Jaja sobie z nas robicie

2012-11-28 07:38

 

 

Tak sobie tłumaczę komentarz Janusza Piechocińskiego do stanu stosunków między PO i PSL w tandemie zarządzającym naszym Krajem i Ludnością. Powiedział on: "koalicja wymknęła się spod kontroli".

Zatem – „posłuchawszy mojej rady” (nawet nie wiem, czy mnie czyta) – przestał udawać, że wokół ma samych przyjaciół. Pawlak – odmawiając „buziaka” – dał „swoim” czytelny sygnał do „podstawiania nogi”, Tusk wyraźnie wsparł Pawlaka w rozbijaniu „piechocińskiej” koncepcji „trójpolówki”. W takich warunkach Prezes może albo wdać się w czysto polityczne, jałowe przepychanki o jakies abstrakcyjne „moje na wierzchu”, albo wprowadzać nowe jakości do zarządzania nawą publiczną (czyli ludzkimi losami). Jego zarzuty do „tuskowych” (pośrednio: koleżeński przytyk „pawlakowym”) są oczywiste i konkretne, nie do podważenia: wokół Premiera pojawiają się ad-hoc jakieś pomysły, których nikt nie ma zamiaru odziać w przyzwoitą inicjatywę ustawodawczą albo projekt rządowy, nikt tych pomysłów nie konsultuje poważnie, zatem ich przeznaczenie jest inne niż deklarowane (w domyśle – Pi-aR).

Między wierszami czytamy więcej: Piechociński nie godzi się ani na marginalną rolę „wicepremierowskiej naklejki”, ani na to, by relacje koalicyjne definiowane były wyłącznie „na słowo honoru” – którego deficyt (słowa i honoru) jest coraz bardziej widoczny. Nie zdziwiłbym się, gdyby wykonawcze władze PSL, 1 grudnia, nakazały Pawlakowi powrót do rządu i wzięcie rzeczywistej odpowiedzialności za to, co w nim robił przez 5 lat. I gdyby jednocześnie zobowiązały Prezesa do oczywistości: zawarcia PISEMNEJ umowy koalicyjnej. Wtedy knowania „tuskowych” z „pawlakowymi” wyszłyby jak szydło z worka.

Najbardziej mi odpowiada „Piechociński” koncept, aby „góra” (partyjna, ale i rządowa) przestawiła się na służebną rolę wobec „dołów”, aby nie ograniczała się do dyskontowania swoich sukcesów i przewag. Tu „ludzie sukcesu ludowego” będą się gimnastykować i może ustąpią, choć niekoniecznie, jeśli zważyć, że Piechociński nie zastosuje techniki „czystek”. Natomiast „tuskowi”, patrzący z pogardą na Kraj i Ludność, ale też lekce sobie ważący koalicjanta, w ogóle nie usłyszą tego postulatu. To zaś będzie oznaczało powolne rugowanie (przynajmniej marginalizowanie) ludowców w obszarze nomenklaturowo-rządowym, czyli wojnę podjazdową. Jeśli jej cele i przebieg będą dobrze relacjonowane (przynajmniej przez Zielony Sztandar) – to jest szansa, że notowania PSL wzrosną (nawet jeśli aparatczycy ludowi będą stawać okoniem), a Platforma zostanie „naga” pod pręgierzem opinii publicznej.

No, ale polityka ma swoje prawa, których w większości nie znam, z oczywistych powodów. Zatem pozostaje mi rola kraczącego obserwatora.