Psychowariat w Polityce

2011-01-28 05:48

 

Pierwszym, który lubił „po nazwisku” znakować ludzi nie nadających się do polityki, był Władysław Gomułka.

 

Ja zaś pamiętam ze swojej młodości, że za symbol politycznego zdziczenia uchodzili Kuroń z Michnikiem. Tzw. „komuna” do tego stopnia sama w to uwierzyła, że długo nie było zgody na to, by oni obaj zasiedli do Okrągłego Stołu. I wiecie co? Jako politycy faktycznie nie okazali się aż tak wybitni, jeden stał się w „wolnym kraju” publicystą i guru swojego środowiska, drugi społecznikiem i kreatorem publicznych inicjatyw. Ale polityka, taka szaro-codzienna, nie stała się ich żywiołem.

 

Żebym nie zboczył z obranej ścieżki: dziś jako oszołom, wariat i dzicz „oznakowany” jest Brat Bliźniak. Wczoraj komentowałem (notka: „Oskarżam?”) wystąpienie publicystyczne prawniczki, która wzięła na widły paragrafów „niejakiego” Jarosława K. i symbolicznie go wsadziła do ciupy za poważne przestępstwa. Brawo. Ale – i to charakterystyczne – swoją notkę internetową zakończyła (między gwiazdkami cytuję dosłownie):

 

*             *             *

Jarosław Kaczyński nie poniósłby żadnej odpowiedzialności za swoje słowa. 

  • Nie piastuje stanowiska państwowego (poza mandatem poselskim, ale to nie ten przypadek) i nie stanąłby przed Trybunałem Stanu za delikt konstytucyjny.
  • Nie odpowiadałby karnie, bo przede wszystkim chroniłaby go wolność publicznej dyskusji. Nikt z władz nie odważył się bowiem na to, co zrobił Jarosław Kaczyński informując, że odpowiednie służby sprawdziłyby sferę wypowiedzi „pewnych panów z pism lotniczych” wyrażających w mediach swoje opinie na temat katastrofy, gdyby to on był premierem.

Więc po co ten tekst? (cały czas cytuję tekst prawniczki)

Bo oto jesienią tego roku znów ważyć się będą losy Polski. A wówczas dzisiejsza bierność może nas drogo kosztować. 

Szans na to, że w imię „honoru” i „pamięci poległych” oraz „godności polskiego państwa oraz pozycji Polski na arenie międzynarodowej” Jarosław Kaczyński i członkowie Rady Politycznej PiS dobrowolnie odejdą ze sceny politycznej - nie ma.

*             *             *

 

Oto esencja demokracji, dziś nam panującej. Wiemy – powiada na obywatelskim forum publicystów prawniczka i demokratka z przekonania – że nie da się człowieka ukarać, ale podnieśmy larum, że to polityczny psychol, nastraszmy nim publiczność, niech to go wyeliminuje w wyborach!

 

Szanowni, ja nie chcę się wozić po młodej prawniczce. Zwracam tylko uwagę na fakt, że jak za dawnych lat, listy wyborcze kształtuje się dziś w ten sposób, iż „prawomyślnych” wskazują liderzy peletonów wyborczych, zaś „nieprawomyślnych” usłużne media starają się pozbawić prawa do kandydowania, a jeśli już, to w konwencji „wyborco, bądź czujny, sam sobie nawarzysz piwa”.

 

I twierdzę, że tak nie wolno. Nawet jeśli demokracja jest jedynie udawana. Całkiem niedawno za to samo świat potępił Łukaszenkę. Tak, tak, to samo, bo choć oczywiście nikt u nas w dniu ogłoszenia wyników wyborów nie wsadza konkurencji do mamra, to jednak  „oznakowanie” metką szkodnika publicznego jest identyczne.

 

Gdzieś już dałem wyraz swojemu zdziwieniu: oto mamy 21 lat Transformacjo-Modernizacji, z tego 2 lata rządów „kaczystów” (no, dobra, dodajmy do tego te 5 minut rządu J. Olszewskiego). I okazuje się, że za fatalny stan kraju w każdej z wyobrażalnych dziedzin odpowiadają „kaczyści”, a pozostali z demokratycznym wdziękiem prowadzili kraj ku Zielonej Wyspie! Doprawdy, wielka jest psujna siła Jarosława!

 

Uwaga: przypisywanie mi jakichkolwiek polityczno-wyborczych związków z J. Kaczyńskim nie ma poparcia w prawdzie, sam uważam, że w jego otoczeniu jest paru zawodników „ciemnego autoramentu”, których Historia rozliczy (może też prawo), sądzę też, że Pan Jarosław ma ciągotki autorytarne (jak większość przywódców partyjnych w Polsce, a nawet szefów stowarzyszeń i inicjatyw społecznych). Więcej: czasem jak coś powie, to przysiadam ze zdumienia.

 

Rzecz w tym jednak, że demokratycznej polityki nie robi się w sposób „głosujcie na mnie, bo nie może wygrać tamten dzikus”.  Wolałbym, aby kilkoro cenionych za swoje opinie gwiazdorów telewizyjnych wyjaśniło mi, skąd się bierze taki sposób stosowania „demokracji”, że przed jakimkolwiek czynem politycznym biegnie Słowo, miesza owo Słowo ludziom w łepetynach, aż okazuje się, że to wystarczy, czyny są już niepotrzebne, zatem nic się konkretnego nie robi.

 

Politykę w Polsce robią Słowa, zastępując jakiekolwiek konstruktywne działanie. Taka się w Polsce „przyjęła” konwencja. Oskarżanie o to jednego polityka i jego hufiec, choćby jaskrawy w swojej zajadłości - to grube przegięcie, zwłaszcza że coś mi mówi, iż to akurat pragmatyczni oskarżyciele tę technikę dopracowali do perfekcji, a teraz odwracają od siebie uwagę klasycznym zawołaniem „łapaj złodzieja”.

 

Czy ktoś wyobraża sobie, że propaganda eliminuje z rozgrywek mistrza boksu za to, że „jest brutalny”, bije zbyt mocno? Albo zakazuje wstępu do palarni komuś, kto pali ostrą machorkę zamiast perfumowanego tytoniu? A może z teleturniejów wyeliminować tych z refleksem, którzy zawsze najszybciej przycisną guzik, i do tego nie paluszkiem, tylko pacną dłonią aż wióry lecą?

 

Coś mi się wydaje, że kolejnym ułatwieniem dla „demokratów” będzie konstytucyjny zakaz uczestnictwa w wyborach dla niegrzecznych chłopców. Po co ma nierozgarnięty wyborca wybierać, jeszcze się gotów pomylić!?!

 

Kontakty

Publications

Wariat w Polityce

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz