Demokracja feudalna. Monarchia demokratyczna

2012-07-18 08:44

 

Prawdziwy specjalista od zieleni miejskiej i parkowej wytycza ścieżki przez skwery w ten sposób, że najpierw zasiewa trawę, potem bada, gdzie ludzie „samotrzeć” wydeptali ścieżki i tam kładzie trotuar, wtedy pozostała zieleń jest bezpieczna, a parki rozkwitają ku powszechnemu pożytkowi i radują oko.

Tak też powinno się ustanawiać tak zwaną władzę.

Kilkakrotnie proponowałem w internecie – przymrużając nieco oko – proponowałem, aby ustrojodawcy-konstytucjonaliści przestali walczyć z ludzką naturą i zapisali na papierze, w paragrafach, to co i tak jest swoistością, „genotypem”, poetyką , charyzmatem polityki polskiej. Wszelkiej polityki, od wójtów począwszy w terenie, od brygadzistów i majstrów w robocie.

Pojęć takich jak klika, koteria, kamaryla oraz Zatrzask Lokalny używam od dawna jako dobre oznaczniki hierarchii-struktury politycznej.

Wyjaśnijmy, chodzi o grupę kilkudziesięcio-kilkuset-osobową zakotwiczoną w społeczności kilku-kilkudziesięcio-tysięcznej: wiodący w okolicy biznesmeni, mocarze lokalnych samorządów, kilkunastu dyrektorów firm samorządowych (wodociągi, drogownictwo, ośrodek sportu, ogólniak i kilka szkół, szpital, ośrodek kultury, spółdzielnia mieszkaniowa) oraz filii podmiotów ogólnokrajowych (banki, ZUS, energetyka, PKP), bossowie miejscowych partii i „koncesjonowanych” organizacji zwanych pozarządowymi, proboszczowie, straż pożarna, na koniec rozmaici totumfaccy porozstawiani „po koleżeńsku” w miejscach ważnych lokalnej struktury, niekiedy jakaś postać symboliczna, luminarz, no, i lokalni sędziowie, prokuratorzy, ober-policjanci, komornik. Do tego jakaś rozproszona grupka szalbierzy, szubrawców, nielegałów i pół-legałów. I wszyscy wymienieni mają swoje stadko krewnych i znajomych, a wszyscy razem – żelazny elektorat. W każdym „powiecie” wygląda to nieco inaczej, i niekoniecznie sygnowane jest znakiem koniczynki.

Mieszkam już lat kilka w miłej mazowieckiej miejscowości, gdzie od kilkudziesięciu lat rządzi jedna i ta sama „siła”, zręcznie rozprowadzająca różnorakie miejscowe interesy i interesiątka, spojona w kilka powiązanych ze sobą Zatrzasków Lokalnych. Ten „układ” działa sprawnie i pasuje do niego określenie „sprawiedliwy, gospodarski”. Oczywiście, są tacy, przede wszystkim przedsiębiorcy, aktywiści, którzy narzekają, że „nie idzie się przebić”, są też szarzy obywatele, których drażni rutyna Zatrzasku, ich zdaniem krzywdząca. Ale bilans jest lepszy, niżby co i rusz lokalna władza zmieniała się.

Wychowałem się w mikroregionie kaszubskim, gdzie wszystko działało podobnie. Dawano szanse młodym ambitnym, kto się zaś sprawdził i wkomponował – wzrasta do dziś (wiem, bo mam tam wciąż koleżeństwo).

Doświadczałem też statusu bycia „obcym” na Suwalszczyźnie i w Bieszczadach. Zresztą, każdy dojrzały Polak zna dobrze co najmniej kilka powiatowo-gminno-parafialnych „demokracji”, które działają sprawnie i korzystnie dla Kraju oraz Ludności, choć z podręcznikową demokracją mają niewiele wspólnego.

Można powiedzieć, że w miarę, jak powszechnieje w Polsce Rwactwo Dojutrkowe, koncept drapieżnego bogacenia się metodami łupiesko-spiskowymi, coraz więcej z tej Polski powiatowo-gminno-parafialnej zaczyna uwierać Ludność, bo żeruje kosztem normalnej, dobrej, pożytecznej Przedsiębiorczości, która opiera się na ukorzenieniu w lokalnych środowiskach, opiera się też na deontologii (etyka zawodowa), utylitaryzmie (dążeniu do bycia użytecznym) oraz charytonika (opiekuńczość, skierowana przede wszystkim ku słabszym i niezaradnym oraz nieświadomym).

To Rwactwo Dojutrkowe, uświęcające zawołania typu „zarób na chybcika i zniknij chyłkiem”, albo dosadniej „tyle zysku co w pysku”, zwane uczenie drapieżnym kapitalizmem (pierwszy milion trzeba ukraść, „zorganizować”), powoduje wżeranie się rozmaitych patologii w mało konstytucyjny, mało demokratyczny, ale w jakimś sensie DOBRY mechanizm Demokracji Feudalnej”, gdzie na czele miejscowego „układu” stoi powszechnie szanowany, a przynajmniej poważany miejscowy mini-Piłsudski czy nano-Gomułka.

Kiedy Ludność oraz „konkurencja” Zatrzasku Lokalnego łatwo znajduje niekonstytucyjność i bezprawie, aferalność i gangsterkę – to oznacza, że Rwactwo Dojutrkowe zaślepia rządzących, przeistacza ich w kacyków i satrapów, a być może w zorganizowana grupę przestępczą. Bo tym, którzy „węszą spiski i prywatę” nie chodzi o demokracje lokalną, tylko o to, że Zatrzask Lokalny porzucił wszelką sprawiedliwość i umiar, ma na oku wyłącznie dobro swoje, a nie Kraju i Ludności.

Zatem może lepiej będzie, jeśli zamiast na „demokratyczne” partie, będziemy głosować na lokalne i centralne kliki, koterie, kamaryle: po co komu przetargi, konkursy i takie tam, skoro „Polak potrafi” obejść każdą normę, każdy standard. ONI wiedzą, że MY nie wszystko robimy w myśl przepisów, MY też wiemy, że ONI balansują „poza protokołem”, jest jakaś granica tolerancji, pozwalająca wszystkim robić swoje. A te konstytucje i demokracje tylko życie utrudniają.

Lepiej dać władzę od razu tym, co i tak ją przechwycą niezależnie od barier wyborczych, a do tego ustanowić w każdej „parafii” osobę, o której wiadomo, że jest nieskazitelna i nie uwikłana w zatrzaski: tej dać kompetencje ombudsmana, osoby najwyższych kompetencji moralnych, który ma prawo interweniować bez ograniczeń wszędzie, gdzie zwęszy zło.

A Zatrzaski jak były, jak są – tak i będą.