Fenomeny przyboczne

2015-10-28 19:24

 

W polityce i biznesie znany jest podział podmiotów aktywnych na „liderów” i „satelitów”.  Liderzy rynku w biznesie mają inicjatywę w kreowaniu owych produktów, usług, nawet kształtują „konsumenta” i „rynek”, zaś satelity biznesu podejmują działania w roli kooperatorów, naśladowców, dystrybutorów. Liderzy polityczni (mowa tu o ugrupowaniach) definiują listę tematów debaty politycznej, określają flagowe zadania publiczne, zaś satelitarne ugrupowania stanowią wobec nich siłę koalicyjna albo opozycyjną.

Kiedy w biznesie czy w polityce stoi się „w drugim szeregu” – większej wagi nabierają sprawy wizerunkowe, bo nie da się ich kształtować manipulując mediami. A wizerunkowi najbardziej sprzyja poważne, a nie zdawkowe, nie „na odczepnego” traktowanie „targetu” (środowisk społecznych, w których imieniu chce ugrupowanie występować) i Państwa, jako przestrzeni, w której polityka powinna służyć Krajowi i Ludności. Dotyczy to też biznesu. Duże i średnie biznesowe są zmuszone traktować kontrahentów i klientów jak swoich mocodawców – chyba że realizują zadania zlecone przez liderów. W polityce zaś ugrupowania z poparciem rzędu 10-20% muszą rzeczywiście, a nie fasadowo redagować swoje programy i skupić się na projektach jasno, ewidentnie prospołecznych (co niekoniecznie oznacza „socjalnych”, bo środowiska społeczne to nie tylko szara ludność).

W warunkach PRL rolę satelitów politycznych pełniło Stronnictwo Demokratyczne i Zjednoczone Stronnictwo Ludowe. Pierwsze z nich działało na rzecz rzemiosła, firm prywatnych i „wolnych profesji” inteligenckich (prawnicy, eksperci-rzeczoznawcy). ZSL zaś forsowało rozwiązania korzystne dla prywatnych gospodarstw, spółdzielczości rolno-spożywczej oraz kultury i edukacji na wsi i w małych miasteczkach.

W Polsce „transformacyjnej” rolę satelitów politycznych pełniło kilkanaście ugrupowań, z których najbardziej zapamiętaliśmy PSL. Waldemar Pawlak żartował nawet, pytany kiedyś, kto wygra kolejne wybory: jego odpowiedź brzmiała „nasz koalicjant”. Ale w ostatnich latach za satelitę robiły ugrupowania autoryzowane przez Andrzeja Leppera, Romana Giertycha, Janusza Palikota – i zdegradowanego lidera politycznego, czyli wielo-imienne ugrupowanie mające kilku migających prezesów, a kojarzone z nazwiskiem Leszka Millera. Spośród nich tylko Samoobrona i LPR (obie nie do końca konsekwentnie) starało się reprezentować poważny projekt społeczny, pozostałe włączyły się do „przemysłu pogardy” wobec „elektoratu”, a właściwie wobec Kraju i Ludności.

Patrząc na słupki wyborcze i miejsce w Parlamencie, mamy teraz w Polsce trzy parlamentarne ugrupowania satelickie:

1.       Kukiz-15 – reprezentuje wolę dużej części wyborców, by radykalnie przebudować Państwo (oddam władzę obywatelom), zwłaszcza procedury wyborcze i regulacje budżetowo-podatkowe;

2.       .Nowoczesna – ustawia się w roli kontynuatora Transformacji (modernizacji), deklarując większy profesjonalizm w tej robocie, pozbawiony biurokratyzmu (wiemy lepiej, jak to zrobić);

3.       PSL – nawykła w ostatnich kilku kadencjach, by być partią współ-władzy, najprawdopodobniej po raz pierwszy od dawna zasiądzie w opozycji, w roli roszczeniowej (bliżej ludzkich spraw);

Los polityczny zatem tych trzech ugrupowań zależy od tego, na ile stanowczo, pryncypialnie i do tego skutecznie będą realizować programy, z którymi są utożsamiane. Nie chcę być złym prorokiem, ale sądząc po składzie personalnym Kukiz-15, to im bardziej nieustępliwy będzie Paweł Kukiz, tym mniej będzie miał poparcia we własnym klubie parlamentarnym. W jego pryncypialność wierzę bardziej niż w jego znajomość fachu politycznego. To oznacza – o ile się nie mylę – że albo Paweł bezkrytycznie będzie wspierał PiS (może z jakąś „kosmetyką”, albo nie wprowadzi żadnej znaczącej zmiany ustrojowej, żadnego rozwiązania firmującego ruch Kukiz-15;

Przewaga Ryszarda Petru nad Kukizem jest oczywista i wymowna: stoi za nim międzynarodowa finansjera, on sam zdaje się być monetarystą, czyli kimś, kogo mniej obchodzi konkretna działalność gospodarcza, a bardziej „game-boy” do manipulowania przepływami ekonomicznymi. Jego ludzie – to przedstawiciele racjonalności starania-efekt, czyli pragmatycy. Zatem Petru pełni wobec PO rolę identyczną, jak Zandberg wobec Zjednoczonej Lewicy (choć i PO, i .N są w Parlamencie, a lewice – nie): Petru jest przywódcą sukcesji transformacyjnej.

Janusz Piechociński nie jest ani dobrym geszefciarzem (politycznym, biznesowym), ani cenionym mężem opatrznościowym dla wsi i prowincji. Jego pozycja w PSL jest zagrożona od pierwszego dnia prezesury w partii (Sawicki i Domagalski sami wystraszyli się skutków swojego dlań wsparcia przeciw Pawlakowi). A sam PSL będzie musiał powrócić do założycielskich wartości sprzed stulecia i z „powojnia” (zanim powstało ZSL). To musi być powrót do samorządnego solidaryzmu wspólnot lokalnych, do spółdzielczości, do projektów agrarnych.

Nie powiem które z tych „średnich” ugrupowań, ale jedno z nich powinno podjąć się „lewicowego outsourcingu” na rzecz PiS: wyklaruje to wizerunek samego PiS, które stawia na korporacyjność w gospodarce i klarowniejszą podmiotowość Państwa w stosunkach wewnętrznych oraz w dyplomacji (wobec zagranicy), a jednocześnie pozwoli „kooperantowi” na umocnienie dobrego, opatrznościowego wizerunku. Dodajmy, że ani Kukiz, ani prezesi PSL nigdy nie deklarowali obrzydzenia wobec wrażliwości społecznej (choć o „walce klas” raczej nie dyskutują).

Zapewne przyjdzie mi niektóre z powyższych zdań zeżreć na surowo. Ale – wedle mojej oceny – sa to zdania obrazujące prawdę.