Polemika w sprawie Matrix-u

2011-02-08 10:33

 

Ledwo zdołałem wstawić – niepotrzebny nikomu, jak widać – tekścik o tym, że Państwo montuje nowy element inwigilacji do zainstalowania w przestrzeni biurokratycznej – a tu nagle na całkiem-dole znajduję notkę PAP-owską (patrz: tutaj), w której Profesor wyjaśnia, że Matrix nam nie grozi.

 

Dla porządku: MATRIX „wyzwolił” się jako pojęcie z obszaru kinematografii i matematyki. Dziś oznacza świat, w którym Człowiek jako fenomen jest pozbawiany wolnej woli i staje się trybikiem w rozmaitych systemach technicznych, politycznych i innych, z których połowy nawet nie ogarnia. W skrajnej, zwulgaryzowanej  wersji oznacza to, że komputery rządzą człowiekiem – i zapewnia o tym Profesor z krakowskiej AG-H, że nas to nie dotyczy.

 

Panu Profesorowi radzę, aby – zanim powtórzy to co mówi – stał się „technicznym amiszem”, czyli wystawił przed furtkę wszystkie zabawki techniczne, które tak wrosły w jego codzienność, że ich nie zauważa: kuchenkę, golarkę, telewizor, radioodbiornik, telefony wszelkie, lodówkę, komputer, żarówki, zmywarkę, krzesło ze stołem, sedes i wannę, instalację ogrzewania, instalację elektryczną, parkiet, rury wodociągowe i kanalizacyjne.

 

Domu niech już nie wyburza, i tak po tygodniu zrozumie, na czym polega Matrix „techniczny”.

 

Po czym niech zajmie się swoją korespondencją, tą „w realu”, pocztową. Rachunki, reklamy, informacje administracyjne, nie daj boże sądowe czy komornicze.

 

I niech idzie na miasto, piękne miasto Kraków. Niech spróbuje – zmierzając od domu ku uczelni – nie zauważać domów, ulic, samochodów, świateł na skrzyżowaniach, żadnych tzw. zdobyczy cywilizacyjnych. Niech zignoruje gwiżdżących za nim policjantów, przepisy regulujące jego ruch, procedury zachowań, nawet mody ubraniowo-odzieżowe, cały ten gmach państwowy i kulturowy, który nad nim wisi i wymusza jego zachowanie, co do treści i co do formy-sposobu.

 

Aha, zapomniałem o zegarku…

 

Pan Profesor siedzi w środku Matrix-u, owiązany setkami rozmaitych zależności od czegoś, co nie jest „jego”, służy rozmaitym sieciom, strukturom i systemom, uzależniony jest od wszystkiego niemal, co go otacza – ale rozpowszechnia wszem i wobec, że to on panuje nad tym wszystkim.

 

Podstawowym argumentem Pana Profesora jest to, że żadna maszyna nie jest w stanie sformułować „ja”, czyli nie ma swojego EGO. I tu go mam!

 

„Ja” – to przymiot wyłącznie ludzki, choć już jakieś badania wskazują, że niektóre naczelne rozumieją, iż odbicie w lustrze to jest „ich” odbicie.

 

Rzecz w tym, że Człowiek poprzez swoje dzieła wytrąca sobie ze swojej kondycji swoje własne „ja”. To nie jest proces łatwy do zaakceptowania przez naukę. Ale po krótkim zastanowieniu się każdy przyzna, że „ja sam w sobie” zaczyna być tłumione przez rozmaite „ja w kompozycji”: ja w firmie, ja w społeczeństwie, ja w mieście, ja w systemie, ja w sprawie sądowej, ja w grupie pasażerów, ja w kuchni, ja z menu telewizyjnym w ręku, ja i moje dane w sieci internetowej. Takie „ja tożsamościowe” wypycha „ja sam w sobie”. Człowiek nie ocenia już jednoznacznie i bezpośrednio swojej sytuacji w relacjach z otoczeniem, tylko ocenia swój stosunek do samej relacji.

 

Powiada człowiek: państwo możnaby uczynić lepszym – nie podważając idei państwa. Powiada: telefonia powinna być sprawniejsza – nie negując oczywistości telefonii. Powiada: w mieszkaniu ma być feng-shui – nie podważając konieczności mieszkania w mieszkaniu. Powiada: ulice powinny być bezpieczniejsze – nie zauważając, że ulice sam sobie wymyślił. Powiada: samoloty powinny latać szybciej, ciszej i wygodniej – nie podważając idei lotnictwa.

 

Mówiąc inaczej: człowiek akceptuje wszystko, co nim powoduje, co najwyżej wolałby, aby to powodowanie było inaczej zredagowane. Swoje „ja” chowa „na zaś”, po czym zanurza się w Matrix. Odczłowiecza się, stając się pionkiem w technicznej, społecznej, kulturowej zabawie.

Jak zaznaczył Profesor (cytuję uwagę o ewentualnym „zbieszeniu się” maszyn), po to, żeby się zbuntować i być niebezpiecznym, trzeba mieć w tym jakiś interes. "W świecie maszyn istnieje i funkcjonuje pragmatyzm. Maszyny robią różne rzeczy, ponieważ zostały do tego stworzone, ludzie im to nakazują. Jest maszyna i człowiek, który ma interes, aby jej użyć. Interes jest na zewnątrz tego narzędzia" - zaznaczył prof. Tadeusiewicz.

 

Kiedy jednak człowiek z własnej niby woli (a w zasadzie na skutek uruchomionych przez się procesów) przestaje być człowiekiem (bo procedury, regulaminy, rzeczywistość i technika wymuszają na nim bycie takim a nie innym w każdej chwili, w dowolnym miejscu), kiedy mając pozorny wybór nie wybiera rozwiązań zrywających jego więzi techniczne, organizacyjne, proceduralne, prawne, czyli ma wybór niewielki i wciąż kurczący się – okazuje się słabszy od czegokolwiek, co sam uprzednio stworzył na swoją chwałę. Jego dominacja (panowanie) nad jego własnymi dziełami są wciąż bardziej iluzoryczne. Nawet chwil i miejsc człowiek już nie wybiera, choć mu się tak zdaje.

 

Już Hegel zauważył, że Człowiek swoją Historię tworzy wbrew sobie.

 

Jasne, jeszcze sami wymyślamy, o czym będzie następna notka i w jakich słowach zwracamy się do bliskich.

 

 

 

Kontakty

Publications

Polemika w sprawie Matrix-u

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz