Paprykarz polityczny. Na ostro. Czyli: JAK ŻYĆ.

2011-09-22 15:29

 

Na naszych oczach wyrasta ktoś, kto łączy w sobie ludową gospodarność i przedsiębiorczość z zawadiackim nieposłuszeństwem, nie potulnością wobec władzy oraz z chłopskim dystansem do tego, co „tam na górze” plotą (słowo „plotą” ma chyba dwa znaczenia).

 

Pana Kowalczyka, paprykarza (hodowcę papryki), znają chyba wszyscy. Przekaziory rozpowszechniły jego dramatyczne JAK ŻYĆ skierowane do Premiera, który zwizytował po wichurze zagłębie paprykowe. Nieco „w cieniu” tych dwóch rozpaczliwych słów poszły w eter inne: kto tu ma rąbnąć pięścią w stół, KTO TU JEST PREMIEREM!?!

 

- Zauważyłem tam, że stoi tam tłumek dziennikarzy, czekają telewizje, a premierowi, pod domem, wręczają koszyk z papryką. Myślę sobie: co to jest? Wszyscy w garniturkach, pantofelkach. Ja mam charakter, przesunąłem się przed dziennikarzy i powiedziałem: - Nie mamy jak żyć panie premierze. Mam kredyt kilkadziesiąt tysięcy złotych i teraz nie mam z czego go spłacić. Mam zniszczone gospodarstwo i nie dostałem pieniędzy. Dlaczego pan przyjeżdża w miejsce, gdzie prawie nic się nie stało? Ja nie życzę panu takiej sytuacji i pana rodzinie. Jak żyć? Już mi się nie chce nic robić, bo ręce opadają – mówi.

Otoczenie premiera struchlało, a niespodziewany dialog pana Stanisława z premierem poszedł w świat. - Dziennikarze z telewizji dziwili się potem i powiedzieli mi po spotkaniu: "chłopie, miałeś godzinę lajfu z premierem. Tego nikt nie ma” - opowiadali.

Kilka osób ze świty szefa rządu sarkało na takie niespodziewane spotkanie, na język, na styl rozmowy.

 

- Ja mam charakter, do wszystkiego dochodziłem ciężką pracą – mówi Stanisław Kowalczyk, rolnik z Woli Wrzeszczowskiej, któremu lipcowa nawałnica zniszczyła 50 tuneli z papryką. Ja po prostu chciałem premierowi wytłumaczyć, by szef polskiego rządu, tak jak dobry gospodarz w Polsce, poważnie traktował rolników. My przecież sami wiemy, jak mamy żyć. Jednak nie chcemy, by nasz wysiłek szedł na marne.

 

Sprawa paprykowa obnażyła drenażową, sępią chytrość sektora finansowego: nikt nie chce ubezpieczać paprykarzy, bo to jest duże ryzyko. Ubezpieczycielom lepiej jest „ryzykować” tam, gdzie żadnego ryzyka nie ma, bo wszystko jest wiadome i zysk pewny. Od interwencji w takich absurdalnych sprawach jest wszelka władza. I to wygarnął Kowalczyk Premierowi.

 

Reportaże – tych od razu mnóstwo – pokazują, że paprykarze miejscowi są murem za panem Stanisławem, choć niezbyt wierzą, że on sam przewróci myślenie Systemu, spowoduje, że w Systemie pojawi się EMPATIA, myślenie kategoriami „oddolnego człowieka”, a nie tylko kategoriami „spójności Systemu”. Bo teraz (po kolejnej wichurze – JH) firmy dają tak wysokie stawki za ubezpieczenie, że rolnikom nie opłaca się ubezpieczać tuneli. Ale gdy ja byłem radnym niewiele brakowało, byśmy takie niskie ubezpieczenia ustalili. Jednak się nie udało – opowiada.

 

Od lat 80-tych w rejonie Przytyka coraz więcej ludzi zajmował się papryką, poznając, jak ciężko uzyskać dobry plon.


- Ja mam w głowie dwie daty. Pierwsza, to 8 września 20 lat temu. Wtedy też była wichura. W kilka minut, na moich oczach, zniszczyła 32 tunele. Po takiej katastrofie ciężko się podnieść i ja do dziś odczuwam skutki nawałnicy sprzed 20 lat. Drugi huragan przyszedł teraz, w tym roku, 14 lipca. Straty mam większe: aż 50 tuneli zostało zniszczonych i z doświadczenia doskonale wiem, jak ciężko mi będzie stanąć na nogi – opowiada pan Stanisław.

 

Obok stoi miejscowy wójt, uosobienie bezwolnego wykonawcy procedur i algorytmów, rozkładającego ręce przy wszystkim, co nietypowe. Administrator bierny i ostrożny. Pobieracz wynagrodzenia za to, że nikomu nie wadzi i ma oko na wszystko, tyle że nie gospodarskie to jest oko.

 

Dziś gminę Przytyk odwiedził Prezes. Konferencja prasowa „na zagrodzie” u pana Stanisława. Temperament gospodarza znajduje swój upust, kiedy jest mowa o empatii właśnie. Mówi on rzecz wartą szerokiego upublicznienia: ja to jeszcze jakoś mieszkam, woda się leje, ale to nic. A tam obok jest kilkanaście rodzin, zapraszam ekipy telewizyjne, oni od tygodni nie mają prądu, XXI wiek, a oni żyją jak w norach!

 

Czytelniku! Chłopisko może i zrobiło medialną karierę, ale zamiast mu do cna odbić, to on zaprasza „swoje” kamery do ludzi mniej medialnych, którzy cierpią po cichu swoją niedolę. Znów obok stoi wójt-niemota. Ani be, ani me, ani kukuryku. Tego od nas żądali mieszkańcy (pan Stanisław był kiedyś przewodniczącym rady). Dlatego i my żądamy od najwyższych polityków, by też pomogli: przy ubezpieczeniach, przy melioracji rowów, przy pomocy po huraganie. Niech się chociaż postarają.

 

Ubezpieczenia i melioracja, czyli warunki rentowności i infrastruktura. Oto obywatel całą gębą, który myśli jak Rousseau czy Abramowski kazał: zrób dobrze społeczności całej, to i tobie będzie rześko.

 

Pan Stanisław uśmiecha się gorzko: - Oczywiście, że kolejny raz zabiorę się za warzywa. My tu wszyscy przecież wiemy jak żyć, tylko trzeba nam pomóc. Ja żyję z kredytów, we wrześniu mam do spłaty kolejną ratę. Ale na wiosnę znów posadzę paprykę do tuneli, ale też może i cukinię. Kolejny raz muszę się podnieść - mówi.

 

 

Wiecie, na czym polega polski dramat? Że albo takich Stanisławów-paprykarzy jest w Polsce jak na lekarstwo, albo nikt ich nie pokazuje, bo są „lepsze” postacie do zaprezentowania.

 

/korzystałem z portalu Echo Dnia/

 

 

 

Kontakty

Publications

JAK ŻYĆ.

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz