Czym się różni ptaszek

2015-08-17 16:05

 

To stare pytanie, z grupy „absurdalno-abstrakcyjnej”. Prawidłowa odpowiedź: ptaszek tym się różni, że ma jedną nóżkę bardziej. Ciekawskich odsyłam do rebusów przaśnych (co żołnierz ma w spodniach? - chodzić!), technicznych (dlaczego sułtan nosi zielone szelki? – żeby mu spodnie nie spadły) albo politycznych (serce mam po lewej stronie) dwuznaczników.

Będzie o Kukizie. Czyli facecie, który robi wiele, by nikt go nie rozumiał. Jest głosem scenicznym i tekściarzem, należy do tzw. buntowników końca PRL, a jednocześnie kontestuje politykę w tej postaci, jaka się ukształtowała w ostatnim ćwierćwieczu. Politykę dwóch światów, z których jeden jest esencjalnie  tożsamy z elito-władzą, a drugi jest „marginesem” (w rzeczywistości jest większościowy), na który elito-władza odsyła wszystkich i wszystko, co „niedostosowane”.

Paweł Kukiz stoi zarówno po stronie „niedostosowanych”, jak też jest przeciw takiemu poustawianiu spraw, że trzeba być albo „dostosowanym”, albo się przegrywa. I całe nieporozumienie polega na tym, że wszystkim się zdaje, iż Kukiz jest politykiem. No, i za takiego go mając – elitowładza robi sobie z niego zwykłe jaja, a „niedostosowani” – powątpiewają w jego przywódcze kwalifikacje. No, bo on robi wszystko, by nie stać się „panem kierownikiem” partii, ruchu, ugrupowania (właściwe podkreślić). Mówi ludziom: dbajcie o swoje, nie patrzcie na mnie.

Porównanie jest bez sensu, ale kojarzy mi się Paweł z Kassandrą, Pytią, Westalką i paroma innymi „emitentami” przestrogi (kiedyś znajdę dobre słowo). Przestroga zdaje się brzmieć tak:

„ludzie, żyjecie w matriksie, który wam ONI małymi kroczkami, nanoruchami instalują wokół was zasieki, dzień w dzień odbierając wam po centymetrze wolności, i zamiast zwyczajnie, po ludzku odmówić IM współpracy w tym procederze, wy się przyzwyczajacie do coraz gorszych warunków, a wszystko zmierza do tego, by wasz codzienny wysiłek i jego owoce służyły IM na chwałę, byście wciąż chodzili w poczuciu winy za niepopełnione sprawki i płacili IM haracz oraz powierzali IM swoje losy, a oni sobie za wszą krwawicę brykają, mając was serdecznie w nosie”

To jest zawołanie w gruncie rzeczy narodowo-lewackie. Dlatego nikt nie traktuje poważnie tego jedynego, co Paweł ma do powiedzenia programowo: JOW.

Żebym teraz ja uniknął niezrozumienia, powiem tylko jedno: JOW występuje w koncepcie Kukiza jako symbol, a nie bożek. Krytycy „mają słusznego”, kiedy udowadniają niepraktyczność JOW (w znanych na świecie postaciach): ta formuła wyborcza nie sprawdzi się, jeśli nagle każdy („byle kto”) zgłosi się do dowolnych wyborów, a partie będą w tym wszystkim pitrasić swoje. Tam, gdzie na świecie JOW jest praktykowane poważnie – kandydaci nie SA „od macochy” i rozumieją – tak jak wyborcy – na czym polega służebność organów wybieralnych wobec wyborców. W Polsce takiego rozumienia nie ma, jest przepychankowa rywalizacja „panów i roszczeniowców”.

Paweł nie mówi, że przepisze rozwiązanie obce i je w Polsce wdroży. Zależy mu nie tyle na tym, by czym prędzej JOW wprowadzić – ile na tym, by „naród” miał nieodparty, świadomy zamiar przywrócenia właściwej roli Państwu, czyli organom, służbom, urzędom, redaktorom praw, przepisów, norm, standardów.

Przynajmniej ja to tak rozumiem. I dokładam swoje, w postaci Ordynacji Swojszczyźnianej, pomysłu do wykorzystania (np. TUTAJ).

Zauważmy, co udało się Pawłowi dotąd:

1.       Rozmontował myślenie „głową muru nie przebijesz”;

2.       Spowodował gorączkowe ogłoszenie referendum przez Prezydenta z Senatem;

3.       Nakrył kodeks wyborczy na niekonstytucyjnym blokowaniu biernego prawa wyborczego;

4.       Dał sygnał graczom „czysto” politycznym, że takie zabawy to nie u niego;

Sam utyskiwałem, że Paweł raczej nie ogarnia procesu, który uruchomił, sam wieszczyłem, że „siły złego” rozprowadzą go po swojemu. A on, jak wredny insekt, wbija szpile w najczulsze miejsca systemu-ustroju, nie bacząc na to, czym go rutyniarze spryskują.

Możemy być na to ślepi i głusi. Możemy mu kibicować. Ale chyba chodzi o to, by robić swoje. Najważniejsze, że można Pawłowi wierzyć: mur, który on rozmontowuje cegiełka-po-cegiełce, runie, kiedy zrozumiemy, iż wtedy, kiedy Pawłowy koncept zwycięży – będziemy głosować nie na Kukiza, tylko na naszych sąsiadów, których sami wyznaczymy do roli kandydatów, bez oglądania się, co nam podsuną partie.