Racjonalność & humanizm

2011-11-23 13:42

Język angielski „pisany” ma tę wielce znaczącą literkę „&”, którą można interpretować jako łącznik, ale też jako „przeciwstawnik”, i na kilka innych sposobów.

 

Będzie o gospodarowaniu, w konsekwencji – o ekonomii.

 

Adam Smith, znawany za ojca nauk ekonomicznych (a to chyba nieprawda, zważywszy na czasy, kiedy tworzyli Boisquilbert albo Quesnay), dogrzebał się do zagadnień ekonomicznych, tworząc swoje dzieło „Teoria uczuć moralnych”, w którym zastanawiał się nad tym, jak w ogóle możliwa jest obserwowana przezeń dzika drapieżność i łapczywość fabrykantów, właścicieli rozmaitych ówczesnych komercyjnych biznesów (słowa „business” czy „interest” też są tam wieloznaczne).

 

Potomni wolą jednak pamiętać, jako niby-główne jego dzieło, wyłącznie „załącznik” do „The Theory of Moral Sentiments”, zatytułowany „Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów”, gdzie Smith już bez egzaltacji, „na sucho” zastanawia się nad mechanizmami, procesami gospodarczymi i społecznymi. W ten sposób nominowano tego miłego i wrażliwego Szkota do tytułu Pierwszego Liberała, czym go niewątpliwie skrzywdzono.  „The Theory of Moral Sentiments” (1759), książka bazowa Adama Smitha, zawiera etyczne, filozoficzne, psychologiczne i metodologiczne podstawy do późniejszych prac Smitha takich właśnie jak  An Inquiry into the Nature and Causes of the Wealth of Nations (1776, w powszechnym użyciu jest również skrócona  nazwaBogactwo narodów), A Treatise on Public Opulence (1764), Essays on Philosophical Subjects (1795),Lectures on Justice, Police, Revenue, and Arms (1763).

 

To David Ricardo dokonał „ekstrakcji” wątków ekonomicznych z filozoficznych rozważań A. Smitha i w ten sposób „podał” go potomnym w wersji „ekonomista”.

 

Adam Smith żył w ciągłej rozterce: czy komercja i empatia są dla siebie dopełnieniem, czy może jednak są one swoimi przeciwieństwami? Stąd w tytule tej notki wieloznaczny symbol „&”. Jako ktoś, kto podstawy wykształcenia zdobywał studiując zagadnienia filozofii moralnej (etyki), oglądał rzeczywistość, w której żył, oczami Sokratesa, Platona, Epikura, św. Augustyna, Anaksymenesa, Spinozy. Znany jest oxsfordzki przypadek ukarania Smitha za czytanie „Traktatu o naturze ludzkiej” Davida Hume'a.  Wyniósł się on z Oxfordu przed zakończeniem stypendium, w ciężkim rozstroju nerwowym. Nie dziwię się mu.

 

Zacytuję Pedię:

Smith wykorzystuje kategorię współodczuwania w swojej refleksji ekonomicznej opisując ludzką zdolność do zrozumienia potrzeb innych i zaspokajania tych potrzeb na drodze wymiany towarów i usług. Zdefiniował „współodczuwanie” jako poczucie moralne. Współodczuwanie określa ludzką zdolność do rozumienia innych ludzi. Skłonność do zachowań społecznych wyjaśniana jest przez Smitha przy pomocy właśnie tej kategorii. Również uczucia i emocje regulujące funkcjonowanie społeczeństwa są pochodnymi tej instynktownej umiejętności. Oparł on wyjaśnienie nie na specjalnym „zmyśle moralnym” jak uczynił to Lord Shaftesbury III i Hutcheson, ani na „zastosowaniu, użyteczności” jak Hume, ale właśnie na współodczuwaniu. Po opublikowaniu „Teorii uczuć moralnych”, Smith stał się tak popularny, że wielu bogatych studentów opuściło swoje szkoły w innych krajach tylko po to, aby przenieść się do Glasgow i studiować pod kierunkiem Smitha. Po publikacji Smith zaczął zwracać większą uwagę na jurysprudencję i ekonomię w swoich wykładach, a mniej miejsca poświęcał teorii moralności. Na przykład, sformułował tezę głoszącą, że przyczyną wzrostu bogactwa narodowego jest praca, a nie ilość zgromadzonego złota lub srebra, co było sprzeczne z podstawą merkantylizmu, teorii ekonomicznej (wywodzącej bogactwo z posiadania cenności i ich wymiany na dobra użytkowe – JH), która dominowała w polityce gospodarczej Europy Zachodniej w tamtym okresie.

 

W powyższym cytacie zawiera się (chyba niezamierzony przez autora-wikipedystę) wykład esencji myślenia Smitha o tym, co dziś nazwalibyśmy transakcją (aktem handlu, aktem świadczenia pracy za wynagrodzenie, aktem pożyczki na procent, itd.). Otóż filozof ów wskazywał wyraźnie na to, że transakcja ma sens, jeśli obie strony umowy (aktu) myślą pozytywnie o tym, czego chce druga strona. Jakże inne jest taka wykłądnia od tego, czego nas uczą na targowiskach, w bankach, w wytwórniach czy na akademiach ekonomicznych! Uczą nas bowiem, że w biznesie (i w ogóle w gospodarce) chodzi o to, by wykorzystać „popyt” (potrzeby rynkowe) dla własnego interesu: cudza potrzeba jest dobrym powodem do tego, byś na niej zarobił, byś ją odpłatnie zaspokoił, pilnując swego interesu. Od takiego myślenia już tylko krok do następnego, jeszcze bardziej bezczelno-cynicznego: zrób cokolwiek, nie bacząc na rynek, dobrze opakuj, a następnie zrób wszystko co tylko podpowiadają marketingowcy, by wywołać u jak największej zbiorowości potrzebę nabycia tego, co stworzyłeś.

 

Proceder wmuszania towaru klientom Adam Smith ukarałby nawoływaniem do ostracyzmu. Nawet jeśli nie znałby skutków takiego działania, np. pękania wielomiliardowych balonów kredytowych czy przepoczwarzania się rzeczywistego popytu w popyt sztucznie wymodelowany.

 

 

*            *            *

Nie byłbym sobą, gdybym nie nawiązał do polityki: przecież tzw. ONI nic innego nie robią, tylko wmuszają w nas samych siebie, abyśmy sobie nie wyobrażali życia bez nich, a kiedy już zawrzemy wyborcza transakcję – korzystają z tego garściami, dziwiąc się, że cokolwiek od nich chcemy wymagać, mając zresztą przeciw nam liczne instrumenty „pacyfikująco-upominawcze”, sfinansowane oczywiście przez nas.

 

Współodczuwanie? W polityce? Wolne żarty!