Palikotyzm wyczekiwany?

2011-10-11 11:58

 

Na końcu tego tekstu są dwie uwagi:

 

Palikot będzie rozliczany z dwóch spraw: czy zdoła wydobyć (patrz: sokratejska metoda majeutyczna) ze swojej zbieraniny rzeczywiste pragnienia środowisk dotąd wykluczanych poza nawias dysputy, oraz czy sformułuje taki program, który uczyni go mężem opatrznościowym jakiegoś poważnego środowiska społecznego (dla przykładu: przedsiębiorcy, młodzież, inteligencja, związkowcy, itd., itp.).

  • Aby ruszyć na szlak emancypacji (pierwsze kryterium rozliczenia) – Palikot musi stać się antysystemowy (ma doświadczenia z komisji Przyjazne państwo).
  • Aby stać się gwiazdą wielu sezonów i ostatecznie autorytetem – Palikot musi być więcej niż konstruktywny, do tego zręczny w grach o rząd dusz.

 

 

Ponad rok temu napisałem notkę „Palikotna grundryza tuskenkampfu” (TUTAJ). Napisałem też notkę „Fenomenikot (w dwóch odsłonach)” (TUTAJ).

 

Niech mi się zatem nie uprzykrzają komentatorzy, którzy napiszą, że się właśnie w tej sprawie obudziłem.

 

Najpierw kilka cytatów z tamtych notek:

 

Janusz Palikot jest filozofem. Po dobrej szkole KUL i UW, magistrował się „na Immanuelu Kancie”, jednym z trudniejszych filozofów (patrz: Kantowska teoria umysłu). Sądzę, że ma mózgoczaszkę całkiem nieźle przystosowaną do myślenia, w stopniu większym niż przeciętnie w Polsce. 

 

Janusz Palikot jest/był biznesmenem obracającym – z powodzeniem – dużymi kwotami , co oznacza, że umie „chodzić po ziemi” i wie, skąd się biorą pieniądze, a o ekonomii może opowiadać jako ktoś, kto jej doświadcza z różnorodnych pozycji. 

 

Janusz Palikot jest parlamentarzystą, czyli tym rodzajem polityka, który porusza się pośród meandrów i wirów codziennego tygla: zauważmy, że nie funkcjonuje w obszarze tzw. władzy wykonawczej. 

 

Janusz Palikot jest autorem: swoje doświadczenia i refleksje publikuje we wszelkich wyobrażalnych formach: książki (w tym autobiografia), wywiady-rzeki, blog internetowy, performance, starcia medialne.

 

Janusz Palikot jest – jak połowa polskiej ludności – nieodrodnym synem PRL-u i Transformacji, czyli dwóch najbardziej traumatycznych formacji ustrojowych. 

 

To wszystko Janusz Palikot jest w stanie intelektualnie ogarnąć jako ktoś, kto zajmował się już jako student problemami apercepcji kantowskiej, a jako pracownik PAN zajmował się – szerzej - Filozofią umysłu i kognitywistyką.

 

Tuskolandia (to naprawdę moje słowa – JH) wbrew pozorom nie jest krajem stabilnym. W tym pięknym, pełnym naiwniaków kraju powoli powstaje konwencja rządów, nazwana przez Palikota mistrzowską, a polegająca na tym, że „bujajcie się sami, rząd za nic nie odpowiada, poza wciąż bardziej konsekwentnym odsuwaniem od siebie odpowiedzialności”. 

 

W tym uroczym kraju pełnym zieleni i wrażliwej młodzieży rozsypują się – trzymane jeszcze naprędkimi klamrami – administracja, infrastruktura, finanse i polityka. Konia z rzędem temu, kto nad tym panuje. Chyba że chodzi o sapera, który z rozmysłem podkłada ładuneczki to tu, to tam, odpala mikro-eksplozje i czeka, co się z rumowiska jeszcze da opchnąć na boku. 

 

W tym błogosławionym przez Pana Naszego i przez narodowe głupoty prowincjonalnym kraiku obcina się po kolei, za to bez tołku wszystko, co budżetowe, a co nie służy bezpośrednio utrzymaniu machiny państwowej: ochronę zdrowia, oświatę, naukę, osłony socjalne, policję, wojsko, uspołeczniony sektor gospodarczy, kluczowe elementy rozmaitych sieci „twardych” (np. drogowych) i „miękkich” (np. usługowych), ochronę praw pracowniczych, obywatelskich i człowieka, oddając to wszystko w pacht cwaniakom obiecującym inwestować, gołosłownie i bezkarnie.

 

Na koniec wmawia się ogłupiałym „obywatelom”, że to wszystko dzieje się na mocy ich suwerennej, podmiotowej, samorządnej, obywatelskiej decyzji wyborczej.

 

Palikot Janusz – jako jedyny rozpoznawalny polityk – należy do tych, którzy zamiast spokojnie konsumować swój niemały dorobek w różnych dziedzinach, poddaje się jakiemuś wewnętrznemu imperatywowi, chce coś zrobić naprawdę, a nie tylko zagrać politycznie.

 

Ktokolwiek myśli, że znany jest powszechnie jego (Palikota) pakiet poglądów politycznych i światopogląd – niech na chwilę jeszcze zbastuje. Bo na pewno się myli.

 

Palikot nie ogłosił jeszcze, co myśli o rozmaitych sprawach. Równie dobrze możemy go wziąć za liberała, co za Lenina-bis. Ale wcale nie oznacza to, że jest on kimś w rodzaju technokraty czy socjaldemokraty (oba te nurty leżą na pograniczu między liberalizmem i socjalizmem). I to nie jest kunktatorstwo, bo wydaje mi się, że Janusz P. właśnie „zawiesił głos” w poszukiwaniu właściwych słów.

 

Palikotowi przeszkadzają w Polsce wyłącznie dwie sprawy: 

1.       Po wyeliminowaniu LPR i Samoobrony oraz zmarginalizowaniu PSL polską nawę konserwatywną okupuje PiS, „teatr jednego aktora plus krowięta”, któremu Palikot zdecydowanie nie dowierza, wolałby na tym miejscu widzieć inną trupę aktorską (to samo zresztą myśli w tej sprawie inny Janusz P., ten z PSL);

2.       Polskie państwo, zarządzane do przesady ekstensywnie przez PO, jest bliskie ruchnięcia, od czego będzie tylko dużo kurzu i trochę aferalnego smrodu (wtóruje mu niespodziewanie Kalisz, opowiadając, że w Sejmie „tworzymy kiepskie prawo”) – dlatego używa Palikot zdań o ciotkach i podobnych stworach w PO;

 

To nie są sprawy błahe. Palikot je celnie namierzył.

 

Chyba się nie mylę przeczuwając, że Palikot wie więcej ode mnie o tym, jak fatalny dla Polski jest zbieg tych dwóch okoliczności. I tak bardzo go to uwiera, że gotów jest podjąć ryzykowne pod każdym względem przedsięwzięcie, na własny rachunek finansowy, polityczny, wizerunkowy. 

 

Merytorycznie idzie Palikot tropem Urbana czy Leppera: obaj w swoim czasie, na swój sposób, podjęli wojenkę przeciw zakłamaniu i nieprawdziwości w polskiej polityce i w polskim Państwie, zaryzykowali niekończące się procesy sądowe i opluwanie, markę „publicznego smroda i dziwoląga”, bezustanne podchody wymierzone w wyeliminowanie ich z „obiegu”. 

 

Technicznie idzie Palikot tropem Obamy, który uruchomił internetowe pospolite ruszenie i ograł rutyniarzy, wjeżdżając do Białego Domu.

 

Lewica ma dwie odnogi. 

 

Odnoga wyciągnięta ku Prawicy nazywa się Socjaldemokratyzm. Uznaje Rynek jako katalog wskaźników gospodarczych i w ogóle regulator gospodarczy. Uznaje (choć się do tego nie przyzna), że są „równi i równiejsi”. Uznaje, że Państwo powinno z cicha, niejako przeźroczyście, interweniować, aby przywracać Rynkowi rynkowość, kiedy ona się monopolizuje. Uznaje prawo do prywatnej przedsiębiorczości indywidualnej, na własny rachunek kosztem rachunku społecznego. Socjaldemokratyzm jest bliski Technokratyzmowi, lewicowemu „odchyleniu” Prawicy. 

 

Odnoga wyciągnięta ku Konserwatyzmowi nazywa się Komunizm. Złe doświadczenia nie pozwalają nam przełknąć tej nazwy bez emocji, ale spróbujmy. Komunizm powiada o wspólnotach samorządnych reprezentowanych przez Rady, o uspołecznionych podmiotach gospodarczych, a przynajmniej o pracowniczej kontroli nad tym, co upaństwowione. Komunizm powszechną równość zastępuje hierarchią ważności (kryterium: właściwa postawa ideowo-społeczna). Komunizm jest bliski Mesjanizmowi, lewicowemu „odchyleniu” Konserwatyzmu.

