A o czymże by innym

2015-05-26 07:15

 

Miałem wczoraj końcówkę dnia znakomitą: spędziłem ją w Tarabuku na Browarnej, w gronie Kolegium Otryckiego (to ci sami, którzy niegdyś budowali, a potem niektórzy odbudowali, Chatę Socjologa na Otrycie). Tematem była – hasłowo – „nowa Polska obywatelska”.

Oczywiście, jak to w gronie z ambicjami „głowaczy”, podkładem były dzieła i dziełka Lacana, Ledera, Sowy. Ale koniec-końców zaczęliśmy o tym, co wszystkich dziś podnieca. Podczas naszego spotkania ogłoszono wyniki ostateczne i zauważyliśmy, że Duda mocno wygrał głosami rolników, studentów, bezrobotnych i robotników, przegrał u przedsiębiorców i Nomenklatury oraz pół-na-pół miał w środowisku ludzi „zabiurkowych”.

Mój wkład do dyskusji polegał na wskazaniu, że (i jak) Kukiz rozmontował świadomość wyborczą zasklepioną w medialnej propagandzie pro-rządowej, wyzwolił w ludziach luz i niezależność decyzyjną, i że cały ten spontaniczny bezład (rizomalność), jaki sobą reprezentuje, nie ostanie się do jesieni, jeśli nie zostanie „zfraktalizowany” pilnie: bez delegatur lokalnych w polityce nic się nie ugrywa na trwale.

Wraz ze mną, a właściwie przede wszystkim, ktoś inny opisywał karierę ostatnich kilku lat Kukiza-polityka: ja wskazałem na ścieżkę Hala BHP, Czackiego NOT, Kongresowa Niepokonani (czyli na ciągłą ucieczkę Pawła od fraktalnych struktur), ale ktoś inny zauważył, że w rozmontowywaniu tej rzeczywistości, do której się przyzwyczajaliśmy, mają udział „organy i służby” (mowa była o konkretach, a nie o plotkach), i że Kukiz poszukiwał – niczym wirus – miejsca dla siebie: PO, PiS, ruchy „indignadoś”), aby na koniec podebrać najmłodsze pokolenia Korwinowi-Mikke. Oj, źle zabrzmiało: to nie o Kukizie była mowa w kontekście „organy-służby”.

Duda w tym czasie rozmawiał z Panem w Częstochowie, a mediom światowym Kaczyński mylił się z Prezydentem-Elektem. Miller podlizywał się Dudzie (stoi za nim Naród, a nie Kaczyński), my zaś „durch” o prerogatywach Głowy Państwa: nominacja generałów, profesury, sędziów, prezesa NBP i innych ważnych urzędników państwowych, prawo do ostatecznego (veto) lub powolnego (Trybunał) blokowania legislatury, inicjatywa ustawodawcza, prawo do zwoływania Rady Gabinetowej, do żądania dostępu do mediów w najlepszym czasie antenowym, do współkreowania polityki wojskowej i zagranicznej. To nie jest „w kij dmuchał”.

Ktoś wspomniał „recenzję” znanej dobrze w tym gronie Jadwigi Staniszkis: Kukiz to odgromnik ludzkiej niewyjaśnialnej potrzeby „szału” raz na jakiś czas. Że niby rąbnęło, huknęło – i pozamiatane.

Jeszcze raz się zaznaczyłem, mówiąc, że skoro inny Duda poparł Dudę – to może jest czas na odgrzanie Samorządnej Rzeczpospolitej? (TUTAJ moje wczorajsze uwagi)

Spotkanie nasze – to swoista reprezentacja sympatyków różnych ugrupowań i ruchów politycznych, od lewa do prawa, od parlamentarnych po flibustierskie: wszyscyśmy przed laty działali – mówiąc górnolotnie – w obszarze ruchu akademickiego i intelektualnego. Ponad połowa to do dziś ludzie nauki. Zatem nie pominęliśmy spostrzeżenia, że oto główne ośrodki „hejtu” politycznego w portalach społecznościowych, a nawet w mediach mainstreamowych – to dziś ludzie „stateczni i światli”, przyzwyczajeni do mów „ex cathedra”, szafarze nieomylnych opinii i realizatorzy poważnych projektów niemal cywilizacyjnych. Do tej pory to oni zdumiewali się, jak można tak nienawidzieć i ujadać (na nich). Teraz sami uprawiają hejterskie sztuki. A tu nawet Czapiński czy Hartman i ładnych paru innych „poważnych” ludzi, idących ścieżką wytyczoną przez Niesiołowskiego i Pawłowicz, jak najbardziej profesorów. Może to jest wstęp do tego, by pojęli, że czasem nawet środowiska „autoryteckie” mogą nie mieć racji, a środowiska emanujące „polityczną poprawność” i „nobliwą prawość” oraz „”niezłomność kreowania świata” – mogą się okazać marne, nijakie, z domieszką różnych nieładnych przypadłości?