrektorem liberalnego think thanku, Moskiewskiego Centrum Carnegie. Trenin powiada:

(Rosyjska) elita polityczna pręży muskuły, demonstruje siłę, podejmuje działania budzące nieufność i niepokój sąsiadów – zatem, jak często słyszymy w Polsce, to kraj, z którym „trzeba się liczyć”. Ale tak naprawdę elita ta próbuje zasłonić realną słabość własnego państwa.

 

Trenin mówi: „Imperium takie jak Rosja Romanowów czy ZSRR to przedsięwzięcie, któremu przyświecały cele globalne czy transkontynentalne. Związek Sowiecki miał własną koncepcję porządku światowego, narzucał innym krajom określoną ideologię i określony ustrój społeczno-ekonomiczny. Przeznaczał na to olbrzymie środki. Dzisiaj natomiast jest dokładnie na odwrót: Rosja nie posiada żadnego projektu globalnego. Jest dumna z tego, że nie ma żadnej ideologii. Nie interesują jej żadne procesy, które mają miejsce poza jej granicami”.

 

Rosja – zdaniem Trenina – „negocjuje jedynie własne interesy, głównie gospodarcze i finansowe, aby coś sprzedać lub kupić. To jest tylko podtrzymywanie państwa w bieżących granicach. O żadnej ekspansji nie może być mowy”.

 

 

 

Kontakty

Publications

Emocje to tylko narzędzie polityki

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz