Trzeźwym okiem ignoranta

2012-04-04 08:36

 

Kiedy się funkcjonuje na najbardziej sprawnym portalu dziennikarstwa tłumnego (zwanego obywatelskim albo oddolnym czy nawet niezależnym) – a na tym portalu wciąż żywa (w sensie: ożywiona) jest rubryka dotycząca Katastrofy – nie sposób nie odezwać się w tej sprawie.

 

Zacznijmy od tego, że mając dość mocne dowody na to, że naszym Krajem i jego Ludnością zarządza Państwo zainteresowane wyłącznie dojutrkową eksploatacją Kraju i Ludności, a najważniejsi „mieszacze polityczni” mają głęboko w nosie mnie i trzydzieści kilka milionów współmieszkańców, zajęci swoją gamblerką, której realne koszty i ryzyko ponoszę ja, a ewentualne korzyści ONI sobie przypiszą jako oczywistą zasługę – mimo to resztkami rozsądku odkładam na dużo później koncepty zakładające przestępczy spisek bezpośrednio skierowany na ten konkretnie lot Tupolewa. Co prawda, większość spośród prawie setki pasażerów stanowili ludzie, którym – najogólniej – źle życzono w pewnych środowiskach władzy i mediów, ale od sformułowań „oby cię pogięło” do rzeczywistego, przygotowywanego zespołowo zamachu droga jest wyboista.

 

Tu jednak kończy się cała moja wyrozumiałość.

 

Państwo pod nazwą RP, zajęte takimi wzniosłościami jak przetrącanie społecznego kręgosłupa zwane terapią szokową, masowa wyprzedaż wspólnego dorobku zwana prywatyzacją powszechną czy pozyskiwaniem inwestora strategicznego, rugowanie rodzimych potencji ekonomicznych i politycznych zwane reformami systemowymi, zwalczanie, potępianie i rujnowanie całej przeszłości zwane transformacją, a potem modernizacją ustrojową, kreowanie nowych, cyniczno-bezczelnych elit zwane demokratyzacją, budowanie ogłupiających imperiów medialnych zwane urynkowieniem polityki informacyjnej, dopuszczanie wszelkich patologii i plugastwa zwane liberalizacją życia publicznego, podkładanie się globalnym mocarzom zwane strategicznym sojuszem lub integracją, itd., itp. – to Państwo ani przez moment nie zająknęło się na temat swoich rzeczywistych zobowiązań społecznych: gospodarska dbałość o substancję społeczną i ekonomiczną, kompetentne zarządzanie tym wszystkim, co IM powierzono, w tym ludzkie losy. O deficycie pieczołowitości w takich sprawach jak deontologia (etyka środowiskowa polityków, funkcjonariuszy i rozmaitych fachowców), utylitaryzm (społeczna użyteczność organów, urzędów, programów, polityk, reform) czy charytonika (troska o tych, co nie zdołali się przestawić) – szkoda gadać.

 

W takich warunkach codzienna, gospodarska dbałość o „porządek w miejscu pracy” obca była tak zwanym elitom: im wyżej w strukturze pozycjonowania, tym gorzej. Zajęci wzniosłościami i podłościami – nie chcieli i nie chcą gadać o tym, co trzeba robić codziennie, żmudnie – ale konsekwentnie i starannie.

 

Przecież to nie była pierwsza katastrofa czy awaria lotnicza z udziałem ważniaków. Nie mówiąc o skutkach zaniedbań budowlanych, antypowodziowych, sieci transportowych, itd., itp. Ale kto by o tym myślał, kiedy tyle ważnych igrzysk się dzieje!

 

I stała się największa politycznie katastrofa w Historii, na Świecie! I co? Żaden, literalnie żaden kraj świata nie zaoferował swojej eksperckiej pomocy, ani nic konkretnego, aby chociaż podpatrzeć, co się stało! Media światowe polamentowały chwilę – i cześć! A przecież ani by nie odmówiono Francuzom, Hindusom, Amerykanom, ani by przy nich nie popełniono tylu niechlujstw i maskujących matactw. Wystarczyłoby tylko, gdyby porażony bałagaństwem cudzoziemiec zdumiał się: „ty, co ty robisz, tak się nie godzi, to wbrew procedurom”. To mnie bardziej zastanawia niż skrzydło urwane przez brzozowy wiecheć czy ilość kieliszków wychylonych przez niektórych pasażerów.

 

Po Katastrofie było i jest jak przed Katastrofą: w miarę szybko pozamiatać, i dalejże do swoich gier i rozrywek! To teraz dopiero trzeba się zastanawiać, czy to całe towarzystwo jest trzeźwe. Ani o jotę nie poprawiła się gospodarska dbałość o Kraj i Ludność, ani o centymetr nie obniżył się słupek pogardy do mnie i moich ponad 30 milionów współmieszkańców, ani przez myśl nie przejdzie IM refleksja, że są u mnie na etacie, zatem pierwsze, co ich powinno uwierać, to moje problemy. A kiedy się o swoje dopominam, albo gołym okiem wyłazi ludzka krzywda – mają w zanadrzu miliony sposobów na to, by konkretnie siebie wyjąć z grona winowajców, współsprawców, bezdusznych gnojków i leniwych wydrwigroszy. Kiedy dopominam się po raz wtóry – zniecierpliwieni milczą znacząco. Kiedy po raz trzeci – dostaję karę za podskakiewiczostwo, defetyzm, czarnowidztwo, za przeszkadzanie i utrudnianie, za to, że nie rozumiem ważnych historycznych pryncypiów.

 

Ilość zaniedbań, niedoróbek, krętactw, afer, szwindli i plugastwa – rośnie, co widzą już nawet „reżimowe” media. Bal trwa.

 

Doprawdy, nawet mafie lepiej dbają o swoje „rynki”!

 

Nie dojdziemy ładu z żadną katastrofą – których jeszcze kilka musi nastąpić, byśmy się zorientowali, o co chodzi – jeśli nie spowodujemy, że ONI poczują, iż ich główną i jedyną rolą jest możliwie najpoważniejsze zarządzanie powierzonym im dobrem materialnym i ludzkim. Bo jeśli ONI wciąż czują się udzielnymi władcami, niezależnymi od szaractwa – to będą się zajmować wyłącznie tym, co ICH rajcuje. I nie jest to nasz los codzienny, oj, nie.