Gdzie leży demokracja pogrzebana

2014-09-29 06:34

 

Rzadko kiedy widujemy taką różnorodność, jaką reprezentuje sobą gatunek człowieka. Dermatoglify (np. linie papilarne) są u każdego osobnika inne, podobnie rysunek twarzy, zbiór wyrazów twarzy, płeć, owłosienie, temperament, wzrost, waga, otyłość, sposób poruszania się. Do tego dodajmy to, co sam człowiek wyczynia ze sobą: wykształcenie, stan rodzinny, kondycja zdrowotna, rasa, wiek przeżyty, charakter (osobowość), mowa (język), efekty kosmetyczno-higieniczne, odzież, nieodłączne gadgety – i widzimy, że nie ma, nie było i nie będzie egzemplarza ludzkiego, któryby „się powtórzył”.

  1. Jednym słowem: ludzie nie są do siebie podobni, pod każdym względem nie są sobie równi, każdy osobnik jednak wyposażony jest w Naturalną Żywotność Ekonomiczną (NEV – natural economic vitality);

Ludzie nie występują w „liczbie pojedynczej”, tylko łączą się ze sobą w rozmaite konstelacje: pary, rodziny, grupy, wspólnoty, sąsiedztwa, organizacje, stowarzyszenia, organizacje, firmy, zbiorowości. Najczęściej w naturalny sposób wyróżniają się tam liderzy, będący w znakomitej większości przedsiębiorcami: ogniskują życie „swojej” konstelacji w dziedzinie biznesowej, twórczej (artystycznej, naukowej), społecznikowskiej, biorąc na siebie odpowiedzialność za realizację jakichś wspólnych, społecznych spraw, pociągając za sobą innych, skupiając na sobie interakcje.

  1. Jednym słowem: najbardziej przedsiębiorczy żywioł społeczny zarządza ludzkimi konstelacjami, wyważając między tym co przyzwolone społecznie (legitymizacja)  a uzurpacją;

W każdym z osobników drzemie jednak dodatkowy czynnik „nakazujący” realizować się pośród, w, na tle konstelacji: to tzw. biopolityka, czyli ustawiczna reprodukcja własnej podmiotowości wpisanej w konstelację, inaczej: sztuka pozycjonowania, znajdowania sobie najwygodniejszej roli pośród innych ludzi. Większość ludzi opiera się w tej „polityce” na instynkcie, intuicji, emocjach. Są jednak tacy, którzy „politykę” stosują w sposób wyrafinowany.

  1. Jednym słowem: pewna grupa przedsiębiorców bardziej zainteresowana jest pozycjonowaniem, niż przywództwem skupionym na społecznym osiąganiu celów zbiorowych i na wyważaniu interesów indywidualnych;

Przetłumaczmy to wszystko na ludzki język.

Różnorodność międzyludzka jest czymś naturalnym, w ślad za nią podążają różnorodne ludzkie potrzeby i preferencje służące ich zaspokajaniu, a wielość sposobów godzenia potrzeb z zaspokojeniem czyni Ludzkość bogatą.

Przedsiębiorcze jednostki „same przez się” organizują życie rozmaitych konstelacji ludzkich w taki sposób, aby rozmaitość ludzkich wyborów nie owocowała suicydaliami, samobójczymi zderzeniami interesów, a to oznacza narastanie Kultury.

Jednostki (a często konstelacje) nastawione przede wszystkim na aspołeczne pozycjonowanie w sposób cyniczny przeistaczają swoją przedsiębiorczość w narzędzie „ogrywania” innych prowadzące do wyzysku, zaszczepiając Kulturze rozmaite patologie.

 

*             *             *

Poszukiwanie czegokolwiek mającego związek z demokracją powinno gnieździć się w obszarze Przedsiębiorczości: obywatel, który ma rozeznanie w sprawach publicznych i bezwarunkową skłonność do czynienia ich lepszymi – powinien jako podstawową mieć umiejętność rozpoznawania, gdzie u przedsiębiorcy kończy się społeczna odpowiedzialność a zaczyna cyniczna gra pozycjonująca.

Rzecz w tym, że „pozycjonerzy” – ci najbardziej wyrafinowani – dokonują celowych, cynicznych zabiegów na substancjach ludzkich:

Po pierwsze: wybijają z pantałyku naturalną żywotność ekonomiczną, ogłupiają ją, czynią niezdolną do rozróżnienia między „dobrym” i „złym” przedsiębiorcą.

Po drugie: zniewalają przedsiębiorczość „dobrą” (odpowiedzialną społecznie, ukorzenioną) i odsysają z niej ku sobie, karmiąc się nią, przedsiębiorczość „złą”, aspołeczną.

W ten sposób, szermując nagrodami (podarunki i igrzyska dla ogłupionych szaraków, przywileje dla przedsiębiorców otumanionych pokusami) i karami (obowiązki, pogorszenie standardów dla „oddolnych” żądnych kontroli społecznej, „domiary” dla przedsiębiorców negujących cyniczne, polityczne formy przywództwa) tzw. klasa polityczna uzbraja się w swoistą formację (zorganizowany pakiet prerogatyw), która generuje rozmaite elementy państwowości: odtąd już tylko „masa krytyczna” społecznego niezadowolenia jest w stanie podważać, naruszyć, ograniczyć, znieść formację.

Jak dalece „klasa polityczna” potrafi być wobec „podopiecznych” paskudna – w Polsce zaświadcza „wymiar sprawiedliwości” nazywany „państwem w państwie”, przewrotna treść Konstytucji, uporczywe wmawianie, że grona radnych zainstalowane przy administracji lokalnej to są samorządy, itd., itp.

/kotokogut - fotomontaż krążący po internecie/

 

Ową „masę krytyczną” niezadowolenia z ustroju-systemu można gromadzić w formie zawiązku zawodowego (roszczenia), konstelacji dysydenckich (sabotaż, dywersja), opozycji (pozory alternatywy). Jednak jej najlepszym siedliskiem jest samorządność i spółdzielczość, czerpiące inspirację i legitymizację w drugim z wymienionych obszarów, w przestrzeni zarządzanej przez Przedsiębiorczość, ukorzenioną społecznie (środowiskowo) skłonność do brania na własną odpowiedzialność i własne ryzyko zaspokojenia konkretnych potrzeb społecznych.

Najszerzej pojęty żywioł konserwatywny odwołuje się do pokory i wspiera ją moralnym apelem do przedsiębiorców, by nie zapominali, by nie sprzeniewierzali się swojej społecznej misji: w tym przesłaniu jest utopijne założenie, że uda się cynikom przywrócić wrażliwość społeczną.

Najszerzej pojęta lewica, inspirowana ideą walki klas, lokuje wszelką przedsiębiorczość po stronie „kapitału i wyzyskiwaczy”, nie dając sobie przypomnieć, że sama funkcjonuje „pod zarządem” przedsiębiorczych, a niekiedy cynicznie pozycjonujących przywódców.

Najszerzej pojęta prawica powiada: przecież ktoś musi dać przewagę polityce nad przedsiębiorczością, by z pozycji politycznych dokonywano niezbędnych (i tylko niezbędnych) regulacji równoważących: z bezczelnością tego przekazu trudno dyskutować.

Kiedy prawica różnych „kreacji”, lewica różnych „odcieni”, konserwatyzm różnej „wiary” – wspólnie i w niekoniecznie jawnym porozumieniu dyktują nam, jak mamy się zachować podczas wyborów SAMORZĄDOWYCH – to ja znajduję w sobie odruch poszukiwania prawdziwych przedsiębiorców: społeczników, artystów, myślicieli, biznesu „miejscowego”. Niechby byli rozproszeni, niezdolni do wytworzenia „masy krytycznej” – ale im gotów jestem zawierzyć.