Ejdżyzm – nowoczesna eugenika

2015-10-23 08:15

 

Polskie ugrupowania lewicowe konsekwentnie obiecują Ludności, że zupełnie jest możliwe, a na pewno fajne, życie każdego powyżej standardów średnich. Na wszelki wypadek wyjaśniam: statystyczna średnia to taka wielkość, poniżej której znajduje się przeważnie większość, a powyżej nieliczni, chyba że jest „urawniłowka” i wszyscy mają po równo. Nie jest możliwe (w zbiorowości zamkniętej), by większość, a tym bardziej wszyscy, żyli ponadprzeciętnie.

Szaleństwo obietnicy „będziesz żył jak twój ciemiężca” rozpoczęły związki zawodowe niemal od swego zarania, ponad 200 lat temu, a próba realizacji miała miejsce mniej-więcej w 1917 roku w dużym kraju. Opłakane skutki tej obietnicy nie zrażają ani polskiej lewicy związkowej, ani kawiorowej, ani pięknoduchowskiej, ani prekariatowej. Potem twórczo rozwinęły tę obietnicę partie lewicowe, będące „na lewo” od socjalistycznych.

Atrakcyjność tej obietnicy spada wobec oczywistych faktów, choć tzw. elektorat nadal nie ogranicza swoich oczekiwań do „dostatku”, żądając „dobrobytu”.

Obietnica jest zaraźliwa: również partie prawicowe zaczynają wspierać roszczeniowość, tyle że wmawiają „elektoratowi”, iż każdy może być przedsiębiorcą.

Jeden z synów Wandy Nowickiej, może z dziesięć lat temu, kiedy mu się wyczerpały argumenty w jakiejś dyskusji, raczył zauważyć, niczym bystrzak: słuchaj (mówi do mnie), ty za parę lat umrzesz i wtedy mój sposób myślenia i tak okaże się trafniejszy, bo nad twoim będą szumiały brzozy.

To esencja ejdżyzmu.

Jedna z młodych, robiących dmuchaną furorę partii „ogólnopolskich” użyła sformułowania „złogi komunistyczne”, co zapewne miało ugodzić w starszych panów pamietających Lenino i stalinizm, ale ugodziło każdego, kto żył w PRL-u i wspomina ten okres dobrze nie tylko poprzez resentyment młodości własnej.

Wbrew pozorom ejdżyzm (podobno poprawnie: ageizm) nie jest „nowoczesną chorobą cywilizacyjną pryszczatych”. Pedia w polskiej odsłonie pod tym hasłem proponuje zapoznać się z takimi pojęciami jak seksizm, mobbing, rasizm. Ale w odsłonie dowolnego z „poważnych” języków europejskich traktuje temat o wiele dojrzalej pojemnościowo i w rozmaitych wymiarach społecznych czy humanistycznych, a nawet prawnych.

Na poziomie psychomentalnym można rozumieć, skąd się ten problem bierze: w warunkach powojennych z pokolenia na pokolenia narastała „baby-filia”, szaleńczy pęd, by trzymać potomstwo pod kloszem: rodzina, szkoła, ulica, władza – każdy dogadzał najmłodszym i młodzieży – trudno się dziwić, że ona, dorósłszy, świat traktuje jako swój podnóżek.

Moja „teoria” mówi, że w ciągu życia siły psycho-motoryczne człowieka wzrastają, a potem maleją wedle rozkładu Gaussa, z apogeum ok. 35=40-go okresu życia, zaś potencjał intelektualny (zdolność ogarniania rzeczywistości, doświadczenie) rośnie liniowo i wciąż aż do ok. 70 roku. Kiedy długość życia była mniejsza-krótsza od apogeum psychomotorycznego – wtedy „najstarsi” byli zarazem „najmocniejsi” i „najmądrzejsi”. Nie było problemu ejdżyzmu. Ale kiedy długość życia doszła do 70 lat i więcej – najmądrzejsi okazywali się coraz bardziej niedołężni psychomotorycznie. To spowodowało nieoczekiwane perturbacje pokoleniowe. Dziadu – powiadają 35-40-latkowie – może i masz rację, ale spróbujmy się „na rękę”, wtedy zobaczymy, kto tu rządzi.

Czyż ejdżyzm nie jest „właściwością” społeczeństw starzejących się? Wyjątkami są Chiny i Indie, gdzie „ogarnianie świata” jest swoistą „religią” cywilizacyjną.

Ale też ma miejsce proces, który pokolenia „minus 40” ustawia w roli swoistej klasy politycznej:

1.       Poza wyjątkami nie dysponują oni nie tylko majątkiem, ale i zwykłym dobytkiem: kilka gadżetów i wyrafinowane umiejętności tele-informatyczne (multimedialne) – to wszystko: niektórzy wyżywają się dodatkowo jako wolontariusze organizacji pozarządowych;;

2.       Umiejętności społeczne tego towarzystwa są ograniczone do „społecznościowych” formuł internetowych, zaś w „realu” są wystarczająco „asertywni”, by kwalifikować ich postawy jako pokryte „suszeniem zębów” chamstwo i brak jakiejkolwiek empatii;

3.       Pakiet „lotnych i wzniosłych” idei środowisk ejdżystowskich ogranicza się do warstwy egzaltacji ekologicznych, międzykulturowych, genderowo-feministycznych, lewackich (nie mylić z lewicą), katolskich (nie mylić z katolicyzmem), kibolskich (nie mylić z patriotyzmem);

4.       Niemal wszyscy nie kojarzą pojęcia „praca” z etatem, lojalnością wobec firmy i profesji, ale też bezrobocie traktują jako naturalny, chwilowy stan, imając się każdego zajęcia: nieco inaczej to wygląda w drobnych gospodarstwach rolnych i – ogólnie – na parafialnej prowincji;

5.       Absolutny brak myślenia historycznego: przeszłość, nawet ta sprzed 50 lat, jest dla tych środowisk nie tyle „nauką na przyszłość”, ile więzieniem umysłów i postaw pokolenia rodziców i starszych: prawdziwe wojny to są w cyber-przestrzeni!;

6.       Moralność i kultura osobista – to pojęcia z lamusa: nieskrępowany „ludyzm”, w tym brak zahamowań seksualnych, publiczny ekshibicjonizm (przysłowiowe rozmowy telefoniczne w tramwaju), słownictwo rynsztokowe jako oczywisty środek wyrazu…;

7.       Powyższe uwagi nie dotyczą tej młodzieży, która została wessana przez tryby nomenklaturowe: tu sprawiają „kłopoty wychowawcze”, ale z reguły po okresie „podskoków” przeistaczają się w „starych-maleńkich”, stając się awatarami podstarzałych patronów;

Powszechne w środowiskach młodzieżowych jest traktowanie Państwa (urzędów, organów, służb, prawa-przepisów), przede wszystkim Administracji – jako przestrzeni dla maminsynków, o tyle obcej, o ile skąpi rozmaitych dotacji. Zaś wymiar sprawiedliwości – począwszy od rozmaitych inspekcji i straży, poprzez policję, prokuratury, sądy, aż po sieć penitencjarną – jako śmiesznego, pokracznego partnera w rozmaitych grach, takich jak hakerstwo, przewłaszczanie praw autorskich, squating, sporty ekstremalne-miejskie (np. parkour-traceur). Wmawianie takim ludziom pojęć państwowo-twórczych, solidaryzmu społecznego, idei olimpijskiej czy gry fair – to tak jak czytanie bajek pensjonariuszom poprawczaka. Tłumaczenie, że hejt wyniszcza i hejtowanego, i hejtera – to bajka o siedmiu smokach, marna przy tym, co mają na co dzień na „game-boy’ach”.

Co to oznacza dla pokoleń, które choćby chciały – nie nadążą?

Marginalizację, i to totalną. Śmiertelną. Poczekajmy, aż grimmerzy staną się powszechnie 40-latkami, wtedy objawi się jakiś filozof ejdżyzmu, który jasno i uczciwie podniesie zagadnienie bezużyteczności społecznej „złogów przeszłości”.

I weź tu wymyśl program wyborczy dla takich…

Czytelnik już nie ma wątpliwości, że ja kompletnie już jestem w rowie, absolutnie bezsilny i bezradny, niezdolny ani pojąć, ani wczuć się…

I pomyśleć, że przełomem, właściwie manifestem ejdżyzmu była „muzyka” nazywana eufemistycznie hip-hop, grimme, techno i rap…