Co to znaczy, że ktoś głosuje

2017-04-24 11:08

 

Uprzedzam, że poniżej będzie wyłącznie o krajach, w których głosowania cokolwiek znaczą, czyli nie o Rosji, Chinach, Indiach, Arabii USA, Japonii.

Wybory wymyślono w Helladzie. Część tych wyborów polegała wyłącznie na losowaniu, zdejmując odpowiedzialność z „elektoratu”, ale część polegała na rzeczywistej decyzji uprawnionych do głosowania. Decyzja polega na podjęciu fatygi (zarejestrować się, znaleźć czas na pójście do urny) oraz na wskazaniu jakiejś rubryki. Rubryka reprezentuje coś tam, coś tam.

Głosowanie – to jest seks po ciemku, i koniecznie pod kołdrą. Zawsze możemy powiedzieć: coś ty, ja…?

Albo jak stawanie na golasa przed lustrem, po upewnieniu się, że drzwi są zaryglowane, a za oknem nie ma podglądacza.

Wyobraźmy sobie jakiś powód do głosowania: osobę która kandyduje albo temat społeczny, który nas uwiera, a właśnie został wywołany. No, i powód, dla którego owo głosowanie wcale nie jest wolne, niezależne, nawet jeśli zgasiliśmy światło, przykryliśmy się kołdrą, zaryglowaliśmy drzwi, zasunęliśmy kotary. Bo każdy z nas tapla się w jakiejś kałuży, w bajorku zaludnionym przez środowisteczko. NASZE środowisteczko. Znamy tu po imieniu niemal każdą i każdego, znamy wzajemnie swoje rozmaite historie, reagujemy właściwie na dowolne pół słowa, dowolny równoważnik zdania. Się lubimy, nawet jeśli czasem padają gorące słowa i „targamy się po szczękach”.

I myślicie, że byłoby tak samo, gdybym zagłosował inaczej, niż deklaruje środowisteczko? Głosowanie przestaje być sprawą osobistą, traci całą swoją intymność, kiedy NALEŻYMY. Nasze środowisteczko, choć zgasiliśmy światło, przykryliśmy się kołdrą, zaryglowaliśmy drzwi, zasunęliśmy kotary – ma swój magiczny detektor-wyświetlacz, za pomocą którego zwącha w mig, że czuć od nas obcość. To jest taki atawizm stada, mrowiska, ławicy, klucza. Mrówka, ptak, ryba, wilk – nie zastanawia się skąd wie, żeś zdradził, tylko po prostu wie i reaguje właściwie: odgryza ciebie od siebie.

Bo jeśli miałeś jakąś intuicję zanim zagłosowałeś – należało się nią podzielić, rozerwać koszulę i pokazać, gdzie piecze. Wtedy wszystkie środowisteczkowe ropuchy zaklajstrowałyby ci ranę swoimi magicznymi wydzielinami i nie dopuściłby do twojego odstępstwa. 

Hola-hola, tamci Państwo Czytelnicy, którzy już zamykają notkę i pędzą do mediów, aby nadać przesłanie trafiające w sedno środowisteczkowych tematów – niech zawrócą, najważniejsze akapity są jeszcze przed nami.

Nie ma bowiem takiego środowisteczka, które miałoby większą siłę przekonywania, niż bezpośrednia, adresowana do każdego z osobna (choć wygląda, że do wszystkich) oferta zaspokojenia codziennych ludzkich potrzeb. Dali nam przykład ci, co właśnie zarządzają Państwem, a poprzez państwowe urzędy, służby, organy, legislaturę – zarządzają Krajem i Ludnością. Dali nam przykład luminarze i prominenci Imperium Romanum, dostarczając każdemu Rzymianinowi „chleba i igrzysk”.

No, tak – powiecie – trzeba mieć do tego skarbiec większy niż arabscy szejkowie.

Zgoda. I punkty za przenikliwość.

Skąd się biorą zasoby w skarbcu?

Ano, z tego, że każdemu, kto wypracuje dochód, odbiera się jakiś jego ułamek. Kiedy zaczniemy tę oczywistą myśl zgłębiać – zastanówmy się, czy w gospodarce niezbędny jest jakikolwiek punkt centralny, na przykład skarbiec? Czy nie można redystrybucji zorganizować tak, że każda lokalna społeczność sama sobie dogodzi wspólnotowo, w drodze wzajemnictwa, dobrosąsiedzkiej współpracy?

Jakem ktoś, kogo uczono modeli ekonomicznych – uważam że taka dekoncentracja (nie mylić z decentralizacją) – pozostawiałaby dużo więcej w rozsianych „skarbczykach” wspólnotowych niż system-ustrój, w którym wszystko trzeba wsypać do jednej centralnej kadzi i dopiero w niej rozprowadzać. I jest jeszcze ważniejsza okoliczność zbawienna dekoncentracji: wiele spraw można w dobrosąsiedzkich wspólnotach załatwić bez rozliczeń księgowo-statystycznych: po prostu dziś orzemy wszyscy u Józefa, jutro wszyscy u Wincentego, a pojutrze u Szymona. I nikt tego nie księguje, fachowiec powiedziałby: z tego nie ma PKB!

Ktoś, kto zaproponuje swojemu krajowi, że zlikwiduje Wielki Skarbiec i wielkie rozdawnictwo , a umożliwi każdemu środowisteczku swobodę gospodarzenia własnymi skarbczykami i „omijanie” PKB poprzez wzajemnictwo dobrosąsiedzkie – pokona medialne przekazy nasączone ideologiami i ściemą, z której nikt nie ma ochoty się tłumaczyć po wygraniu wyborów.

Tym Czytelnikom, których zdołałem zatrzymać przy notce – podpowiadam: oto właśnie wyłożyłem całą filozofię spółdzielczości.