Brzydkie kaczątko

2013-12-14 16:02

 

Najpierw Hellada, która definiowała krainy na północ od własnych terytoriów jako Barbarię[1] (na początku nawet Macedonię!). Dla Imperium Romanum ludy barbarzyńskie (pomijając Germanów i Franków-Galów, których prowincje wyrosły na suwerenów) – to byli na równi Antowie, Awarowie, Celtowie, Hunowie, Partowie, Persowie, Sarmaci, Scytowie, Goci, Wandalowie. Nie zawahali się wyrznąć w pień Daków, tak na wszelki wypadek, po doświadczeniach z Germanami.


 

Rysunek: wybór między rozczochranym pisklakiem a dumnym łabędziem wydaje się oczywisty

Między 7 a 15 marca 1000 roku w Gnieźnie Otton ukoronował Chrobrego w poczuciu swojej infantylnej wyższości: oto pośród Polan taki chwat się zrodził, proszę, proszę! Jaki duży, jaki silny. Ach, dam mu ponosić moją czapkę tronową! A może to był diadem…

Pod Grunwaldem (15 lipca 1410 roku) kwiat chrześcijańskiego rycerstwa Europy miał pewność, że naprzeciwko kryją się po chaszczach bagienno-puszczańscy hordownicy, Europejczycy czuli się tam jak na wyjazdowym polowaniu bez nagonki.

Kiedy pod Wiedniem stacjonował Kara Mustafa (rozbity potem 12 września 1683 roku), Europa miała poważniejsze problemy na głowie.

Kiedy w Sarajewie zabito arcyksięcia i jego lubą (28 czerwca 1914 roku) – zrazu wszystkim się zdawało, że to sprawa między terrorystami a monarchią. Ach, gdybyż wiedzieli, jak to zmieni całą rzeczywistość kontynentu!

Hitler w 1938 roku potraktował Benesza jak psa łańcuchowego, a Polskę jak nieposłusznego podskakiewicza. Pozostałych jak harcowników. Za przyzwoleniem Jaśnie Monachijskiej Europy, oczywiście.

Ubogi krewny, powiatuńcio – to opinia Europy o Europie Wschodniej. Dla Rosji zaś jest to wciąż „bliska zagranica”, bliżnieje zarubieżje. Symboliczne było spędzenie w warszawskim Pałacu Namiestnikowskim szefów państw środkowo-europejskich z okazji przyjazdu Obamy (29 maja 2011), który – spóźniwszy się niemało, bo nie chciał „w gościach” odwiedzać toalety – poklepał po plecach Komorowskiego zapodając paternalistycznie, że oto Polska w jego oczach jest tutaj „starszym grupy”, po czym sobie pojechał.


 

 

*             *             *

To prawda: z punktu widzenia Europy większość krajów środkowo-europejskich to są twory jakieś takie niewydarzone, na salony można je wpuszczać po uprzednim wykąpaniu, nauczeniu manier, oswojeniu i przebraniu w peruki. I niech jeszcze zapłacą wpisowe, bo sympatia sympatią (ah, te ballady!), ale biznes przede wszystkim. Z punktu widzenia Rosji są to niewdzięczni podskakiewicze, których wcześniej trzeba było krócej trzymać, a teraz trzeba „wychowywać” twardą ręką. Zaś Orient właściwie nie daje znać, że zauważa Europę Środkową, no, może poza bliskimi kontaktami Turcji z dawnymi ziemiami imperium na Bałkanach.

Europę Środkową (jeszcze) stać na to, by z pomietła kontynentalnego przeistoczyć się w łabędzia, trzeba jednak znaleźć alternatywny, podmiotowy „patent” na rozwój. I chyba – uwzględniwszy realia – mocarnego sojusznika.

Ciąg dalszy nastąpi…

 



[1] Barbarzyńca (gr. βαρβάρους/bárbaros, łac. barbarus - cudzoziemiec) – człowiek dziki, pierwotny, niecywilizowany, okrutny, o prymitywnych odruchach, nieznający kultury europejskiej. W starożytnej Grecji każdy cudzoziemiec, w Rzymie ten, kto nie był Rzymianinem lub Grekiem. Homer podkreślał obcość Karów (sojuszników Trojan) nazywając ich βάρβαροφονοι/Barbarophonoi, czyli mówiących "bar-bar", a więc wydających bezsensowne, niezrozumiałe dźwięki. U starożytnych Greków pierwotnie neutralne określenie cudzoziemca czy człowieka posługującego się innymi językami niż grecki, później nabrało negatywnego znaczenia, oznaczając przedstawiciela niższej/innej od greckiej i rzymskiej kultury. Rzymianie określali tak przedstawicieli wszystkich ludów, które nie należały do grecko-rzymskiej cywilizacji, które miały cechować się dzikością i brakiem kultury. W toku kontaktów z obcymi cywilizacjami, przede wszystkim wschodnimi, Grecy zauważyli dość istotne różnice, które zaowocowały tezą o wyższości Greków. Wyższość ta miała przejawiać się tym, iż Hellen miał prawo do uczestniczenia w życiu politycznym swojej polis, natomiast barbarzyńca wschodni podlegał władcy. Arystoteles doszedł do wniosku, iż "słuszną rzeczą jest, by Hellenowie nad barbarzyńcami panowali, jako że barbarzyńca, a niewolnik to z natury jedno i to samo"