Siła bezsilności

2011-11-12 12:40

Człowiek, jak każde zwierzę, lubi powtórki z tego, co już zna, widział, poczuł, doświadczył. Nieskończone powtórki. To jest gdzieś wkodowane w organizm i duszę. Oznacza „gatunkowe zadowolenie” z tego, co jest. Skoro jest – to trzeba się wpasować i spokojnie robić swoje, dla siebie, wokół mieć wszystko co „swoje”.

 

Nieliczne osobniki są niespokojnymi duchami i ustawicznie poszukują czegoś „za horyzontem”. Albo żądają rewolucji.

 

Nieliczne też osobniki odbiegają od normalności i odrzucają odwieczny porządek, nudny i powtarzalny, choć to przecież błogosławieństwo żyć w tym, co znajome. Nawet jeśli „gdzieś tam” mogłoby być coś lepszego.

 

Nawet uciążliwości i niebezpieczeństwa – byle znane, „swoje” – można znieść. Kolumbów i Magellanów albo Czyngis Chanów – raczej mało jest pośród nas.

 

Teraz o polityce.

 

Gdyby przeciętnemu mieszkańcowi PRL w roku 1975 (nie mylić z buntownikami, antykomunistami, którzy byli raczej Kolumbami) zaproponowano, że zamiast lekko ciepłej siermiężności i ograniczonych swobód będzie miał w roku 2011 pełne półki sklepowe, paszport podróżny do swojej dyspozycji, brak granic europejskich, kilkanaście stacji telewizyjnych i rozgłośni radiowych po polsku, kilkadziesiąt różnorodnych gazet i czasopism, swobodę działalności biznesowej i społecznikowskiej, dolara za 3 złote dostępnego w każdym banku – kupiłby to bez zastrzeżeń.

 

Ale gdyby dodano do tego rozmaite ryzyka: co dziesiąty dorosły nie ma zatrudnienia, co drugiego nie stać na to, co widzi w sklepach, co piąty żyje w nędzy, co trzeci będzie ofiarą pospolitego przestępstwa, zablokowane są drogi awansu ekonomicznego dla „oddolnych”, sieć odwoławczo-skargowa jest niedrożna i nieskuteczna, umowy zatrudnieniowe pozbawiane są uprawnień pracowniczych, zabezpieczenie socjalne i emerytalne wraca do stanu z XIX wieku, wynagrodzenie przeciętne nie wystarcza na przeciętne życie – to zapewne u większości entuzjazm wygasłby natychmiast.

 

Jedyne, co dziś podtrzymuje nasz entuzjazm (?) to naturalne elementy rozwoju, niezależne od polityki: wzrastający komfort wyposażenia gospodarstw domowych (przeciętnie, z dużym rozwarstwieniem), coraz bardziej „plastikowa” estetyka życia codziennego, internet z jego realnymi i pozornymi szansami, formalnie potwierdzona przynależność do Europy.

 

To niewiele.

 

Nie zmienił się stosunek Władzy (tej najwyższej i tej urzędniczo-funkcjonariuszowskiej) do obywatela, nie zmieniła się „konieczność” klienckiej zapobiegliwości polegającej na „podlizywaniu” się bliskiej i dalekiej „górze”, nie zmieniła się propagandowa fałszywość mediów (uzupełniona o komercję rugującą jakość), nie zmieniły się sposoby zawłaszczania wszystkiego przez lokalne kliki, koterie i ogólnokrajowe kamaryle, nie zmieniła się formuła deprywacji obywatelskiej (nie podskakuj), nie zmienił się „rasizm” odbierający ubogim prawa człowieka i prawa publiczne tym bardziej, im bardziej są oni ubodzy.

 

Jesteśmy uciemiężeni tak samo.

 

Dlatego jesteśmy mało skłonni do tego, żeby „szumieć”. Dlatego też w interesie Władzy leży stabilizacja takiego „ustroju”, bo gdyby jakimś cudem wzrósł o 10% powszechny dobrobyt – lud nabrałby smaku i dopiero by się zaczęło!

 

I możnaby powiedzieć stoicko: cóż, zamienił stryjek siekierkę na kijek, nie już tak zostanie. Tyle że nakłada się na to taki sam zadufany w sobie brak gospodarza, jaki mieliśmy pod koniec PRL: niech się wali wszystko, my patrzymy swego.

 

No, to się wali, choć dla niepoznaki stawiane są podpórki. Dąb „Bartek” też udaje potężną roślinę, choć bez podpórek dawno runąłby pod własnym ciężarem.

 

I wtedy najlepszą podpórką systemową są wentyle bezpieczeństwa, kiedy daje się ludziom z adrenalina szansę wyżycia się, a ludziom bez adrenaliny – szansę nabrania obrzydzenia do wszelkich buntów.

 

Często to działa…