Piaskownica i zabawki

2013-09-17 09:22

 

Co robi premier w kraju zaludnionym przez 38 milionów mieszkańców, kiedy mu przechodzi pod oczami 200-tysięczna manifestacja, a media, dotąd skłonne do udawania razem z premierem, że jest dobrze – nie są w stanie nazwać tego „słabo zorganizowaną zadymą marginesu”, zwłaszcza że sondaże wskazują na większościowe poparcie Społeczeństwa dla racji wyrażanych podczas protestu?

Otóż taki premier pociesza się zabawkami militarnymi. Staje na tle pojazdu wojskowego i opowiada swoje wczorajsze sny o potędze.

Rosomak, na tle którego fotografował się premier, to wehikuł wielu afer. Ma tę podstawową wadę, że nie nadaje się do żadnej akcji w warunkach bojowych, a i na poligonach wprawia użytkowników w zakłopotanie. Pół świata się śmiało i śmieje z tego cudu techniki. Tylko nasi gwiazdkowi obnoszą się z nim dumnie.

Polska to jest taki kraj, który pod pozorem zajmowania strategicznej pozycji geograficznej zbroi się na potęgę w demobilizowany złom ściągany z innych armii albo w „prosto z taśmy” złom rodzimej produkcji. Jakiekolwiek sukcesy taktyczne i bitewne polskiej armii w czasach bytności w NATO są bliżej nieznane. Owszem, znane są spektakularne akcje jednostek specjalnych (lub wywiadów) oraz przedsięwzięcia natury „zaplecze”. No, i kilka wyczynów, właściwych każdej współczesnej armii: mordowanie cywilów, rujnowanie miejscowego dziedzictwa, pijaństwo, przemyt, pokątny handel mieniem wojskowym. Kamery pokazują, oczywiście, jak dzielni i mili wojacy częstują dzieci sucharami i głaszczą po głowach. Od kiedy wymyślono kamery – inny przekaz z frontu niż ten „humanitarny” jest zakazany.

Znane są za to wielomiliardowe koszty polskiej zabawy w globalnego gracza wojskowego, u boku globalnego terrorysty, nielojalnego wobec sojuszników, inspirowanego w działaniu krańcową głupotą lub zbrodniczymi, bandyckimi instynktami.

Polska jest polem (i zarazem marionetką) jakiejś gry polityczno-militarno-biznesowej, której prominentnym agentem na kraj jest Radosław Sikorski, człowiek uwikłany w przedziwne „okoliczności” międzynarodowe, co pozwala mu być raz ministrem obrony w jednym obozie, a szefem dyplomacji w obozie wrogim. Przypomnę, że mowa o resortach „wrażliwych”, gdzie „fachowość” polega na tym, że ma się rozeznanie w „zakulisach” oraz zaufanie najmocniejszych sił grających globalnie, przynajmniej kontynentalnie. Nie znam innego kraju, gdzie tak biegunowa zmiana rządu nie skutkuje eliminacją „wrażliwego” polityka z gry.

O moralno-etycznej stronie napuszania się premiera pośród militarnych zabawek nie wspominam. Nie znam bowiem dobrego uzasadnienia dla nasilenia kampanii produkcyjnej w dziedzinie militarnej. Zwłaszcza, że jak dotąd osiągamy na tym polu tylko powody do wstydu, co oznacza, że chodzi o zmarnotrawienie kolejnych miliardów, z pytaniem w podtekście, kto na tym skorzysta. Zwłaszcza, że kryzys nas toczy w najlepsze, choć trwają vincentowe przebieranki budżetowe.

W kodeksach karnych znana jest instytucja inicjatywy własnej obwinionego na rzecz poddania się karze. Tusk jednak idzie w zaparte, wyrok więc raczej nie będzie wyrozumiały.