Co by było, gdyby...

2011-10-17 13:45

 

Regulamin Sejmu od wielu kadencji jest niekonstytucyjny. Przede wszystkim dlatego, że pod pozorem że zaprowadza porządki organizacyjne, oddaje władzę nad większością posłów kilku(nastu) posłom, którzy w ten sposób potwierdzają swoją „organizacyjną” władzę nad tymi ludźmi poza parlamentem, w partiach, kamarylach, koteriach.

 

Regulamin Sejmu powinien stać na straży niezawisłości każdego z 460 posłów (to samo dotyczy senatorów). Można zrozumieć, że poseł „się słucha” organizacyjnie Marszałka i Wicemarszałków, a także szefów komisji i zespołów parlamentarnych. Ale zezwalanie (i regulowanie formalne), by w jakiejkolwiek sprawie obowiązywała dyscyplina partyjna – to naruszenie art. 104 Konstytucji, paradoksalnie uniezależniającego posłów od ich wyborców i od składanych im w kampanii przedwyborczej obietnic. Okazuje się, że prawdziwi wyborcy, czyli kierownictwa partii desygnujących kandydatów, jednak mają pełny wpływ na funkcjonowanie posłów (z wyjątkiem parlamentarnych harcowników).

 

Człowiek polityczny, od momentu, kiedy zapragnie być posłem (no, niekiedy łaskawie się godzi kandydować), jest zakuty w partyjne okowy i jawnie separowany od jakiegokolwiek uzależnienia od wyborców. Lokalne koterie albo partyjne centrale decydują o tym, czy będzie kandydatem i na jakiej pozycji. Kandydowania niezależnego – nie ma (gdyby ktoś zebrał u siebie 99% głosów, ale występował niezależnie – to i tak do Sejmu wejdzie ten z 1%-wym poparciem, jeśli jest na ogólnopolskiej liście: do tego – jak pokazuje casus partii Korwina-Mikke, manipulacyjny uchwyt ma też Państwowa Komisja Wyborcza). Centrale partyjne dystrybuują „limity budżetowe”, jakie można wydać na kampanię nawet z własnych pieniędzy. To też regulacja formalno-prawna, dozbrojona groźbą odebrania dotacji dla partii, która się „źle rozliczy”. Pozornie można mieć własny, lokalny, „spersonalizowany” program wyborczy, ale nie ma się wpływu na to, co „centralnie” ogłasza (lub kłamie) macierzysta partia w kampanii zintegrowanej.

 

Posłów już wybranych sadza się w Sali Sejmowej wedle specjalnego klucza: przede wszystkim zgrupowani posłowie jednej partii, w tym na dole, blisko Prezydium Sejmu, szefostwo, a szaracy odpowiednio do rangi wyżej. Głosowania są „nadzorowane”, w tym dyscyplinowane przez kierownictwa partii (klubu parlamentarnego) i „rozliczane” w kuluarach karami „organizacyjnymi”.

 

Są też sposoby na to, by „centralizować” poselskie diety i fundusze przeznaczone na biura, ekspertyzy, itp.: składki nieformalne, wspólne wynajmowanie lokali, a nawet kuriozalne weksle i inne wymuszacze lojalności partyjnej.

 

Prezydium Sejmu i Prezydia komisji sejmowych lekceważą szarych członków parlamentu. Jeśli pojawiają się sprawy trudne do rozstrzygnięcia – to mamy Konwent Seniorów i podobne – uregulowane formalnie – mechanizmy, po zastosowaniu których wszystko idzie gładko, a „podskakiewiczów” usypiają liderzy.

 

Podstawowym jednak straszakiem dyscyplinującym posłów jest zagrożenie tym, że przy okazji następnych wyborów partia ich nie zechce wystawić. To jest mocny „zginacz karków”. Trzeba być naprawdę niezłomnym, a do tego mieć coś własnego do powiedzenia, żeby nie ulec tej machinie.

 

Można nie uczestniczyć w pracach Sejmu i komisji sejmowych i być usprawiedliwonym (również formalnie), jeśli się w tym czasie „realizuje zadania” (partyjne). Głosowanie „na ślepo” (według sms-owych albo podobnych instrukcji) jest w Sejmie powszechne. Nierzadko za przyzwoleniem kierownictw partyjnych nie udziela się głosu szarakom albo odsyła się ich „na Berdyczów”, niech pogadają o 1 w nocy do nikogo, w rubryce „interpelacje i oświadczenia”.

 

UWAGA: na powyższe są konkretne, formalne dowody!

 

Co to ma z demokracją parlamentarną wspólnego?

 

 

A gdyby tak…

Każdy poseł ma jakąś listę obietnic wyborczych. Wiemy, że są one tylko marketingową chmura tagów. Ale gdyby jednak okazało się, że każdy z 460-tki, niezależnie, indywidualnie, porównuje akty prawne z tym, co obiecywał i z tym, co ma w swoim sumieniu – to daje głowę, że wyniki głosowań byłyby inne, choć może trudniejsze do rozstrzygnięcia. Ba, pojawiłyby się propozycje legislacyjne, które w obecnym stanie organizacji Sejmu są niemożliwe. Inne zaś nigdy nie pojawiłyby się.

 

Ja wiem, jak trudne byłoby kierowanie pracami 460 równych sobie i niezależnych posłów. Skoro jednak są oni takimi formalnie – to o co chodzi? Może więc trzeba zapisać w prostych słowach, że poseł nie ma nic do powiedzenia, zanim nie uzyska imprimatur od kierownictwa ugrupowania partyjnego? Może w ordynacjach wyborczych zapisać jasno a nie między wierszami, że głosujemy na partie a nie na konkretnych kandydatów (patrz: regulaminowy sposób głosowania urnowego wymusza głosowanie na partie, bo inaczej głos nieważny)?

 

Dlaczego dotacje budżetowe są przeznaczone dla partii biorących udział w wyborach, a nie dla posłów i kandydatów, którzy uzyskali jakieś sensowne minimum głosów?

 

 

*            *            *

Powyżej przedstawiłem – w skrócie – jeden z kilkudziesięciu poważnych mankamentów porządku konstytucyjnego w Polsce. Porządku, do którego obalenia dążę.

 

Nad porządkiem tym „panują” posłowie. Zatem – jaki problem?

 

/niniejsze – rozwinięte – przedłożę w ciągu kilku dni Kancelarii Sejmu/

Kontakty

Publications

Co by było, gdyby...

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz