Jaka rodzina jest najtańsza - doświadczenia i dobre praktyki

2012-03-23 07:32

 

Ministra Vincenta poszukiwania oszczędności w wydatkach budżetowych połączone z wielkim polowaniem na ludzkie zaskórniaki otrzymały niespodziewanie szczere wsparcie od Premiera (znaczy: szczerość jest niespodziewana): otóż mąż ten (premier) oświadczyć raczył (w dyspucie z ludowcami), że najtańsza rodzina jest taka, która nie ma dzieci.

 

Na logice to ja się pewnie nie znam, ale mniej-więcej już rozumiem, dlaczego będę dożywotnio zaiwaniał na etacie albo w jakimś innym trybie: jak się naród przejmie słowami Tuska, to przestanie „brać wolne” i robić dzieci, więc sam będę musiał się na starość utrzymywać z pensji.

 

A teraz poważniej (nieco).

 

Wesprę dalsze poszukiwania, i od razu proszę mi zarezerwować 1% od kwoty oszczędności, jaka wyniknie z zastosowania mojej poniższej ekspertyzy.

 

Co najmniej dwa kraje, dużo poważniej traktowane na świecie niż Polska, rozwiązywały ten problem skutecznie: Rosja i Chiny. Nie, nie będzie o demografii (Rosja się kurczy ludnościowo, Chiny zaś eksplodują).

 

Otóż wystarczy zgrabnie podzielić każdego obywatela na dwie osobne części: Płatnika i Odbiornika. Płatnik płaci podatki, mandaty, kary, odsetki, składki, akcyzy, opłaty, czynsze. Odbiornik uprasza się o wynagrodzenia, dodatki, premie, przywileje, zasiłki, dodatki za wysługę, emerytury, stypendia, renty, opiekę medyczną, edukację, wypoczynek.

 

Wynalazek radziecki, jako twórcze rozwinięcie myśli carskiej, nazywa się Главное управление исправительно-трудовых лагерей и колоний (Gławnoje uprawlenije isprawitielno-trudowych łagieriej i kolonij, Główny Zarząd Poprawczych Obozów Pracy) – czyli GUŁag. Mamy tam swój polski wkład koncepcyjny, w osobie Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego. W takich obozach – w całym wielkim kraju – przebywało 2, 5 a nawet ponad 10 milionów „zatrudnionych”, którzy mieli liczne zalety: nie pobierali wynagrodzeń i premii oraz dodatków za szkodliwe warunki (niestety, nie płacili też podatków, ale wcześniej konfiskowano im mienie), dach nad głowa sami sobie budowali z ekologicznych, tanich materiałów, kąpali się rzadko, używali mało ogrzewania, nie przesadzali z telewizją, radiem, piekarnikiem i suszarką do włosów, zadowalali się lichym żarciem i takimż odzieniem, reedukowano ich najtańszym z możliwych sposobów (wychowanie przez pracę), ale przede wszystkim w poczuciu patriotyzmu nie dożywali wieku emerytalnego.

 

Do tych oszczędności dokładały się rodziny pensjonariuszy GUŁagu: bardziej lub mniej dobrowolnie były one przenoszone poza system państwowej opieki, bo w końcu ich mężowie i ojcowie nie bez powodu wczasowali w obozowiskach.

 

Ostatecznie te miliony delikwentów dostarczały może nie aż tak wiele dochodu, jak dużo bardziej wydajni Europejczycy czy Amerykanie – ale za to nieporównanie mniej byli kosztowni.

 

Aż przykro powiedzieć, że nie wszystkim zatrudnionym w tym trybie to się podobało. Ale na ulice nie wychodzili, bo tam nawet ulic nie było.

 

Laogai czyli skrót od chińskich słów Laodong Gaizao oznaczających „naprawę przez pracę”, to jeden z elementów chińskiego wymiaru sprawiedliwości (cytuję za https://www.prawaczlowieka.edu.pl/). Według danych instytucji skupionych wokół Organizacji Narodów Zjednoczonych w 1045 obozach przetrzymywanych jest około 7 milionów ludzi. Laodong Gaizao powstały już praktycznie kilka lat po objęciu rządów w Chinach przez zwolenników Mao Tsetunga w 1949 roku. Początkowo wzorowane na radzieckich gułagach obozy przetrzymywały więźniów nastawionych nieufnie i krytycznie wobec nowej formy rządów i systemu politycznego będącego efektem zwycięstwa sił komunistycznych w wojnie domowej z nacjonalistami Czan Kaj-szeka skupionymi w Kuomintangu. System organizacji pracy i wytwarzane dobra w zasadniczym stopniu nie różniły się od tradycyjnych chińskich fabryk, poza tym, iż w Laogai pracowali więźniowie polityczni.

 

Dość często system „naprawy przez pracę”, który to reprezentują obozy Laogai jest utożsamiany z „reedukacją przez pracę” zwaną w języku chińskim laodong jiaoyang (láojiào). Są to zakłady pracy przymusowej oddzielone od zwyczajnego systemu więziennego wykorzystywany głównie wobec sprawców przestępstw mniejszej wagi gatunkowej takich jak na przykład pospolite złodziejstwa, prostytucja lub zażywanie narkotyków. Według kodeku karnego Chińskiej Republiki Ludowej okres przebywania w tego typu zakładzie karnym nie może przekraczać lat czterech (sami widzicie, że nie jest tak źle – JH).

 

Podobnie jak w Związku Radzieckim, tak samo w Chinach ofiarami systemu i więźniami Laogai, czy też Láojiào padają nie tylko przestępcy, lecz także przeciwnicy polityczni i opozycjoniści. Ponadto w chińskich obozach pracy przymusowej przebywają członkowie mniejszości narodowych zamieszkujących Chiny kultywujących swoją tradycję i kulturę: Tybetańczycy, Mongołowie, czy też Uigurowie. Laogai jest sposobem na asymilację z ludnością chińską grup o tendencjach separatystycznych i odśrodkowych, a także mniejszości religijnych, a w szczególności zwolenników sekty Falun Gong (należą oni do odsetka najczęściej skazywanych bez należytych rozpraw sądowych na pobyt w obozach pracy).

 

Osoby o odmiennej wizji porządku społecznego i politycznego, aniżeli wytyczne Chińskiej Partii Komunistycznejw obozach la ogai poddawane są ideologicznemu „praniu mózgu”. Poza zabiegami przymusowej indoktrynacji, więźniowie osadzeni w obozach pracy zmuszani są do ciężkiej pracy bez jakiegokolwiek wynagrodzenia, trwającej najczęściej do 16 godzin dziennie, 7 dni w tygodniu, z dniami wolnymi od pracy liczącymi zaledwie 3 bądź 4 dni w roku. Więźniowie, wśród których znajdują się także osoby nieletnie, zmuszani są do pracy w fabrykach, w rolnictwie oraz w kopalniach węgla kamiennego i brunatnego, jak również rud metali.

 

Już tylko na marginesie dodam o wielkich możliwościach ubocznych takich systemów: pozyskiwanie organów do przeszczepu, pacyfikowanie nastrojów społecznych, zatrudnienie dla dziesiątek tysięcy państwowotwórczych „pilnowaczy” oddanych sprawie, odzyskiwanie pustostanów, które można oddać bardziej prawomyślnym obywatelom.

 

No, a przy budowie autostrad, rowów melioracyjnych, torowisk, antypowodziowych zbiorników retencyjnych i na wielu innych budowach RP nie będzie mowy o fuszerkach i złodziejstwie, co dopiero o premiach liczonych w miliony! Tyle pozytywów nam umyka!

 

 

*             *             *

Doceniam vincentowe pragnienie wyrównania budżetu i dotrwania do mistrzostw piłkarskich, ale apeluję: trochę profesjonalizmu!