Mimikra parawładzy

2011-04-17 06:14

 

W poprzedniej notce (TUTAJ) próbowałem zwrócić uwagę na to, że Władza jako fenomen jest „produktem” zbiorowego (choć dotyczącego jednostek) poszukiwania kogoś/czegoś, kto pełniłby rolę przewodnika, dominatora, przywódcy, mentora, pana, zarządcy, itd., itp. Dopiero kiedy owa „masa poszukująca” znajdzie takiego kogoś – buduje wokół niego rozmaite instytucje (bardziej lub mniej trwałe), w wyniku których każda jednostka z osobna, ale w dużej będąca liczebności, oddaje część swojej suwerenności za – niegwarantowane – nadzieje na to, że będzie dobrze, bezpiecznie, wygodnie, łatwo – pod kontrolą Przewodnika.

 

A jeśli Przewodnik okaże się Uzurpatorem – wtedy straty są większe, niż korzyści.

 

O współczesnej „mimikrze wyborczej”, w wyniku której oczekujące masy są oszukiwane co do predyspozycji i umiejętności kandydatów na Przewodników – większość z nas wie intuicyjnie niemal wszystko, co nie przeszkadza „mimikrantom” nadal być skutecznymi w grze o posady.

 

Tu jednak będzie kilka słów o „mimikrze parawładzy”. Otóż bywa – i to nie marginalnie – że napotykamy na swej drodze kogoś, kto zachowuje się i deklaruje jako „ktoś”, kto „gdzieś” ma władzę, rozporządza jako Przewodnik wycinkiem rzeczywistości – gdy tymczasem jest to nieprawda.

 

Ten ktoś chce skorzystać z naturalnego „odruchu echa”: kiedy mamy do czynienia z dysponentem Władzy, to jesteśmy gotowi tej jego władzy poddać się, nawet jeśli ta „jego” władza nie musi nas dotyczyć. Na przykład jeśli na Mazurach gości Wojewoda Śląski, to choć nie ma on żadnego powodu władać czymkolwiek na Mazurach – korzysta z nimbu władzy przeniesionego (chwilowo) w to miejsce, w którym on akurat jest i ujawnił, kim jest na Śląsku.

 

A przecież to samo dotyczy kogoś, kto nie jest Wojewodą Śląskim, ale spowodował, że tak się o nim na Mazurach sądzi! Wtedy mamy do czynienia z „czystą” uzurpacją, korzystającą z owego „odruchu echa”!

 

Ileż każdy napotkał w swoim życiu sytuacji, w których – poprzez domniemanie, iż mamy do czynienia z „człowiekiem władzy” – oddawaliśmy się pod chwilowe albo dłuższe panowanie „mimikranta”! Dotyczy to nie tylko celebry, natychmiast uruchamianej wokół niego, ale też swoistej „izby przyjęć dla oczekujących”, kiedy to zgłaszamy człowiekowi nasze troski, wątpliwości, uwagi, oczekiwania, gotowi jesteśmy nawet świadczyć mu dobrami i usługami, byle wsparł to, co jest dla nas ważne!

 

Zabawnym, ale dość celnym opisem tego zjawiska jest literacka i filmowa kreacja Nikodema Dyzmy. Wystarczyło, że na bankiecie (dokąd trafił przypadkiem obwieś i mandolinista) zrugał on nieostrożnego, podpitego prominenta – a już sam za niemal prominenta zaczął uchodzić, co owocowało zaufaniem, jakim zaczęli darzyć go inni prominenci, posiadacze majątków, kobiety i w ogóle „socjeta”, „towarzystwo”. Na mocy tego zaufania został ważnym urzędnikiem państwowym, plenipotentem majątku, doradcą premiera, a nawet kandydatem na urząd Szefa Rządu.

 

Oczywiście, abstrakcyjnej postaci Nikodema pomagały różne zagęszczone zbiegi okoliczności, ale czyż nie zachowujemy się tak samo wobec kogoś, kto jawi nam się jako dziennikarz wpływowego czasopisma, jako kontroler wszechmocnej instytucji, jako ekspert znanego „think-tanku”, jako krewny biskupa (albo wręcz duchowny w podróży misyjnej), jako naukowiec warszawskiej uczelni, jako dysponent kapitału, jako kolega kogoś ważnego, w ogóle jako człowiek sukcesu?

 

Oczywiście, łatwo jest obnażyć taką mimikrę, ale ileż jest sytuacji, w których „o takie rzeczy się nie pyta, nie wypada, nie przystoi”?

 

Chcę przez to powiedzieć, że nawet jeśli ktoś ma rzeczywiście jakiś związek z Władzą – to na podstawie powyżej opisanego mechanizmu gotowi jesteśmy dać mu tej władzy więcej, niż mu jej „przysługuje”.

 

Bo Władza – to mechanizm samonapędzający.