Ekonomia jest jedna. Ale ma mnóstwo krewnych

2011-09-29 16:21

 

Bogusława Czarnego, mojego równolatka, znam z czasów działalności w organizacji studenckiej. I z przyjemnością obserwuję – nieco z daleka – jego przemianę z amatora w profesjonalistę. Jego ulubionym zajęciem jest wczytywanie się wciąż od nowa w sposób myślenia najwybitniejszych autorów EKONOMII. Robi to z wdziękiem i pokorą, właściwą uczonemu, którym już jest lub będzie niebawem. Zazdroszczę mu erudycji.

 

Tytułowe zawołanie „ekonomia jest jedna” studenci SGPiS (dziś: SGH) poznawali podczas festiwalu Solidarności, od roku 1980. Fala krytyki „ekonomii politycznej” (jawiącej się wszystkim krytykom jako „ekonomia walki klasowej”) kazała pokrywać rzeczywiste intencje „nie-komunistów” pragmatycznym zawołaniem godnym fachowców. Bo każdy przecież wie, że niezależnie od ustroju są koszty i dochody, jest kooperacja i rywalizacja, jest dobro zużyte i dobro nowe, jest praca i zapłata, jest efektywność lub nieefektywność, itd., itp.

 

W moim indeksie są ocenione dwa jakże charakterystyczne przedmioty: Ekonomia polityczna kapitalizmu (czyli cytaty z „burżuazyjnych” modeli gospodarczych) oraz Ekonomia polityczna socjalizmu (czyli twórcza interpretacja równań gospodarczych zaserwowanych niegdyś przez K. Marksa). Jako ekonometryk, który w ramach toku indywidualnego rozszerzył „indeks” o takie przedmioty jak Teorie rozwoju gospodarczego czy Teorie kapitału – mam nadzieję, że wiem o czym mówię, kiedy mówię o ekonomii, zwłaszcza że mam za sobą udane i nieudane epizody dyrektorskie, a nawet biznesowo-komercyjne. I mnóstwo lektur oraz własnych wypowiedzi.

 

Tym bardziej życzliwie wracam do lektury książki B. Czarnego „Pozytywizm a sądy wartościujące”. Pod tym maskującym tytułem Bogusław roztrząsa temat: ekonomia jest jedna (czytaj: niezaangażowana) czy raczej bywa polityczna?

 

Już teraz powiem swoje zdanie: gospodarka jest polem ścierania się rozmaitych interesów o charakterze politycznym (niekoniecznie „walki klas”), zatem opisująca gospodarkę nauka teoretyczno-konceptowa jest jednak EKONOMIĄ POLITYCZNĄ. Interes wsi jest inny niż interes miasta, interes branż medialnych i informatycznych jest inny niż interes branż wydobywczych i rolniczych, itd., itp. Każde środowisko gospodarcze robi wszystko, by Państwo-Aparat regulowało sprawy gospodarcze w ich interesie, aby im gwarantowało rozwój mniej zakłócony niż innym, czyli by tworzyło lub sprzyjało monopolom.

 

Kto głosi, że monopole są apolityczne (czyli że są ponad interesy społeczne, nie grają nimi), albo że monopole to tylko aberracja gospodarcza, zakłócająca Rynek – ten bzdurzy. Monopole są bowiem nieuchronną i powszechną formułą gospodarczą, prędzej czy później sięgającą po narzędzia państwowe.

 

Czy zna ktoś właściciela biznesu, który nie „uszlachetnia” go własnymi wyobrażeniami i wyborami? Czy gospodarcze decyzje samorządów i Państw (np. zezwolenia, podatki) są aby na pewno wolne od polityki?

 

W opracowaniu B. Czarnego znajdujemy cytaty mniej-więcej setki wybitnych autorów, z których każdy wskazuje na to, co napisałem tuż powyżej (że ekonomia bez polityki nie istnieje), choć niektórzy cytowani autorzy chcieliby akurat, żeby było odwrotnie, żeby świat gospodarczy składał się wyłącznie z obiektywnej rachunkowości. To samo deklaruje Autor, w Zakończeniu.

 

„Odwołując się do pozytywistycznej wizji nauki i metodologii ekonomii, analizowałem kilkusetletnią dyskusje o miejscu i funkcji sądów wartościujących w naukach ekonomicznych. Usiłowałem przy tym wykazać, że pożądane i możliwe jest zrealizowanie pozytywistycznego ideału ekonomii wolnej od sądów wartościujących. Studiowałem również stosowane przez ekonomistów kryteria rozróżnienia „ekonomii pozytywnej” o „ekonomii normatywnej”.

 

Bogusław podpiera się – w swoim twierdzeniu „nieprawda że ekonomia ma naturę polityczną” – mądrzejszymi od nas obu głowami, np. K. Klappholz’a. No przecież nie będę dyskutował jak równy z równym ani z nim, ani z K. Marksem, Robertem M. Solowem, Josephem A. Schumpeterem, Julie A. Nelson, K. Brunnerem i innymi wybitnościami, z jakimi obcuje poprzez lekturę mój uczony kolega.

 

Zauważę tylko, że gospodarka w jakiś magiczny sposób definiuje dla siebie (poprzez jej uczestników) cele, zamierzenia na dziś, na jutro, na dłużej, na wieczność. Jeśli założymy (chyba nie błądząc), że cele milionów gospodarstw domowych, biznesów, przedsiębiorstw, inicjatyw publicznych, korporacji, samorządów, kooperantów, związków zawodowych, konsumentów, państw – nie są identyczne, to oczywistym jest, że aby gospodarka funkcjonowała jako organizm, cele te muszą „uczestniczyć w dyspucie” wartości i faktów dokonanych. A czymże jest owa dysputa, jeśli nie tyglem politycznym, rozgrywką interesów indywidualnych, grupowych, środowiskowych, itd., itp.? Na swój sposób tyglem poza-ekonomicznym choć ze skutkami dla gospodarki!

 

Czymże jest kultowy podręcznik P. Kotlera (Marketing), jeśli nie katalogiem sztuczek mających wpłynąć na czyjeś decyzje „rynkowe”, aby były one zgodne z „moim” interesem, choć niekoniecznie z interesem samego podejmującego te decyzje?

 

Albo inaczej: jak za pomocą „ekonomii niepolitycznej” wyjaśnić to, co oczywiste, że nie wszyscy uczestnicy życia gospodarczego są w nim równorzędni? Mówię nie tylko o monopolach, ale też o swoistych „dopuszczeniach” i „wtajemniczeniach”. Co z tego, że Bogusław Czarny (albo ja) byłby może najlepszym menedżerem w fabryce sznurowadeł, skoro właściciel tej fabryki ma swojego, innego faworyta?

 

Zakończę anegdotką znaną pośród adeptów statystyki: jeśli ty masz „0”, a ja mam „1000” – to średnio mamy po „500”. Oczywisty idiotyzm „pozytywistyczny”, zanim „normatywnie” nie wskażemy na „krańcowe zróżnicowanie badanej próby”.

 

I tak jest – Bogusławie szanowny – w całej gospodarce, zatem opisywać ją „pozytywistycznie” – to uciekać przed tym, co tam, w gospodarce „rządzi”: przed „normami”.

 

Skąd – u licha – wziąłeś ten maskujący wszystko język?

Kontakty

Publications

Ekonomia jest jedna. Ale ma mnóstwo krewnych

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz