Klopf-Klopf, ich bin Gerichtsvollzieher

2016-05-05 05:43

 

250 tysięcy „ojro” to nie żadna kara, tylko opłata solidarnościowa: właściwie dobrowolna, bo ten kto nie chce się parać goszczeniem imigrantów, właściwie sam deklaruje gotowość wniesienia takiej opłaty. Tak to sobie wykombinowali biurokraci brukselscy i ręczę, że przepchną ten sposób myślenia i działania, choć może kwoty zróżnicują.

W ten sam sposób – od biedy – można interpretować opłatę za jazdę autobusem, pociągiem, tramwajem bez ważnego biletu: nie kasuję, więc niejako sam zgłaszam się do roli sponsora firmy przewozowej i jej kanarów. A gdyby jednak okazało się, że z tą dobrowolnością coś jest nie tak – wtedy wkracza embargador (algulacil), ufficiale giudiziario, судебный пристав, huissier, bailiff, executor judecătoresc, δικαστικός επιμελητής, ale najładniej po niemiecku: Gerichtsvollzieher.

Do wyjaśnienia jest przyczyna (choć wydaje się oczywista), dla której Arabowie setkami tysięcy „uciekają” z Syrii (a właściwie z obozów w Turcji) do krajów nie-arabskich i nie-muzułmańskich. Do wyjaśnienia jest rzeczywiste sprawstwo kilkudziesięcioletniej ustawicznej wojny na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego. Ale przede wszystkim do wyjaśnienia jest upór, z jakim biurokracja europejska (unijna) wmusza w kraje członkowskie rozmaite rozwiązania „wspólne”, jak słynna krzywizna banana czy marchewkowe owoce.

Największą porażką „inżynierów” zjednoczenia jest falstart konstytucji europejskiej, podpisanej wstępnie 29 października 2004 w Rzymie, ale nie ratyfikowanej. Napisałem TUTAJ, że wszelka Konstytucja jest wehikułem monopolizacji gospodarczej i zniewolenia politycznego. A jeśli ten dokument, zamiast 10 stron zasad, zawiera 278 stron – to musi być podejrzany o „drugie dno”.

Nie mam wątpliwości, że Europa jest jednoczona wedle niemieckiego, pangermańskiego wzorca prawno-ustrojowego, ćwiczonego w czasach hitlerowskich przez Waltera Hallsteina – i przez tegoż geniusza poprawionego w postaci tzw. Traktatów Rzymskich. Charakterystyczne:  w marcu 2007 r. program radiowy BBC ogłosił, że na skutek opóźnienia w drukowaniu treści traktatów, dokumenty ustanawiające EWG i Euratom zostały podpisane przez europejskich przywódców „in blanco” (tak podaje Pedia). Traktaty rzymskie w chwili podpisania składały się z pustych stron między jej frontyspisem a stronami do podpisu. Kamieniem węgielnym UE jest zatem oszustwo, niby drobne…

Sensem kontynentalizacji – takiej jak NAFTA czy wcześniej ZSRR, a na naszych oczach UE – jest przeistoczenie kolonizacji imperialnej w kolonizację wewnętrzną. Wystarczy granice dzielące imperialną metropolię od prowincji rozmiękczyć, a „właściwą granicą” objąć terytorium „anschluß-owane” – i już niczym za sprawą magicznej różdżki „wolno’ć tomku w swoim domku”, a ludziom nic do tego.

Kluczem do każdego Imperium – jest ideologicznie spreparowane przekonanie „metropolii”, że jej kulturowe, cywilizacyjne, ekonomiczne „DNA” jest „lepszej próby” niż prowincjonalne, co daje historyczne prawo do „anschluß-owania” prowincji.

Najśmieszniejsza wydaje się operacja TTIP, czyli montująca „wspólny rynek” USA-UE: jej rolą jest w oczywisty sposób przeistoczenie krajów członkowskich UE w sfederowane stany, a cała operacja jest sposobem USA na ucieczkę przed bankructwem poprzez kolonizację Europy w stylu „lebensraum”. Mamy do czynienia z ostatnią wojną Białej Północy, której ofiarą ma paść Rosja, rozpaczliwie poszukująca „schronu”, np. w postaci BRICS. Musi się Ameryce nieźle palić pod ogonem, skoro tak jawnie i tak pośpiesznie dobiera się do pod-Europy (jest jasne, że Europa Aryjska – w rozumieniu: chrześcijańsko-nordycka – stanie się współ-beneficjentem TTIP, cała reszta "Untermensch-ów" doświadczy wyrafinowanej eksploatacji). Tylko patrzeć, jak następcy  Arthura de Gobineau, Arthura Schopenhauera, Alfreda Rosenberga podadzą nam na tacy naukowe dowody na to, że jednak ludzie bardzo się od siebie różnią, co ci „gorsi” powinni przyjąć z pokorą. Ciekawe, jak zostanie spacyfikowana Francja, która podryguje „nie w tym rytmie”.

Może to jakoś wyjaśnia spazm urzędników UE w sprawie komorniczej egzekucji związanej z przyjmowaniem tzw. imigrantów (zauważmy, jak bezszelestnie porzucono słowo „uchodźca”…).

Najnowsza historia dowodzi, że jeśli „anschluß-owanie” przypomina „zajadanie na chybcika” – to kończy się totalną klęską prze-militaryzowanej metropolii: tak skończyły hitlerowskie Niemcy czy niezdolna do samo-opanowania Japonia.

Cieszy mnie, że Europa Środkowa wydaje się to wszystko rozumieć i wraca do „struktur poziomych”. No, chyba że się mylę: jeśli Polska zechce panoszyć się w tym towarzystwie w roli zbawcy (już się przebąkuje o pomniku Sobieskiego w Wiedniu), to nic z tego nie będzie.

No, otwarciej się nie da…