Everything is going well

2012-06-03 07:21

 

Polska polityka „bieżąca” rozpościera się pomiędzy powierzchowne amerykańskie „keep smiling” a Horacego „carpe diem”. Obie te maksymy „zabraniają” martwić się na zapas, zabraniają też czarnowidztwa nawet wtedy, kiedy odzwierciedla ono fatalny stan rzeczywisty.

 

Słownik wyrazów obcych: keep smiling, dosłownie „zachowaj uśmiech, bądź uśmiechnięty”, zachowaj pogodę ducha – zasada, w myśl której należy uśmiechać się, być pogodnym, okazywać radość, niezależnie od tego, jak się czujemy i jak nam się wiedzie w życiu: w kulturze amerykańskiej dość rygorystycznie obowiązuje zasada keep smiling, zgodnie z którą maska uśmiechu jest warunkiem powodzenia w kontaktach społecznych: człowiek wesoły jest człowiekiem dobrym, a człowiek smutny – złym.

 

Pedia: carpe diem, dosłownie „skubaj dnia”, sentencja pochodząca z poezji Horacego, zawarta w Pieśniach (1, 11, 8). "Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie..." – nawiązanie do quid sit futurum cras, fuge quaerere – "nie pytaj o to, co przyniesie jutro" (Horacy, Pieśni, 1, 9, 13). Odwołuje się ona do epikureizmu, w którym teraźniejszość jest ważniejsza od przyszłości.

 

Kogo obchodzi, że lekarz dał ci zaledwie trzy-cztery miesiące życia, a bank właśnie odbiera ci dorobek życia? Jeśli nie pokryjesz tego maską uśmiechu – jesteś zły. TY JESTEŚ ZŁY, a nie rzeczywistość, która gasi uśmiech na twojej masce.

 

Kogo obchodzi, że skoro dzisiaj każdy skubie ile się da , jutro wszystko się zawali? Hedonizm dnia dzisiejszego ważniejszy jest niż ponura troska o jutro. Baw się, a kiedy przyjdą zmartwienia, będziesz miał nadal wybór, czy używać, czy nie.

 

W ten oto paradoksalny sposób, „Polska polityczna” poprzez maksymę łacińską jakże jest europejska, a poprzez maksymę anglosaską jakże jest amerykańska! I kto tu powiada, że Polska zaściankiem i ciemnogrodem stoi?

 

Dodajmy jeszcze słowo „tytaniczny”. Jeśli używamy go w sensie pozytywistycznym, to mamy na myśli „przeogromny, potężny, gigantyczny, monumentalny, kolosalny, imponujący, nadludzki”. Taki był podtekst nazwania TITANIC-iem liniowca pasażersko-pocztowego, z którego kapały przepych i próżność nie poradziły sobie z naturą zwykłej góry lodowej. „The Titanic sinks with 1.800 on board, only 675, mostly women and children, saved” – pisał równo 100 lat temu nowojorski Herald w kilka godzin po tym, jak śmietanka szpanerska bawiła się pośród żyrandoli nieświadoma ani zagrożeń, ani zaniedbań załogi, klajstrowanych w tajemnicy, jak przebita grodź wodoszczelna, jak brak czujek na bawiącym się liniowcu, jak opieszałość decyzyjna, jak konserwatyzm przepisów, jak dezynwoltura przepływającego obok statku „Californian”, widzącego race, ale przypuszczającego, że to zabawa niedopitych pasażerów.

 

Zatem radujmy się świętem piłki kopanej. Everything is going well. I tak przecież Los wybierze, komu dać, a komu odmówić.