 

Przeciętny widz-wyborca zastanawia się nad „poziomem lewicowości” Jarosława Kaczyńskiego (a on po prostu przejął roszczeniowe, oddolne, wspólnotowe, sprawiedliwościowe, równościowe hasła porzucone przez komunistów!). Ten sam wyborca-widz zastanawia się nad „lewą nogą” Donalda Tuska (a on po prostu odkraja od socjaldemokracji poszczególnych „lewicowców” i sobie ich zagospodarowuje!).

 

Projekt, który byłby złożony z trzech postulatów społeczno-ekonomicznych (A: praca własna podstawowym źródłem dochodu, B: proporcjonalność tego co otrzymuję ze społecznej puli do tego co do niej wkładam, C: ustawiczna odnawialność równych szans „pozycjonowania” społecznego i gospodarczego) – taki projekt nie ma szans, a jest on wszak esencją Socjalizmu. 

 

Palikot – wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi, jako powiatowo-parafialne dziecko PRL – jest konserwatystą, ale takim „komunistycznego” chowu, antyreligijnym. Jako dobry uczeń Kanta nie ma nic przeciwko wierze, ale ma nieco przeciw religii (opium), a najwięcej ma przeciw tym, których opisał jako „brzuchatych” celebrytów rozmaitych uroczystości państwowych. 

 

Jeśli się w tym nie mylę – to mam dla niego tzw. dobrą radę. Gdyby umiał Janusz Palikot ubrać swój światopogląd w słowa, które dotarłyby do ofiar niesprawnego Państwa, do ofiar Transformacji balcerowiczowskiej, do drobnego mikro-biznesu odbijającego się od monopoli i „układów”, do młodzieży nie umiejącej znaleźć swoich szans na normalne życie w kraju – to wtedy Napieralski będzie mógł co najwyżej marzyć, by go Palikot przygarnął z dobrodziejstwem inwentarza. 

 

I musiałby zdążyć JP przed tym, zanim JK wyprowadzi sfrustrowany lud na ulice (patrz: Stan ponad stany). 

 

---

Nie wiem, czego życzę Palikotowi. Sobie życzę, bym umiał go rozgryźć.

CZYTELNIKU, NIE UWIERZYSZ: POWYŻEJ BYŁY SAME CYTATY NIŻEJ PODPISANEGO, SPRZED ROKU I SPRZED PÓŁTORA ROKU. ŁATWO SPRAWDZIĆ!

 

A teraz słowa dzisiejsze, pisane w dniu 11 października 2011 rano.

 

Palikot w ciągu kilku lat z prowincjonalnego fabrykanta alkoholu wypromował się na lidera ugrupowania parlamentarnego. Jako polityk jest ostatnio najskuteczniejszy. Jakimi środkami to osiągnął – inna sprawa.

 

Drużyna, którą wprowadził do parlamentu – nie jest żadną drużyną, tylko pospolitym ruszeniem frustratów i poszukiwaczy szans.

 

Odtąd Palikot będzie rozliczany z dwóch spraw: czy zdoła wydobyć (patrz: sokratejska metoda majeutyczna) ze swojej zbieraniny rzeczywiste pragnienia środowisk dotąd wykluczanych poza nawias dysputy, oraz czy sformułuje taki program, który uczyni go mężem opatrznościowym jakiegoś poważnego środowiska społecznego (dla przykładu: przedsiębiorcy, młodzież, inteligencja, związkowcy, itd., itp.).

  • Aby ruszyć na szlak emancypacji (pierwsze kryterium rozliczenia) – Palikot musi stać się antysystemowy (ma doświadczenia z komisji Przyjazne państwo).
  • Aby stać się gwiazdą wielu sezonów i ostatecznie autorytetem – Palikot musi być więcej niż konstruktywny, do tego zręczny w grach o rząd dusz.

 

 

Palikot jest filozofem umiejącym stąpać po ziemi.

 

Jeśli już mówimy o wyborach – to on faktycznie ma przed sobą poważny wybór.

Kontakty

Publications

Palikotyzm wyczekiwany?

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz