Andrzeja Dudy walka z wiatrami.

2017-09-30 10:06

 

Wyjaśniam na początku pewną subtelność protokolarną. Moja notka jest na temat człowieka-obywatela Andrzeja Sebastiana Dudy, lat 45, rodem z Krakowa, polityka od około 20 lat. Moja Notka nie jest na temat Prezydenta Andrzeja Dudy, czyli tzw. Głowy Państwa.

Andrzej Duda miał to szczęście, że w ciągu kilkunastu lat bardzo szybko piął się w obszarze Nomenklatury, pełniąc coraz bardziej znaczące funkcje państwowe. Obecnie zajmuje taką funkcję, która daje mu przywilej typu „nic mi nie zrobią”.

Gdyby dziś odszedł z funkcji z powodów osobistych albo na skutek jakiegoś kataklizmu politycznego – to ma zagwarantowane trzy rzeczy osiągalne w Polsce dla zaledwie kilku osób: pierwsza rzecz to dożywotni wysoki dochód osobisty, druga rzecz to dożywotnia ochrona przed pospolitą przestępczością, trzecia rzecz to stała siedziba na działalność „społecznikowską” w jakimś prestiżowym budynku w stolicy, a jeśli wybierze – to w innym mieście. On ma – podkreślam – 45 lat i taki dorobek!

Gdyby w jego prywatnym spisie pragnień znajdował się zapis „koniecznie druga kadencja” – to postępowałby nieracjonalnie. Życzę mu jak najlepiej i nie mam zamiaru odwodzić go od takich planów, ale w moim najgłębszym przekonaniu drugą kadencję „służy się” dla Historii albo dla kariery międzynarodowej. I o tym chcę chwilę podywagować.

Zakładam, że doktor nauk prawnych, od kilkunastu lat zaangażowany w najważniejsze funkcje państwowe – ma mniejsze niż ja rozeznanie w potrzebach i bolączkach oraz zapatrywaniach „szarego człowieka”. Nie dlatego, że jest w czymś „słabszy” ode mnie, tylko dlatego, że ja całe życie przeżyłem w „oddolności”, moje radary nauczone są optyki MY, zaś Andrzej Duda takie spojrzenie miał ostatnio może przed obroną doktoratu. Jako „akademik” i znaczący aktywista partyjny raczej stał się „człowiekiem odgórnym”, i nawet jeśliby w przebraniu przemykał między zwykłymi szarakami – raczej pozostałby owym „odgórnym”, bo to jest kwestia szczerych, koleżeńskich albo biesiadnych rozmów codziennych.

Działalność dla Historii

45-letni, pozbawiony widocznych ułomności prawnik z Krakowa (miasta inteligenckiego od stuleci), pełniący jedną z najważniejszych funkcji państwowych w środku kontynentu – nie musi się specjalnie spinać, by wpisać się do Historii „poza protokołem nomenklaturowym”. Są takie przestrzenie, jak prawa człowieka, jak ekologia, jak pacyfizm, jak nierówności społeczne, jak dialog międzykulturowy, jak kwestia najszerzej rozumianego Postępu, jak sprawy analfabetyzmu czy głodu, jak problem niesprawiedliwości globalnej.

Przepis jest prosty: zaprasza się grono kilkunastu znawców świata i prosi się o dwie sprawy: sporządzenie „obowiązkowej” bibliografii jakiegoś tematu oraz sporządzenie (albo rozpisanie konkursu na) raport w tej sprawie. Samo grono nie musi, ale może powinno być otwarte ideowo, politycznie, światopoglądowo.

I niechby sobie jakieś ugrupowanie polityczne zadrwiło, zignorowało, zaczęło postponować. NIC MI NIE ZROBIĄ!

Z czasem Andrzej Duda – poświęcając dla takiej sprawy średnio 15 minut dziennie (ale podchodząc do tematu nie rzadziej niż raz na tydzień) – w ciągu roku zaliczyłby 90 godzin. To jest czas na przeczytanie (a nawet przestudiowanie) 10 tłustych książek, kilkudziesięciu artykułów, na odbycie kilkunastu debat w gronie seminaryjnym. Choćby nie chciał – jest znawcą tematu.

Oczywiście, pełniąc obecną funkcję polityczno-państwową – Andrzej Duda pochłonięty jest „bieżączką”. Popełniłby jednak – w moim przekonaniu – błąd wizerunkowy, gdyby na czoło swojej działalności urzędowej wysunął uczestnictwo w nie mających końca i dobrego rozstrzygnięcia bojach o to kto ma rację legislacyjną. Nawet jeśli Andrzej Duda jest prawnikiem, z tytułem naukowym – to rozumie przecież, że nie racje prawne są tu naczelne. A każde „targanie się po szczękach” szkodzi wizerunkowi. Tak samo szkodzi jak „dekownictwo”, o które go wielu posądza (ja nie).

Działalność dla kariery

Nie wiem, czy Lech Wałęsa zabiegał o karierę międzynarodową po wygaśnięciu prezydentury. Ostatecznie został jednym z 12 Mędrców w Radzie Refleksyjnej UE, w uznaniu jego roli w „zaoraniu komuny”, na czele 10-milionowego ruchu społecznego.

Wiem, że Aleksander Kwaśniewski zabiegał o pozycję międzynarodową, ale mimo młodego wieku, znanej koncyliacyjności i sprawnego zarządzania racjami różnych grup interesów – nie doczekał się awansu, choć prawie „witał się z gąską”.

Andrzej Duda jest „gorącym kartoflem” w przestrzeni międzynarodowej. Jego „charakterystyka” to stanowcze parcie na podmiotowość Europy Środkowej oraz sympatie stanowczo pro-amerykańskie w nadchodzącej (trwającej?) batalii między Ameryką i Chinami.

Gdyby chciał przewodzić Międzymorzu – ma konkurencję w osobach Orbana i Grabar-Kitarović. Musiałby w jakiś sposób przekonać do siebie Ukrainę, Przybałtyk i Rumunię. Widzę czarno, ale może się nie znam. Cichym rozgrywającym w tej grze, której przecież jeszcze nikt nie ogłosił – są Czechy.

Gdyby chciał uzyskać podmiotową pozycję jako „przyboczny” Ameryki – czeka go „coming-out”, bo ileż można ukrywać sprzeciw wobec Nowego Szlaku Jedwabnego za parawanem antyrosyjskim? Przy czym taki wybór niewątpliwie dyskwalifikuje go przy ew. „Noblu pokojowym”.

 

*             *             *

Marzy mi się, aby świat zaczął się znów przyglądać Polsce tak, jak to czynił po narodzinach Solidarności. Pamiętam dziesiątki moich „turystycznych” rozmów, po obu stronach „żelaznej kurtyny”: niezależnie od konkretnych przekonań, moi rozmówcy mieli w sobie ten szacunek dla mojej Ojczyzny zmieszany ze sportową zazdrością.

W sytuacji, kiedy Polska jest przedmiotem rosnącego, a nie zawsze życzliwego zainteresowania „społeczności międzynarodowej” – Andrzej Duda stoi przed wielką szansą osobistego sukcesu. W moim przekonaniu – aby ja wykorzystać – mógłby sobie darować i karierę międzynarodową, i drugą kadencję. Tak jak sobie darował karierę narciarską, na czym wygrał.

Kilku Polaków wpisało się niezbywalnie do Historii – startując w konkurencji „polityka”. Ignacy Jan Paderewski (muzyk) – bo wprowadzenie niepodległej Polski do Traktatu Wersalskiego, Adam Rapacki (spółdzielca) – bo koncept strefy bezatomowej w Europie Środkowej, Lech Wałęsa (związkowiec) – bo Solidarność, Karol Józef Wojtyła (duchowny) – bo wieloletnie przewodzenie globalnemu Kościołowi. Powie ktoś: a kimże wobec nich jest Andrzej Duda? Odpowiadam:

1.       Paderewski w wieku 45 lat był znany jako autor nienajlepszej opery „Manru”;

2.       Rapacki w wieku 45 lat był „szeregowym” Ministrem Szkolnictwa Wyższego;

3.       Wałęsa w wieku 45 lat był noblistą i odradzał się jako przywódca strajkowy;

4.       Wojtyła w wieku 45 lat był arcybiskupem krakowskim, jeszcze nie kardynałem;

Pozycję startową ma więc Andrzej Duda nienajgorszą. Nie jest muzykiem, nie jest kooperatywistą, nie jest przywódcą związkowym, nie jest cenionym hierarchą. Ale jest jednym z 10 Polaków pełniących w Państwie najwyższą funkcję: obok (zostawmy ich ocenę historyczną) Mościckiego, Piłsudskiego, Bieruta, Gomułki, Gierka, Jaruzelskiego, Wałęsy, Kwaśniewskiego, Kaczyńskiego.

Może dziedziną, na której się zna najbardziej, jest Państwo? Może tu jest pole do popisu dla niego? Powie ktoś, że na tym polu błądzi(ł). A czyż doświadczenie „błądzenia” koniecznie dyskwalifikuje?