Samozapłon

2011-09-25 17:08

 

Najpowszechniej znanym obiektem samozapłonu jest Krzew Gorejący. O wypadkach dramatycznych, które są refleksem zaniedbań, nie wspominam, bo to żaden samozapłon.

 

Tak naprawdę to ja chcę trochę o polityce porozmawiać. O polityce, którą znam z autopsji, której doświadczam co dzień.

 

Przez krótki moment, na użytek tego tekstu, założę bezwolnie, że „tak już musi być”, iż niektórzy rządzą, a inni się ścielą rządzącym.

 

Można sobie wyobrazić polityka (ogólniej: dysponenta ludzkich losów, np. urzędnika, biznesmena, przewodnika wycieczki, głowę rodziny, przewodniczącego stowarzyszenia), który jest człowiekiem absolutnie uspołecznionym, jest swoistym medium, które wykorzystuje swój oryginalny dar (wiedzę, talenty, umiejętności, czar) na rzecz otoczenia, które mu powierzono, a jeśli nie powierzono, to w jakiś inny sposób ma ich w swoim władaniu. Taki ktoś nazywa się społecznikiem lub altruistą.

 

Bycie altruistą i społecznikiem nie oznacza wcale, że jest się naiwniakiem. Wszystko zależy od dwóch ważnych elementów: po pierwsze, czy obdarowywani przez społecznika doceniają jego dzieło (a może go mają za frajera i eksploatują bez pamięci), po drugie, czy jego altruizm jest zaraźliwy (a może jest rajską wyspą w oceanie egoizmu i prywaty oraz wyzysku).

 

Niestety, najczęściej spełniają się dwa warunki zawarte w nawiasach: społecznik postrzegany jest jako frajer, a jego bezinteresowne starania o piękno, dobro i prawdę dalece odbiegają od „gadziej normy” definiującej rzeczywistość społeczną. Dlatego społecznicy i altruiści wymierają, w ciszy i zapomnieniu, kiedy wyczerpią pokłady energii i zapasy materii pozwalające „społecznikować”.

 

A przecież rodzimy się z naturalnym odruchem społecznikowskim! Każde dziecko to niemal komunista, gotów się dzielić i powierzać swoje sprawy innym. Oczywiście, walczymy z braćmi o dostęp do matczynej piersi i do różnych błyskotek, ale to cały egoizm, na jaki nas stać w niemowlęctwie i wczesnym dzieciństwie.

 

Szczerze mówiąc, na egoizm i aspołeczność nie stać nas nigdy, nawet wtedy, kiedy „poważniejemy i doroślejemy”, czyli wyzbywamy się ducha wspólnotowego na rzecz ducha prywatno-partykularnego. Bo z jednej strony się wyzbywamy, stajemy się pół-dobrowolnie cegłą w budowie egoistycznych gmachów, ale z drugiej strony tkwi w nas owe niewinne dziecię gotowe się dzielić i gotowe do wspomagania innych jak umiemy. Widać to w chwilach społecznych przełomów albo w chwilach wielkich dramatów: powstają pieśni i wiersze, bają się legendy, rosną postacie szlachetne. Jak wytłumaczyć ich pojawianie się, jeśli nie tym, że w nas wciąż tli się altruizm i społecznikostwo, z żalem jakimś przykryte brutalną codziennością? Jak inaczej wytłumaczyć to, że te uniesione chwile są zapamiętywane i niesione w rodzinnych rozmowach, w gitarowych wydaniach, w symbolach ustawianych na cokołach?

 

Im więcej zła, brzydoty i fałszu doświadczamy, tym bardziej w nas się gotuje dobro, piękno i prawda. Tym bardziej odczuwamy ucisk, uciemiężenie, wyzysk, nawet jeśli w nich uczestniczymy jako sprawcy. Włącza się w nas i goreje albo „oddolna i bezsilna” rozpacz i żal, albo „odgórne i wyjące” sumienie.

 

Wybucha nieuchronnie.

 

Wybucha w nas pojedynczo – wtedy dokonujemy aktów wbrew sobie i przeciw sobie, odkrywając zdumieni, że w ogóle tak potrafimy. Wybucha w nas zbiorowo – wtedy dokonujemy „korekty systemu”, ze zdumieniem odkrywając, że można tak było już dawno.

 

Pojedyncze przypadki są dziś coraz częstsze. A przypadek zbiorowy – nie jest odległy aż tak bardzo.

 

 

Kontakty

Publications

Samozapłon

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz