Ostatnie kuszenie Ikonowicza. Z przeżuwaniem

2012-03-24 08:57

 

Piotr Ikonowicz jako dziecko poznawał kawał świata i miał możliwość kształtowania swojej ludzkiej wrażliwości w bezpośrednim kontakcie ze światową rewolucją.

 

Nic dziwnego, że kiedy „się zaczęła” Solidarność – on był aktywny w Biurze Regionu Mazowsze, wdawał się w „gry i zabawy” z milicją, na koniec został internowany w Białołęce (cela nr 13). Realizował się przez całe życie jako rewolucyjny wiecownik, dziennikarz nie znoszący czyjejkolwiek kontroli, tłumacz kilkujęzyczny oraz charyzmatyczny przywódca stada. Współ-zakładał (odnawiał) PPS i przez jakiś czas przewodził tej partii z tradycjami robotniczymi. Posłował – i nadal był niepokorny, nie godził się na „niedemokratyczny centralizm”. W wyborach prezydenckich i parlamentarnych uzyskiwał poparcie równorzędne liczebnie powiatowemu miasteczku. Na koniec założył ruch polityczny pod nazwą Nowa Lewica i spełniał się jako „samiec Alfa” w tym stadzie, które kurczyło się aż do „rozlatunku”, bowiem Piotr nie znosi(ł) wokół siebie ani konkurencji, ani krytyki, ani swobodnej dyskusji: on zawsze był niepokorny – wobec siebie jednak wymagał bezwzględnej pokory.

 

Ostatecznie, po rozmaitych spazmach flibustierskiej, podskakiewiczowskiej lewicy, Piotr wycofał się do działań, które zawsze robił najlepiej: interwencyjna ochrona wykluczonych (słynne są jego blokady eksmisji ludzi z mieszkań na bruk) oraz akcyjne „eventy” z okazji rozmaitych (manify, wiece, pochody).

 

Wydawałoby się, że znalazł swoją życiową drogę, ścieżke „bezzgiełkową”. Ale na nieszczęście pojawił się w lewicowych opłotkach dziwoląg o nazwisku Palikot, filozof, biznesmen alkoholowy, polityk prawicowy, wydawca konserwatywny. Palikota olśniło, że jego (chwilowym?) przeznaczeniem jest robić tygiel po lewej stronie. Jak lep na muchy podziałał na wielu, dostał też niespodziewane wsparcie od jednego z silniejszych środowisk zakulisowych (oj, zdziwiłby się Czytelnik, gdybym napisał konkretnie), które akurat poszukiwało nowej twarzy jako nośnika swoich igrzysk.

 

I tam pojawił się Piotr, co jest dowodem na to, że jednak coś z samca Alfa w nim zostało. Oczywiście, Palikot, sam będący „super-alfa” (obaj są w determinacji i bezkompromisowości podobni do siebie jak dwie krople wody, tyle że Ikonowicz ani nie umie posługiwać się rozważnie pieniądzem, ani zwolennikami, ani dorobkiem politycznym). Napisano, że Piotr Ikonowicz jest doradcą Palikota, wnosząc do Ruchu doświadczenie Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej.

 

Mnie zaś szkoda tych wszystkich, którzy liczyli na to, że Piotr się ustatkował. Okazuje się, że narkotyk polityczny pokonał kilkuletni „odwyk”, Piotr zaś znów rozsiewa wokół siebie feromon „polityki suicydalnej”, ze szkodą dla spraw, które ostatnio go zajmowały z dobrym chyba skutkiem.

 

Piotr Ikonowicz należy do tych gwiazd polityki, wybuchowo gasnących, których będzie brakowało w polskiej polityce: szczerość wypowiedzi i brak pokory wobec faktów, które każdego innego by ujarzmiły, dawały mu charyzmę i „power”. Już nie dają.

 

No, cóż…