Struktura, reprezentacja, korporacja

2011-11-22 07:50

 

Nie ma takiego mieszkańca Polski, który choć raz w życiu nie zastanawiał się, skąd naprawdę biorą się ONI, w jaki sposób stali się dysponentami NASZYCH pełnomocnictw i na jakiej podstawie sprawują swoją Władzę.

 

W Polsce to pytanie jest o tyle ważne, że w naturze naszej leży negowanie Władzy i wykrzykiwanie „co wy tam, na górze, wyprawiacie!”.

 

Spróbujmy odpowiedzieć tzw. metodą systemową.

 

Każdy człowiek – to osobnik oryginalny i różniący się pod każdym względem od drugiego. Dlatego w ogóle jesteśmy w stanie rozpoznawać się wzajemnie. Ale wynaleziono mnóstwo sposobów na to, by różnorodnych osobników grupować w „pęczki”, według jakiegoś kryterium: według płci, według wieku, według granic terytorialnych, według pokrewieństwa, według miejsca zatrudnienia, według wykształcenia, według przynależności organizacyjnej, według poglądów, według dochodów – itd., itp.

 

Takie „pęczki” to początek Struktury. Aby Struktura była „pełna” – potrzebne są zależności-hierarchie wewnątrz każdego „pęczka” oraz pomiędzy „pęczkami”.

 

Pozostańmy jednak – demokratycznie – przy samych „pęczkach”. Nie muszą mieć one tej samej liczebności, nie muszą być tych samych rozmiarów. Wystarczy, że są „podpisane zawołaniem”, np. Kobiety (wedle płci), Młodzi (wedle wieku), Pomorzanie (wedle terytorium), Kowalscy (wedle pokrewieństwa), Górnicy (wedle miejsca zatrudnienia), Inżynierowie (wedle wykształcenia), itd., itp.

 

Obierzmy sobie jedno z wymienionych kryteriów i niech sobie taki „pęczek” ustanowi w sobie upodobany sposób reprezentanta. Np. mamy ok. 350 powiatów (wedle terytorium), z każdego powiatu niech będzie średnio 3-ch reprezentantów wyłonionych suwerennie i autonomicznie (średnio, bo powiat powiatowi nierówny liczebnie i powierzchnią).

 

Zatem mamy około 1000 osób, zamiast 40 milionów. W takim gronie można już cokolwiek wspólnego uzgodnić. Uzgodnienia mogą mieć charakter wiecowo-sejmikowy. To znaczy, wszyscy reprezentanci raz na jakiś czas zbierają się w jednym miejscu i debatują-obradują, a w przerwach wracają do swoich rodzimych powiatów i konsultują to, co jest przedmiotem obrad „centralnych”.

 

Na marginesie: niech przedmiotem obrad „centralnych” będzie coś naprawdę wspólnego dla wszystkich w kraju, np. problem ochrony zdrowia.

 

I tu uwaga, bo dochodzimy do sedna: wszelkie konsultacje (powiatowe) i uzgodnienia (centralne), choćby nie wiem jak się starano, zakończą się albo kompromisem, albo głosowaniem. A to oznacza, że nie wszystkie racje zostaną uwzględnione. Ale kompromis (albo wynik głosowania) zobowiązuje wszystkich, inaczej byłaby anarchia.

 

Jeśli 1000-osobowe grono nie ma zapędów „omnidalnych” (wszystko i wszędzie ma być tak jak zadecydowano demokratycznie), to reprezentanci wracający ostatecznie do swoich powiatów mogą „miejscowo” uwzględniać specyfikę lokalną bez „obrazy” ustaleń centralnych. Taki mąż opatrznościowy zna „naturę” swojej rodzimej społeczności i jednocześnie rozumie „uzgodnionego ducha” centralnego, jaki „wisiał” nad 1000-osobowym sejmikiem podczas obrad uzgadniających. Jeśli jest ich kilkoro – mogą się wzajemnie dointerpretowywać, korygować.

 

Owe kilkuosobowe grono reprezentantów, nawet jeśli na każde posiedzenie „centralne” są oni wymieniani, zmieniają się – w tajemny, psycho-mentalny sposób uzyskuje społeczną moc Władzy wynikającej choćby z samo-podporządkowania się powiatowej społeczności. Na tę władzę składają się:

 

  • Cechy osobowe, które u zarania legły u podstaw wyboru reprezentanta (nawet jeśli obrano reprezentanta bez żadnej manipulacji, to i tak reprezentant ma „to coś”, co kazało innym obrać właśnie jego;
  • Wiedza o przebiegu, formule i kuluarach oraz „duchu” obrad „centralnych” (nawet jeśli obrady były rzetelnie sprawozdawane, relacjonowane przez media, to fakt uczestnictwa osobistego daje wiedzę szczególną, wyjątkową, namaszczającą);
  • Swoiste upoważnienie „centrum” do głoszenia wyników ustaleń (nawet jeśli „centrum” nie jest wyposażone formalnie we władzę, to ma jednak upoważnienia domyślne, wynikające z delegacji w jaką wyposaża powiat każdego reprezentanta);
  • Transmisyjne, zapośredniczone poruczenie „pilnowania uzgodnień” (lud obrał reprezentanta, bierze odpowiedzialność za jego uzgodnienia i bierze za dobrą monetę uzgodnienia „centralne”, „słucha się” reprezentanta jako osoby wiedzącej);
  •  

Każdy przyzna, że już te cztery przesłanki dają reprezentantom dużą władzę nad pozostałymi w powiecie. Taka władza ulega z czasem petryfikacji, utrwaleniu poprzez różne procesy i mechanizmy (nadal zakładamy jak najczystsze i jak najbardziej przejrzyste formuły wyboru): powszechna zgoda na to, żeby „centrum” miało charakter stały, ustanowienie „regulaminu centrum” oraz „regulaminu obierania reprezentantów”, kadencyjność wyboru reprezentantów, upoważnienia porządkowe dotyczące „pilnowania” wyników uzgodnień, uprawnienia i prerogatywy dające reprezentantom moc formalną, profesjonalizacja „zawodu reprezentanta”, itd., itp.

 

Prędzej czy później reprezentanci staną się kastą, korporacją zajmującą się w „centrum” sprawami generowanymi przez samych siebie, a jedynie „kurtuazyjnie” potwierdzającą swoją legitymizację w powiatach poprzez akty wyboru, obierania, ustanawiania pełnomocnictw publicznych. Stąd już tylko krok do alienacji, która oznacza nieodwracalność: reprezentant odtąd może nawet sprzeniewierzać się rodzimemu powiatowi, a i tak będzie jego reprezentantem, czerpiąc swoją moc z „centrum”.

 

Rozpołowieniu ulega Poruczenie Transmisyjne: powiatowa społeczność wyraża swoje zdanie w oddolnych konsultacjach, a „centrum” wyraża swoje życzenia w instrukcjach odgórnych.  Na tym tle rodzą się i utrwalają w „kulturze politycznej” dwie patologie:

 

  1. Wybory powiatowe zaczynają być farsą, robione są „pod sztancę centrum”, reprezentanci są w gruncie rzeczy narzuceni, niekiedy z zachowaniem pozorów demokratycznych;
  2. Uzgodnienia centralne tracą charakter sejmikowo-wiecowy, ich podłożem stają się rozgrywki natury politycznej, ich treścią stają się zagadnienia związane z interesami partykularnymi, a nie dobrem powszechnym, a wewnątrz „pęczków” i między „pęczkami” ustala się stratyfikacja i rozwarstwienie znaczenia i prestiżu, co oznacza „dopełnienie” Struktur;
  3.  

Ot, i cała filozofia Władzy. Pokazana na przykładzie kryterium powiatowego. Tyle, że w rzeczywistości w budowanie opisanej Struktury Pełnej zaangażowanych jest – w każdym kraju – kilkanaście kryteriów, z tego niektóre zrodzone wyłącznie przez polityczną korporację reprezentantów, np. kryterium przynależności partyjnej.

 

A co robić, kiedy nam się to wszystko nie podoba?

 

Uuuu, wtedy trzeba być gotowym na zmierzenie się z ogromem „centralnego” Prawa, Państwa, z całym porządkiem konstytucyjnym, ustanawiającym taki a nie inny ustrój. A to nie jest proste, bo paradoksalnie znakomita większość powiatów machnie bezradnie ręką na takie porządki: głową muru nie przebijesz.

 

I to ostatnie jest największą patologią z tych, jaki sobie wyobrażam w tzw. polityce.