Ziemia nawiedzona. Syjoniści do Syjonu?

2011-10-11 08:18

 

Jedną z ważnych mądrości chrześcijańskich jest ta, która każe mieć w sobie stałą i wielką gotowość do bezwarunkowego wybaczania innym wszystkiego, co nazwalibyśmy grzechem, niecnotą, niegodnością, egoistycznym upustem żądz materialnych i duchowych. O tym, że jest to mądrość a nie naiwność świadczy inny nakaz, który mówi, że ocenę ostateczną postępków naszych współbraci zostawić trzeba Jemu, zaś w trybie doczesnym wolno nam jedynie bronić się przed skutkiem bezpośrednim czyjegoś zagrożenia oraz głosić mu pomocny program naprawy.

 

Trud naprawiania nas wszystkich, którzy odważamy się widzieć niedostatki i złą wolę oraz systemowo-ustrojową wredność w Państwie zarządzającym polskim Krajem i Ludnością – otóż trud ten znojny podjął się dziennikarz (nie bójmy się tego słowa), który zaczynał jako bloger, wzięty bloger, kontrowersyjny bloger – aż wylądował w sferze dziennikarstwa „właściwego”, które uprawnia między innymi do tego, by pojeździć sobie tuskobusem. Słowo WŁAŚCIWY będzie tu objaśniane.

 

Wczoraj wieczorem dziennikarz ten raczył zaproponować wyborcom PiS następująco: „Pierwsze zalecenie dla wyborców PiS; Kupcie sobie rozmówki polsko-węgierskie. Bo Budapeszt jest na Węgrzech. Tu NIGDY pod JK do władzy nie wrócicie. I drugie zalecenie - Wasza ziemia obiecana jest na... Greenpoincie i w Jackowie. Tu jest Polska - Pisoland jest tam...” .
 

Nieco wcześniej wskazał nam, swoim stałym czytelnikom, link do tytułu: "Triumf PiS wśród słabiej wykształconych. PO "partią inteligencką"? Prawo i Sprawiedliwość zdobyło najwięcej głosów wśród wyborców legitymujących się wykształceniem podstawowym i zasadniczym zawodowym. Wyborcy z wykształceniem średnim i pomaturalnym, a także licencjaci i wyżej wykształceni w większości zagłosowali na PO - wynika z danych TNS OBOP dla TVN24 i TVP.  Choć PiS wspierali w kampanii wyborczej liczni przedstawiciele środowiska akademickiego i profesury, to jednak wśród osób gorzej wykształconych partia Jarosława Kaczyńskiego mogła liczyć na większe poparcie. Zdecydowana większość lepiej wykształconych wyborców poparła Platformę Obywatelską.

 

Na temat „palikotowców” dziennikarz tu „omawiany” ma zdanie podobne, toteż podpowiada na FB swoim licznym znajomym odpowiednie linki.

 

Wczoraj z samego rana nasz dziennikarz napisał: „Dzień dobry. Dalej w normalnym państwie”.

 

W sobotę, przed dniem wyborów: „A jutro od samego rana, proszę Państwa, mistrzowski pokaz politycznego marketingu narracyjnego... w kościołach całej Polski... od 6 do 12....Oni są w tym mistrzami, że nawet Eryk Mistewicz może się od nich uczyć...”.
 
5-go października dostałem odeń info: „Jeszcze raz przypomnę najlepsze hasło kampanii PiS - "Polacy zasługują na wieńce"...
 

Jeszcze tylko jeden przykład obiektywizmu. Z pamięci: nasz dziennikarz poinstruował swoich znajomych, że bywanie na Salon24, niezależna.pl, wPolityce pl – to zwykły obciach.

 

Na tym tle zalecenie naszego dziennikarza sprzed kilku dni (Jak głosować? Przede wszystkim racjonalnie. Lepiej nie kierować się negatywnymi emocjami, jak robi wielu (większość?) Polaków – tzn. nie głosować przeciw komuś, lecz z a kimś.) – wydaje się szyderstwem.

 

Refleksje ogólniejsze
Nie mam nic przeciwko temu, aby dziennikarze mieli poglądy polityczne czy ideowe. Wręcz przeciwnie. Są inteligencją, a ta powinna mieć jakieś własne poglądy, głosić je, a swoje racje próbować wcielać w życie poprzez pożyteczne społecznie inicjatywy i przedsięwzięcia.
Za to mam milion argumentów przeciwko temu, aby dziennikarze w mediach dawali upust swoim poglądom w miejscach, które są prezentowane jako forum „czystej” informacji. Nie jest prawdą, że kiedy zaprosimy do dyskusji redakcyjnej kilku żurnalistów o różnych opcjach – to się wyrówna i zbilansuje. Raczej pozostaje niesmak. I wrażenie, że nikt niczego nam nie objaśnił, a tylko dowiódł po raz kolejny, że nie interesuje go odbiorca (czytelnik, słuchacz, widz).
 
