Szczwany Lis

2011-10-06 08:32

Miałem nie puszczać tu tej emocjonalnej notki, ale widzę, że lisoidalni (Gugała, Durczok, Pochanke, Olejnik, itd., itp.) przestali się już nawet krępować

 

No, to puszczam.

 

 

 

Tomasza Lisa po raz pierwszy „poznałem” (się na nim), kiedy jako młody szczaw obsługiwał jakiś program, może konferencję, z udziałem izby albo stowarzyszenia przedsiębiorców polonijnych.

 

Nieuświadomionym wyjaśniam: firma polonijna to kategoria biznesu wprowadzona w Polsce za późnego Gierka, chodziło o Polonusów, emigrantów, którym pozwalano na ulgowe rozpędzanie biznesu w „starym kraju”. Zapamiętałem sobie taka firmę Inter Fragrances (kosmetyki). Sięgam do internetowej „Pedii”: sektor firm polonijnych miał znaczący wpływ na gospodarkę - zwłaszcza w produkcji kosmetyków, odzieży, żywności i urządzeń kontrolno-pomiarowych. W roku 1981 istniało kilkadziesiąt tego rodzaju przedsiębiorstw, które razem zatrudniały ok 4,5 tys. pracowników. W 1988 r. istniało już ponad 700 tego rodzaju firm, które zatrudniały razem 81,3 tys. pracowników. Cechą charakterystyczną nazw tych firm było występowanie przedrostka "inter-" i/lub końcówki "-pol" (Np: Inter-Fragrances, Interkulpol, Solpol, Impol itp.).

 

Tomasz Lis – pod każdym względem dużo chudszy niż obecnie – biegał z mikrofonem między gośćmi w krawatach i wymuszał na nich potwierdzenie wygłaszanej przez siebie tezy: czyż nie jest prawdą, że państwo polskie stworzyło wam świetne warunki do rozwoju przedsiębiorczości w ojczyźnie? W końcu ktoś potaknął – i redaktor zajął się kolejnym zdaniem, które mu kazano propagować. Trwało to kilkadziesiąt minut. Zapamiętałem sobie tego szczawia, bo takiego nachała propagandowego trudno nie zapamiętać.

 

Uważam Tomasza Lisa za prekursora tego typu dziennikarstwa, które polega na tym, iż z rozmówcy (ofiary) wyciąga się zdania i twierdzenia z góry zaplanowane, za pomocą rozmaitych podpuch. Kiedy ofiara się nie daje i chce mówić swoje – „dziennikarz” przerywa, lekceważy, szydzi, ośmiesza.

 

Potem Lis dokonał cięższej zbrodni: w nagrodę za swoje wyczyny „na niwie” miał pojechać do Ameryki jako korespondent. Ale taką robotę dawali tylko żonatym. No, to ożenił się z moją platoniczną miłością z Teleekspressu, ewidentnie dla kariery, o czym świadczą jego dalsze losy matrymonialne. Tej zbrodni mu nie wybaczę.

 

Od kilku ładnych lat Lis nie może się zdecydować, czy jest bardziej dziennikarzem, czy politykiem. Niewątpliwie ma kilka cech lokujących go w czołówce „szklanych królów”: aparycja, tupet, asertywność, doświadczenie i otrzaskanie w zawodzie, i to na „trudnych odcinkach”. Ale ma też coś, co powoduje, że zmienia redakcje jak rękawiczki (albo one go zmieniają): to jest niepohamowana nad-ambicja.

 

Na szczęście, jego wybitne „dziennikarstwo” traci grunt pod nogami: jego liczni naśladowcy (patrz: świeży jeszcze Durczok z Palikotem w roli ofiary) tak obrzydzili widzom i słuchaczom „dziennikarstwo wydobywcze”, że już to nie działa. Trzeba być człowiekiem z empatią, takim dziennikarzem „brat-łata”. Tomasz Lis stara się – ale naturę ma wszak inną.

 

 

To był mój komentarz do rozmowy Lisa z szefem największej partii opozycyjnej, której wysłuchałem 3 pazdziernika.

 

 

Kontakty

Publications

Szczwany Lis

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz