Po ile od człowieka. I na co

2012-04-22 09:12

 

Mam o sobie wyobrażenie, że coś wiem nt. Gospodarki (procesów i praktyk gospodarczych, biznesów, itd.) oraz Ekonomii (rozważań, teorii, konceptów na tematy gospodarcze). Mam nawet na to „papiery”.

 

Zauważam w ostatnich latach dramatyczne zmiany w sposobie rozumowania gospodarczo-ekonomicznego dominującego na szczytach władzy politycznej. Jeszcze za mojej młodości myślenie o gospodarce w kategoriach „zarób i zapomnij”, albo „tyle zysku co w pysku”, gnieździło się prawie wyłącznie w siermiężnym biznesie, a i tam było widziane raczej ponuro, stąd kryło się w szarej strefie przybazarowej. Nie tylko o Polsce mowa.

 

Liczni adepci szkół ekonomicznych, a także artyści, inżynierowie i filozofowie, obowiązkowo zaliczający co najmniej jeden przedmiot z tej dziedziny, dysponowali taką oto wiedzą, że treścią działań decyzyjnych i sprawczych tak zwanej Władzy jest dobro Kraju, szczęśliwość Ludności, najszerzej rozumiany Rozwój, Postęp, Dostatek.

 

Brali to poważnie nie tylko studenci i uczniowie, nie tylko startujący w polityce prowincjonalni radni, ale też najwyższe gremia decyzyjne Państwa. Znów podkreślam: nie tylko o Polsce mowa.

 

Stało się jednak, że prawo Greshama-Kopernika potwierdziło swoją siłę poznawczą również w dziedzinie polityki gospodarczej. Prawo to mówi – najogólniej – że zła moneta zawsze wyprze z rynku dobra monetę, że rozwiązania prędkie, choć niedobre, łatwiej się rozpowszechniają niż rozwiązania solidne, uczciwe, rzetelne. Patrz: https://historiagospodarcza.pl/index.php/gresham-kopernik-oresme-arystofanes-i-ich-prawo/. Myślenie straganiarskie, skażone rwactwem i dojutrkowością, wdrapało się na najwyższe szczyty władzy, stamtąd zaś wraca na pogórza i doliny „dopracowane”, wyposażone w „nową jakość”.

 

W koncepcie „Stratum model of Economy”, który dojrzał już u mnie do etapu artykułów konferencyjnych, staram się nadać temu konceptowi postać „zorganizowaną intelektualnie”. Ale nosi mnie, by „dać świadectwo” również słowami skierowanymi do zwykłego zjadacza chleba.

Użyję sformułowania Paradoks Decyzyjny. I wyjaśniam. Znakomita większość teoretycznych modeli Gospodarki wskazuje na to, że DOCHÓD zależy od bardziej lub mniej sprawnego MAJĄTKU obsługiwanego przez lepszych lub gorszych reprezentantów PRACY. Majątek amortyzuje się (zużywa), Praca ma witalną zdolność do reprodukcji samoistnej (doskonalenia się).

 

Słowo Dochód utożsamia lub zastępuje się słowami PKP, Dochód Narodowy, Sprzedaż, Zysk, Rozwój, Wzrost, Postęp.

 

Słowo Majątek utożsamia lub zastępuje się słowami Kapitał-Ziemia, Inwestycja, Techniczne Uzbrojenie Pracy, Poziom Techniczny, Wydajność.

 

Słowo Praca utożsamia lub zastępuje się słowami Zatrudnienie, Kapitał Ludzki, Fundusz Pracy (zatrudnienia), Wynagrodzenia.

 

Jest „w obiegu podręcznikowym” kilkadziesiąt klarownych modeli (w tym jeden z najlepszych, Michała Kaleckiego), w których powyższe pojęcia, w różnych konstelacjach, splatają się albo w matematyczne wzory, albo w schematy-grafy, albo w akapity „mówione”.

 

Paradoks Decyzyjny bierze się stąd, że chociaż Dochód uzależniamy od twardego Majątku (obiekty trwałe i ruchome) i miękkiej Pracy (ludzie), to kiedy nam z jakichś powodów słabnie ów Dochód – odruchowo redukujemy Zatrudnienie i powstrzymujemy się od inwestowania czy modernizacji. Z modeli wynika jasno, że powinniśmy działać odwrotnie: zatrudniać i inwestować!

 

Modele, które to podpowiadają, w kilkunastu przypadkach opatrzone są ekonomicznym Noblem!

 

Znam wiele racjonalnych wytłumaczeń Paradoksu Decyzyjnego, np. takich, że „winnym” jest kurczący się popyt, albo że zdolność aplikowania inwestycji i zatrudnienia jest ograniczona tzw. barierami wejścia czy nieciągłością struktur gospodarczych. Wyjaśnienia te jednak nie podważają wspominanych modeli, nie „dopisują” im nowych równań, są zatem tylko polityczną (lobbystyczną) literaturą udającą fachowość.

 

„Stratum model of Economy” – w moim pełnym próżności przekonaniu – trafia w sedno. Porzuca paradygmat o tym, że oczkiem w głowie decydentów gospodarczych jest „całość” i uruchamia założenie, że każdemu, kto decyduje o zachowaniu podmiotów na rynku, zależy wyłącznie na „jego” Budżecie. Właściciel firmy nie martwi się o klientów i kontrahentów bardziej niż o swój „zysk po opodatkowaniu”. Samorząd terytorialny mniej przejmuje się Terytorium i Wyborcami niż paletą funduszy, którymi rozporządza uchwałami i podpisami szefów. Rada nadzorcza korporacji nie przejmuje się abstrakcjami teoretycznymi (a nawet akcjonariuszami), tylko tym, co zostanie jej po spłaceniu zobowiązań biznesowych i podatkowych oraz po rozdzieleniu dywidendy. Organizacja pozarządowa deklaruje cele pisane Dużymi Literami, ale na co dzień liczy wpływy z dotacji, których użyje dla tych Liter albo dla prywaty skrywanej pod tymi Literami. Państwo wypisuje ważne i mądre programy, ale jego uwaga skupiona jest na Ustawie Budżetowej, a właściwie na tej jego części, która pozostaje po odjęciu zobowiązań nie dających się uniknąć.

 

Czy wszyscy już zdążyli zauważyć, że dowolny Rząd (współczesny) poświęci los Ludności i Przedsiębiorców, ale nie da sobie zabrać choćby centa z tego, co decyduje o tym, że utrwala swój status (zatem Lud liczy się tylko w okresach kampanii wyborczych)?

 

Kiedy rozmaite związki tzw. pracodawców lobbują za ulgami dla siebie i argumentują, że przecież oszczędzony grosz zainwestują w nowe miejsca pracy – wzbiera w nas pusty śmiech. Dlaczego zatem nie śmiejemy się, kiedy politycy i ich rozmaite konwentykle wmawiają nam, że prą do stanowisk dla dobra wspólnego, publicznego?

 

 

*             *             *

Można w tej sprawie walczyć z wiatrakami, ale prościej będzie dążyć do ustawowego wyprostowania pojęć.

 

W wersji humorystycznej: proponuję ustawę, a nawet wpis do Konstytucji, który mówiłby rzecz następującą: wyborca powierza Rządowi (samorządowi) swój los i los Kraju (regionu), godzi się wstępnie na to, że taki to a taki % jego dochodów pójdzie na „obsługę”, ale każda nowa inicjatywa rządowa-samorządowa musi być opatrzona dwiema danymi: konkretną kwotą, jaką każdy obywatel musi na nią wyłożyć oraz zobowiązanie władzy, że konkretny efekt zostanie osiągnięty (coś się pojawi w przestrzeni lub portfelach).

 

A jeśli nie wyjdzie – to „tym panom już dziękujemy”.