Łojezuuuuu! – oraz luźne uwagi

2012-11-20 16:45

 

OK., udało się nas dziś zadziwić. Zatem w szoku mam takie oto refleksje.

Dobrze pamiętam, jak Donald Tusk na nową kadencję zapowiadał wzmocnienie służb mundurowych (i parę innych drobiazgów, przeczytajcie sobie, Szanowni). Wydarzenie ogłoszone dziś, którego esencją jest zatrzymanie człowieka pod zarzutem zbrodni przygotowywania zamachu politycznego, potwierdza znakomitą „intuicję” pana Premiera. Będzie jeszcze kilka takich zdarzeń, potwierdzających tę „intuicję”: duże pretensje do Rządu mają środowiska pracownicze (na tle pogarszania systemu zatrudnienia), środowiska lokatorskie (na tle rugowania ludzi z „substancji mieszkaniowej”), środowiska patriotyczne (niekoniecznie moherowe, o czym dalej) i najszerzej rozumiana prowincja, zarówno parafialna (na tle ideologicznym) i samorządowa (na tle ograniczeń autonomii i podmiotowości). Zawsze się znajdzie dobry powód, a nawet porażający powód, aby ogłosić, że wybrani, a może marginalni przedstawiciele tych środowisk okażą się wrogami publicznymi.

Teraz na ten sam temat, tylko inaczej.

Mam niemal jasność, że tzw. porządek jałtański przeżywa ostatni spazm tryumfów. Nie byłyby one możliwe bez świadomego zaangażowania się kierownictwa Rosji, zwanego tam potocznie „prawlienijem” lub „naczalstwem”. Jałta (i jej mniej znane, ale oczywiste podpory) nie rozpadła się przecież w 1989, a świadomość tego mają zapewne wszyscy, którzy umieją układać „lego” z takich oczywistości jak Okrągły Stół z Magdalenką, Wymiana Premierów (Pawlak za Olszewskiego), nad-potrzebne zaangażowanie Polski w misje „pokojowe i stabilizacyjne”, rozmaite nagonki wewnątrzkrajowe.

Dobrze jest pogadać o konkretnym przykładzie PSL, bo to jest temat aktualny i jak najbardziej powiązany z tym, co nas dziś egzaltuje.

Różnica między Pawlakiem a Piechocińskim jest taka (pisałem już o tym nieco dyskretniej), że Waldemar gra i „urasta” w układzie nomenklaturowym III Rzeczpospolitej, od roli „młody, działaj” do roli cichego wspólnika, a Janusz jest z temperamentu „wiciowcem”, czyli mężem do dyspozycji środowisk prowincjonalnych, a nie aparatu. To są dwie różne rasy. O ile ludzie – żyjący jeszcze – pielęgnujący nadal tradycje Stronnictwa Ludowego, wściekli na sposób potraktowania Romana Bartoszcze, nie mają o czym gadać z Pawlakiem – to z Piechocińskim – czemu nie. Gdyby Piechocińskiemu udało się uzyskać legitymizację tych „pozasystemowych” ludowych środowisk, to po raz pierwszy w historii powojennej dokonałby skutecznego wyłomu w ścianie, której nie udało się przebić ani w PPS-owi, ani Solidarności Walczącej: odsunąłby – niekoniecznie fizycznie – od wpływów na Państwo osoby jałtańskie duchem, a przywróciłby osoby „rzeczpospolite”.

Szczerze mówiąc, nie da się jedynie chłopskim uporem czy podszczypaną ambicją wyjaśnić totalnej rejterady Pawlaka (bo niby co, chętnie z dnia na dzień przejdzie do roli „nikogo”?), i jeszcze oczywistego wsparcia dla niego ze strony „koalicjantów”. Spodziewam się raczej serii podjazdowych kuksańców dla Piechocińskiego, mających go wyprowadzić z równowagi, a w jego stronnikach zasiać wątpliwości i niepokój. Bo jest on – jeszcze nie wiadomo czy skutecznym – zagrożeniem dla całej konstrukcji politycznej, opartej na „rencie politycznej”, jakże innej niż „renta przedsiębiorczości”. Warto zapoznać się, bez nabożeństwa, ale z uwagą, z konceptem agraryzmu (Janusz P. niekoniecznie używa tego słowa, ale…).

Potwierdzam, że moim pragnieniem jest obalić porządek konstytucyjny zaprowadzony w Polsce wbrew wyobrażeniom o demokracji. Oświadczam, że mimo wyglądu, solidnego przeszkolenia wojskowego i ADHD-owskiego temperamentu, nie mam zamiaru rzucać koktajli mołotowa i używać przemocy dla osiągnięcia swego zamiaru. Kto chce wiedzieć więcej – niech czyta moje notki. Akapit ten zamieszczam prewencyjnie, w przekonaniu, że Państwo Stricte redaguje, kompletuje, odświeża listę przyszłych „znikniętych”, choć całkiem możliwe, że przesadzam.