Idiolekty amerykańskie

2016-11-09 09:14

 

Jestem pacyfistą nie tylko w sprawach pisanych Dużymi Literami, ale też w zwykłych sprawach „podwórkowych”. Może w życiu biłem się 2 razy.

Ale od czasu do czasu oglądam widowiska, które eufemistycznie nazywają „pokazami-galami sztuk walki”. Napisałem zresztą (i czasem wykonuję) utworek słowno-muzyczny pod tytułem „Wczoraj byłem znów tam – gdzie nie prosi się dam”.

Otóż na takich widowiskach kamery nie muszą się bardzo starać, aby wyłowić lalunie w wieku ok. 30 lat, odziane hm… skromnie co do ilości sukna, ale za to owe skrawki kosztowały co najmniej średnią krajową „dżentelmena”, za którym tu przyszła jedna z drugą. Po co przychodzą, kiedy nawet „selektywnie głuche” mikrofony telewizyjne przekazują tele-oglądaczom stek paskudnych wyzwisk i innych didaskaliów językowych? Robić za damy? Czy one w ogóle wiedzą, jaki jest cel tego zebrania?

Pani Hillary jest co najmniej dwa razy dojrzalsza od tych lal, w dodatku ma mężulka nie stroniącego od uciesznych asystentek, nie bacząc na to, że jej akumulatory działają wadliwie, że jest nosicielką wszystkiego, co Ameryka narozrabiała w ostatnich latach – nie tylko weszła do hali z naprędce skleconym ringiem, ale założyła rękawice i weszła do ringu kopać się z koniem.

A koń – jak to koń: dał koleżance Hillary „z kopa” kilka razy, bluzgnął. Ta – choć sama niejedno ma za uszami – odgryzała się jak damulka, ale to nie ta hala, szanowna pani, tu się leje w mordę do krwi, wali poniżej pasa, przekupuje sędziów, a przede wszystkim wizga się takim słownictwem, że rzadko która ladacznica – a nie tylko żona Clintona – z trudem się odnajduje w takiej grze.

Dostało się od Trumpa nie tylko samej damie, ale też wszystkim jej „wartościom”, z których najważniejsza to „zagłaskuj publikę swoją elegancją, tym bardziej, im więcej paskudztwa jej robisz”.

Bla-bla-eksperci już mają gotową teorię: świat XXI wieku stoi pod znakiem buntu przeciw uładzonemu, ale fałszywemu i chciwemu establishmentowi. Bzdura: świat zawsze był taki. Tyle że teraz „pękła żyła”: tyle gnoju, ile robi globalna elita, może albo złamać, albo doprowadzić do wybuchu. W Ameryce nie ma wybuchu: wylosowanie Trumpa oznacza, że Amerykanie nie dają rady, więc wystawiają „harcownika”. Niech on IM WSZYSTKIM dop…li, a my się zastanowimy, co dalej.

Trump – który wygłosił naprawdę dobre przemówienie (uszanował – w kolejności – wyborców, sztab, licznych urzędników, funkcjonariuszy, weteranów, zaprosił na scenę kilkudziesięcioosobową gromadkę, obiecał wszystkim Amerykanom realną pracę i realną opiekę – jeszcze nieraz przyniesie nam uciechę, bo jest po prostu Amerykaninem tej przaśnej, niesalonowej próby, wygrał właściwie wbrew nawet własnej partii.

Jak to powiedział nasz – nieżyjący już – klasyk przaśnej polityki: tu „wersalu” nie będzie.

Ja za to liczę na to, że zamiast iść na rzeź z Chinami – Trump po prostu podepnie się pod chińskie projekty, czym ostudzi gorące łby militarystów.

A Hillary – cokolwiek jej jest – wyszła na damulkę, którą ktoś przewrócił "do góry kołami" na trawnik podczas „garden party”.