Rozróżniam między dziennikarstwem agitacyjnym a dziennikarstwem jako takim. Agitatorów politycznych zaopatrzonych w legitymacje dziennikarskie jest w polskich mediach tyle samo, co akwizytorów biznesowych. I tyle samo, co wydrwigroszy w bankach i korporacjach, którzy przedstawiają się jako osoby żywo zainteresowane naszym, klientów dostatkiem i powodzeniem. W rzeczywistości wpijają się w nasze budżety i oszczędności, wysysając z nich swoje prowizje i zyski dla swoich mocodawców.
 
90% wypowiedzi medialnych autoryzowanych przez ludzi o zawodzie „dziennikarz” – to obecnie w Polsce agitacja i otwarta walka polityczna. Ekscesy Lisa czy Gugały, Pochanke, Durczoka, Olejnik – to nie wyraz frustracji jakiejś, tylko wykwity dziennikarskiego „profesjonalizmu”.
 
„Dziennikarstwo” nachalne, bezczelne, „asertywne”, a choćby „tylko” stronnicze – to w Polsce nienormalna norma. Pisma, portale, gazety, audycje – niezależnie od tego, skąd czerpią swoje inspiracje – starają się wmówić odbiorcom swoje racje i poparcie dla swoich pupilów i sponsorów zarazem. Trudno, niech tak jest, skoro nie może być inaczej. Ale dlaczego owi żurnaliści cały czas podkreślają, że są niezależną, nie uwikłaną politycznie wyrocznią, a słowo „obiektywny”, albo „racjonalny-rozsądny” odmieniają przez wszystkie przypadki”? Oszukują!
 
Dziennikarz, który jest kłamcą – to marny dziennikarz.
 
Refleksje jeszcze bardziej ogólne
Polska jest areną coraz ostrzejszego sporu, który trwa niezależnie od wyborczych igrzysk. Po jego jednej stronie stoją ludzie, którzy strzegą swoich sukcesów polegających na oskubaniu, ograniu współbraci. Na tzw. rynku. Oraz ci, którzy są takiego sukcesu żądni. Po drugiej stronie sporu stoją oskubywani: jedni padają ofiarą własnej głupoty i naiwności, inni przegrali w „rynkowej” grze o skubanie.
 
Tłem sporu, a może bezpośrednią przyczyną, są fatalne zaniedbania gospodarcze i ustrojowe kolejnych ekip rządzących. A także fatalny „wybór”, jakiego dokonaliśmy wchodząc na drogę takiej a nie innej Transformacji (gospodarczej, ale i ustrojowej). W wyniku przemian zdajemy się „importować” wyłącznie całe zło „zachodu”, zaniedbując zachodni pozytywizm, cierpliwość, staranność, rzetelność, solidność, innowacyjność, wrażliwość społeczną, odpowiedzialność rządzących za Kraj i Ludność. Importujemy też sztukę mimikry, statystyczno-medialnego udawania, że jest świetnie.
 
Strony sporu mają jeden wspólny temat, którego wzdragają się podjąć: każdy w swoim zakresie, ale w koincydencji, mógłby poświęcić się tworzeniu rzeczywistego, a nie „giełdowo-gamblerskiego” dochodu (czasem giełda i gambling miewają postać zwykłego bazaru).
 
Wyznawcy skubańczego sukcesu dowodzą, że to wszystko to tylko błędy i wypaczenia, da się to zaklajstrować, może jutro. Wyznawcy racji ofiar skubania dowodzą, że to czyjaś wina (przeciwnika politycznego), a niektórzy – jak ja – że to jest systemowo-ustrojowa szankra, którą trzeba ogniem palić. Wiem co mówię, kiedy głoszę, że dążę do obalenia porządku konstytucyjnego w Polsce.
 
Dawno już przestało być w Polsce modne tworzenie od podstaw żywego, soczystego owocu w postaci dóbr, wartości i możliwości. Dawno też wyszło z użycia wzajemne zaufanie, każdy „kontakt gospodarczy” obarczony jest dużym ryzykiem tego, że się będzie oszukanym.
 
Liderami sporu są wyznawcy ugrupowania mega-pragmatycznego i tacyż wyznawcy ugrupowania mega-ideowego. Wyznawcy, dla których argumenty merytoryczne są drugorzędne. Swoje do tego sporu dokładają rozmaici pomniejsi. Ci pomniejsi albo szpilą swoimi krótkimi lancetkami, albo głoszą jakieś poważniejsze racje, ginące w medialnym zgiełku.
W medialnym zgiełku
W medialnym zgiełku.
W medialnym zgiełku.
Trzy może cztery ostatnie mini-zdania skierowuję do ludzi z legitymacjami dziennikarskimi.
 
Uwagi konkretne, osobiste wręcz
Nasz wzięty (tu na tapetę) dziennikarz, zresztą to mój znajomy od kilkudziesięciu lat, ma chytry sposób na popularność: uważnie studiuje codzienną papkę informacyjną i z godną pozazdroszczenia (zazdroszczę) intuicją komentuje niektóre. Wybiera właściwą porę, uzbraja notki we właściwe tagi, twitteruje i rozpowszechnia po portalach społecznościowych. Profesjonalista.
 
Prezentuje się też jako bezkrytyczny apologeta tego, co nazwalibyśmy obecnym systemem, ustrojem. Zaprotestuje przeciw słowu „bezkrytyczny”, a może też „apologeta”. Przecież od czasu do czasu wskazuje na jakieś niedoskonałości.
 
I jest pozycjonerem. Sztukę ustawiania swojej osoby tuż obok centrum, w sednie ale bezpiecznie, opanował do perfekcji. Niech się obraża. Umie się obrazić. Kiedy wypomniano mu, że – bywa – cytuje sam siebie sprzed miesięcy, tyle że bez odwołania – to się obraził. A to był zwykły przytyk!
 
Lubi zabierać głos z wyżyn swojej niczym nie podważalnej racji. On wie, słuchajcie go. Zwłaszcza, kiedy gani 1/3 wyborców, że ich miejsce jest poza Polską, a czytelników kilku portali uważa za cymbałów.
I lubi wypowiadać się na temat rzetelności, uczciwości i profesjonalizmu dziennikarzy.
Lustra w domu – niechybnie potłukł. Dlatego w nich nie widzi hunwejbina.
 
*            *            *
Nie jestem zadowolony z wyników wyborów. Dlatego, że „błędy i wypaczenia” systemowo-ustrojowe uzyskały swoiste imprimatur, że kamaryle, koterie i kliki dostały właśnie zapewnienie o bezkarności, że codzienny ucisk skubaczy wobec skubanych staje się usankcjonowaną normą. I że przez najbliższe miesiące nikt nie zastanowi się poważnie, skąd się biorą samo-podpalacze, emigranci, ludzie niezadowoleni ze wszystkiego, dlaczego giną od kul ważni funkcjonariusze państwa, dlaczego spadają samoloty i dochodzi do kraks na drogach i kolejach, dlaczego strażnicy sztyletują albo wieszają lub strzelaja do więźniów, skąd się bierze 80% szczęśliwości, choć 26% gospodarstw domowych nie wystarcza "do pierwszego", skąd się biorą wykluczenia, w tym bezdomność i bezrobocie, skąd się biorą niebotyczne długi państwowe i preparowane długi przedsiębiorców oraz konsumentów. A Państwo zajmuje się coraz bardziej abstrakcyjnym gamblingiem, nie interesując się tym, co w realnej codzienności robią „poddani” i co im się dzieje. I wciąga w ten gambling wszystkich, odciągając od normalnych zajęć, choć chętnie ich owoce opodatkowuje, do tego lubi ludziom „mieszać” w ich zupach.
 
Jestem z tych, którzy igrzysk wyborczych nie kojarzą z wyborami, jakich bym oczekiwał, bo zarówno wyłanianie kandydatów, jak też ich zależność od partii i kamaryl oraz lokalnych powiązań, na koniec pełna kliencka zależność od szefów partii, kiedy już są wybrani – wszystko to jest poza mną i poza każdym obywatelem, poza udziałem „wyborcy”. Uważam, że oddawanie głosów nieważnych jest takim samym legitymizowaniem szopki wyborczej, jak głosowanie „racjonalne”.  Proponuję tzw. Ordynację Sołtysowską, która jest – może kiepskim – sposobem na uczynienie „oddolnymi” mechanizmów publicznych w miejsce wyalienowanej, mega-neo-totalitarnej buty i arogancji, reprodukowanej w kolejnych kampaniach.
 
Ale nie śmiem – Jacku drogi – szydzić i nienawidzić tych, którzy mają odrębne zdanie. Przeciwne nawet. Wolę pokazywać – wiem, mało atrakcyjne – argumenty rzeczowe, nawet jeśli się mylę. I oczekuję reakcji merytorycznej. A jeśli ktoś mnie w komentarzach „napadnie” (co zdarza mi się na Salonie24) – to podejmuję rękawicę, a nie traktuję go jak gnojka. Dodam, że piszę co najmniej w kilku miejscach, głównie z potrzeby, ale też dla „higieny”.
 
Nigdy w życiu nie będę odwodził kogoś od jakiegoś wydawnictwa papierowego czy multimedialnego tylko dlatego, że się nie zgadzam z „ichnimi” racjami, albo że posądzam ich o kłamstwa i nieuczciwość. Nie będę nawoływał: nie czytajcie, bo to obciach. Bo to oznaczałoby, że stroję się w upierzenie MAJĄCEGO RACJĘ PONAD WSZYSTKO. Może i ją mam, ale to mój odbiorca ma w ręku ocenę mojej racji, ja zaś nie jestem na bazarze, nie wykrzykuję: „nie kupujcie u tamtego głupka, u mnie towar najświetniejszy”.
 
Nadejdą – mam pewność – czasy, kiedy wróci wszystko do normy.

Kontakty

Publications

Ziemia nawiedzona. Syjonisci do Syjonu?

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz