Abramowskiego nigdy dosyć. Mesjasz rewolucji mentalnej

2014-12-04 17:28

 

Edward Abramowski stał się pośmiertnie atrakcyjnym kąskiem zarówno dla anarchistów, jak też dla socjalistów, spółdzielców, samorządowców, poszukiwaczy alternatyw politycznych.

Ja zaś podkreślam w jego dziele zarówno stanowcze trzymanie się konserwatywnej wrażliwości humanistycznej (gdyby był tak zamożny jak Staszic, też pewnie ufundowałby towarzystwo spółdzielcze), a także stanowcze i ostateczne porzucenie flibustierstwa-podskakiewiczostwa na rzecz projektu przebudowy psychomentalnej człowieka, każdego z osobna. Dziś towarzysz Edward, profesor Abramowski, niewątpliwie zagłębiałby się w projekty socjatryczne (przywracanie wykluczonym elementarnych umiejętności społecznych, by wydobyć ich z otchłani l’uomo senza contenuto) oraz remutualizacyjne (przywracanie wspólnotowości temu co rozproszone i anonimowe, „rozwiązane”).

POLACY MAJĄ PROBLEM Z Abramowskim, zwłaszcza ci, którzy są proszeni o wyjaśnienie, dlaczego „odstąpił” od działań „rewolucyjnych” i zajął się pracą akademicką. Samo oświadczenie, że zmieniła go gruźlica – nie wystarczy.

Się nie chce pamiętać, że Edward Abramowski był z urodzenia ziemianinem, i to na Ukrainie, gdzie los „parafian” zależał od widzi-mi-się „pana”. Tyle że – przeprowadziwszy się do Warszawy (po śmierci matki), jego humanistyczno-inteligencko-powstańcza wrażliwość (wyniesiony z domu romantyzm) napotkała na pączkujący wciąż od nowa ruch antycarski, w wersji skrajnie lewicowej, żeby nie powiedzieć lewackiej (na początek: Proletariat).

Obracając się w domowym gronie konserwatywnych humanistów (Konopnicka) szybko dał wyraz swojej niezgodzie na wszystko i stał się „biezprizornym” podskakiewiczem politycznym, gotowym na ryzyko, które nie do końca potrafił oszacować.  Rówieśników przerastał wiedzą nabytą u starszych od siebie, zaś tych starszych urzekał bezkompromisowością, stanowczością poglądów dojrzewających dość szybko, choć bez przesady.

Od początku swojej warszawskiej, potem krakowskiej (Uniwersytet) dorosłości funkcjonował na pograniczu lewicowości i konserwatyzmu, albo – mówiąc dosadniej – na pograniczu rewolucyjności i troskliwości. W kierunku prawicowości (groszoróbstwa) nawet nie spojrzał. To nie była jego „ojczyzna mentalna”.

Z konserwatyzmu wybrał temat związany z kondycją ludzką, przede wszystkim z etyką działania publicznego oraz ze świadomością mechanizmów samorządnościowo-spółdzielczych. W lewicowości dokonał odkryć co do „klasowej istoty systemu-ustroju”, pozostając tu pod wpływem marksistów.

Nie trzeba było długo czekać – zajęło mu to kilkanaście zaledwie lat – by Abramowski stał się autorem koncepcji, składającej się z kilku spiętych we wiązkę poglądów:

1.       Państwo – każde, bez wyjątku – jest ciemiężcą i żywym złem w dowolnym ustroju, bo taką ma naturę;

2.       Człowiek najczęściej jest mało zorientowany w procesach społecznych i własnej w nich roli, bo ciemiężcy nie dają mu czasu i środków, by się „rozejrzał”;

3.       Wolny rynek wytwórczy i rynek idei kończy się – prędzej czy później – koncentracją i centralizacją, czyli coraz silniejszym zniewoleniem ludu;

4.       Państwo jest nietrafną receptą na regulacje społeczne, powinno być zastąpione powszechną samorządnością (polityka) i spółdzielczością (gospodarka);

5.       Człowiek – każdy z osobna, ale też wspólnoty i inne konstelacje – powinien być systematycznie przygotowywany do „brania spraw publicznych i osobistych we własne ręce;

6.       Ludziom potrzebny jest poza-systemowy (nie-rządowy) mecenas, który będzie ich edukował w samorządności, spółdzielczości, obywatelstwie;

7.       Wyobrażalne jest – w nie najbliższej przyszłości – społeczeństwo ludzi przygotowanych merytorycznie i moralnie do przejęcia (samo)rządów w kraju;

Lektura dzieł i dziełek oraz robótek pisemnych Edwarda Abramowskiego pokazuje wyraźnie, jak z wrażliwego ziemianina-inteligencika przeistacza się on najpierw w nienawidzącego system-ustrój straceńca-podskakiewicza, a potem w badacza natury ludzkiej i nauczyciela.

Był zatem Abramowski nie kandydatem do politycznego przywództwa, a już na pewno nie do najwyższych urzędów – tylko mężem „stanu oddolnego”, zainteresowanym jak najszerszym niesieniem idei obywatelskich.

To dlatego wciąż mało jest Abramowskiego, zwłaszcza kiedy się obserwuje parlamentarną i pozaparlamentarną „klasę” polityczną.

A może jeszcze zajrzyj - Czytelniku - TUTAJ