Kubatyzm

2011-10-07 18:26

 


Dopiero co wpuściłem do sieci notkę „filozofującą” na temat państwa. Fenomenu, który wkrada się do społeczeństwa i podkrada mu zdobycze cywilizacyjne, przypisując je wszystkie sobie.

 

Po czym natknąłem się na notkę blogera, który już jest tak wielki, że robi profesjonalną karierę dziennikarską.

 

Znam go, od lat, mogę więc uzurpować sobie uprawnienie do interpretowania tego, co on sobie myśli „z tyłu głowy”. Poza tym go lubię, choć przeraża mnie jego jednostronność opcji politycznej, nieco podkolorowana, która czyni go hunwejbinem zniechęcającym nas do czytania niektórych portali i gazet. On, bloger, opluwa uczestników dysputy!

 

 

Będę go cytował poniżej (oryginał: Jak głosować?). Jego tekst będzie wytłuszczony, mój – inny.

 

To jak żyjemy zależy w pewnym stopniu również od tego, gdzie żyjemy i przez kogo jesteśmy rządzeni.

Nic dodać, nic ująć. Trzeba jednak dopowiedzieć, że Autor sądzi (w licznych publikacjach), iż żyjemy w Kraju zarządzanym przez demokratyczne państwo prawa. Któremu nieźle wiedzie się gospodarczo, również w porównaniu z tym, co dzieje się na arenie międzynarodowej. Zaś wszelkie odstępstwa urzędników i funkcjonariuszy, urzędów i organów, od demokratyzmu i praworządności, moim zdaniem masowe, uważa Autor za błędy i wypaczenia, i że na pewno nie są „systemowe”, tylko wynikają z jednostkowych przekroczeń zasad społecznego współżycia.

 

Demokracja wymaga od obywatela minimum wysiłku, którym to minimum jest udział w wyborach.

Tu akurat się różnimy: ja akurat sądzę, że demokracja to zabawa zobowiązująca, wymagająca uwagi, poświęcenia, dysputy, realizacji obowiązków społecznych, konstruktywnego funkcjonowania we wspólnocie. Obywatel powinien – to wymaga pracowitości i samozaparcia – wciąż od nowa „nie odpuszczać”, kiedy Kraj i Ludność jest wmanewrowywana w pustą, obowiązkową i kosztowną służebność Państwu, zamiast stawać się samorządnymi.

 

Jeśli ktoś mówi, że " nie pójdzie do wyborów, bo co to zmieni?" oznacza to, że ktoś nie traktuje poważnie nie tylko swojego kraju, ale również samego siebie.

W słowie „wybory” zawiera się – przynajmniej w Polsce – podstęp. To nie są wybory. Nie mamy jako ogół wpływu na typowanie-wyłanianie kandydatów, ordynacja każe nam głosować na partie a nie na kandydatów (nawet listy są podzielone na partie, a nie wolno zaznaczyć kandydatów z dwóch różnych list!). Mimo tysięcy obietnic wyborczych – nie mamy prawa ich potem wyegzekwować (art. 104 Konstytucji), za to ponoć niezależni i równorzędni posłowie są do wielu rzeczy skutecznie obligowani przez liderów partyjnych, co sankcjonuje nawet niekonstytucyjny (moim zdaniem) Regulamin Sejmu.

 

Jak głosować? Przede wszystkim racjonalnie. Lepiej nie kierować się negatywnymi emocjami, jak robi wielu (większość?) Polaków – tzn. nie głosować przeciw komuś, lecz z a kimś.

Racja. Trzeba głosować za kimś, kogo się zna i komu się ufa. Jeśli taki ktoś jest na listach. A kiedy głosuje się na kogoś nieznajomego, powołującego się na racje jakiegoś ugrupowania – to lepiej nie głosować, bo to jest loteria. Oddawanie nieważnych głosów wbrew pozorom jest skazywaniem się na cudzy wybór. Głosy nieważne wszak „robią frekwencję”! A nie oddawanie głosów w ogóle – jest odmową uczestnictwa w szopce wyborczej. Czyli jest zachowaniem racjonalnym.

 

Przed głosowaniem należy zastanowić się, który kandydat (a właściwie, która partia) jest w stanie zadbać o interes państwa, grupy i środowiska, do którego należy wyborca, a także jego interes osobisty. Warto zastanowić się również nad alternatywą dla swoich faworytów - czyli znaleźć swoją partię drugiego wyboru, ponieważ może się okazać, że racjonalizm polityczny wymaga od nas zmiany decyzji na taką, która zagwarantuje budowę w Polsce silnego i stabilnego rządu – bez konieczności budowania wieloczłonowych koalicji.

Ściema. Autor wyraźnie podpowiada, żeby wsłuchiwać się w sondaże, o których dziś w Polsce już dzieci wiedzą, że są „na zamówienie”. Przemyca też Autor sugestię, by oddać głos nie na „swojego” kandydata, jeśli „swój” mógłby nie wejść do Parlamentu. Nie dość, że wewnętrzna sprzeczność – to jeszcze podważanie – wcześniej prezentowanej – wiary w rozsądek wyborcy.



Można się spytać: a gdzie w tym wszystkim poglądy, gdzie idee, gdzie wartości moralne? Cóż –współczesny świat jest różny od tego sprzed zaledwie dwudziestu lat. Nadrzędną wartością nie jest już ciasno rozumiana ideologia i system wartości narzucony nam z zewnątrz, ale szeroko rozumiany interes społeczny i nasz osobisty. Polsce nie jest potrzebny u władzy doktryner, lecz pragmatyk.

Autorze, usłysz wreszcie! Partie pragmatyczne (ci co za nimi stoją) chcą zachowania status quo, aby dalej małymi kroczkami czerpać z tego, co już poukładane. Partie ideowe zaś chcą zmian, bo istniejąca rzeczywistość im nie odpowiada! Dlaczego jedne partie mają być lepsze od drugich? I przede wszystkim: dlaczego pragmatycy, bezideowcy, mają być lepsi od ideowców?

 

Dwadzieścia dwa lata III RP to wystarczający czas, aby stwierdzić, że społeczeństwo obywatelskie i otwarte państwo sprawdzają się w praktyce. Osobiście chciałbym, żeby zakres swobód był poszerzany (…). Chciałbym pełnoprawnego uczestnictwa w życiu społecznym i politycznym wszystkich grup i środowisk. Chcę wolności ekonomicznej, liberalizmu, ale również stworzenia równych szans startu. Chcę wolności i równości praw kobiet - nie tylko w polityce. I nie chcę prymatu państwa nad prawami jego obywateli. Nie chcę anarchii, i nie chcę jakobinizmu. Chcę władzy przewidywalnej.

No, Święte słowa! Autor przemyca nam jednak pogląd, że w naszym Kraju Ludność stanowi społeczeństwo obywatelskie, a Państwo jest otwarte (w rozumieniu: jest swoboda przedsięwzięć publicznych, np. biznesowych, społecznikowskich, artystycznych - i warunki ich powodzenia). I natychmiast – po słowach „chcę” oraz „nie chcę” – udowadnia coś wręcz przeciwnego, chyba że wierzy, iż jego postulaty są spełnione. Wtedy mu powiadam: naiwny nie jesteś, bo znam Twój rozum, ale wobec tego kim jesteś?

 

 

*             *             *

Dziś mottem moich wystąpień internetowych jest zdanie: Państwo (gniazdo GRACZY) realizuje w Polsce „masową produkcję” swoich prerogatyw, tajemnic, certyfikatów, dopuszczeń, wyłączności – i obiektywnie przeciwstawia się ogółowi społecznemu, czyniąc z podatków i opłat, z wyborów oraz ze sprawozdawczości i z posłuszeństwa – bardziej lub mniej ewidentny „obywatelski obowiązek”, niekiedy zapisując go formalnie. Przemoc i przymus oraz wyzysk – stają się oczywistością życia publicznego, nazywanego odtąd  „wewnątrzpaństwowym”, by ostatecznie zamazać pojęciowe różnice między Krajem, Ludnością i Państwem. Odsyłam do swojej notki Państwo. Logika i logistyka.

 

Hunwejbin takiego państwa nie widzi powyższego – albo dusi w sobie swoją spostrzegawczość.

 

 

Kontakty

Publications

Kubatyzm

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz