Łeb

2012-04-17 07:43

 

Rozróżniam trzy typy łbów: te, które są na karku, te, które są nie od parady, oraz łby łebskie (nie mylić z rybacko-wczasowym miasteczkiem kaszubskim, 29 km na północ od Lęborka).

 

Łby na karku mają ludzie zaradni.

 

Łby łebskie mają ludzie pojętni.

 

Łby nie od parady mają ludzie myślący.

 

Celowo nie rozwijam tych wątków, każdy wie o co chodzi. Bardziej mnie zajmują ci, którzy mają łby wyłącznie od parady. Noszą te swoje paradne łby, starannie dopracowawszy grafik: rano rozgłośnia radiowa ewentualnie telewizja śniadaniowa, a kiedy wychodzą ze studia, już czyhają mediaści podtykając mikrofony. Zawsze coś się palnie, zawsze się strzeli bon-mota na cały dzień, a może nawet na tydzień. Następnie są zajęcia we własnej koterii, najczęściej partyjnej. Co prawda, niby się zasiada na sali plenarnej albo w komisji, ale tak naprawdę załatwia się sprawy ważne, od których maluczkim wara, tym bardziej sępom medialnym. W wolnej chwili wychodzi się jednak „w kuluar”, a nawet – bywa – sms-uje się z rezerwowego telefonu „na kartę” do znajomych mediastów, aby podtrzymać temperaturę kontaktów (media ogłoszą: jak wiemy z wiarygodnych źródeł…).

 

W tym doobiadowym czasie w mediach idą audycje „publicystyczne”, gdzie wraz ze słuchaczami (ojojoj, dodzwoniłam się nareszcie, bardzo pana redaktora szanuję) roztrząsa się sprawy wagi co najmniej księżycowej (czy trampki są właściwym obuwiem spacerowym na przerwach szkolnych): kilkoro łbów paradnych jest „stand-by”, bo redakcja raz na jakiś czas przerywa słuchaczom i widzom, prosząc celebryka (polityka-celebrytę) o zdanie w ważnej kwestii trampków (trampek?). Inni zaś nosiciele łbów paradnych udzielają „wywiadów”, czyli zapisują swoje nazwisko w formie drukowanej, w czymś kolorowym albo w sobotnim dodatku do czegoś szarego.

 

Po posiłku z deserem zaczyna się runda konferencji prasowych. Co z tego, że nie ma o czym gadać? Od tego łbom paradnym towarzyszą łby na karkach, a za kaskę do dyspozycji są łby łebskie, żeby zawsze się jakiś temat znalazł. Ważne, żeby „ciemny lud” zauważył konkretny łeb paradny.

 

Zauważy, zauważy, choć to dopiero godzina 14-ta, albo 15-ta, ludzie finiszują przed fajrantem. Rzecz w tym, że te konferencje, a do tego bon-moty poranne, stają się „tematami dnia” w godzinach popołudniowych, aż dochodzą do ekstazy w okolicach dzienników, wiadomości, wydarzeń, faktów i wszystkich innych kolacyjnych serwisów. To wtedy szara masa gapi się w telewizor w przerwie między zgadywankami z zakresu „jakie majteczki nosi biedronka” a wieczornymi sitcomami czy tańcami na lewym uchu.

 

Te dwie godziny – od tuż przed 19-tą do 20.30 lub nieco dalej – to czas owocowania. Cały dzień łby paradowały między mikrofonami i kamerami, a teraz zasiadają w „panelach”, dają się odpytywać „na solo” komuś, kogo lud ma za dziennikarza, a on jest po prostu dobrze opłacanym prestigitatorem, dla którego rozmówcy stanowią tło zaledwie. Dobre i to. Dobre i tło. Ciemny lud ma zapamiętać łeb. Upudrowany, żeby nie „blikowało” w kamerze. Pieniacze i makolągwy, podskakiewicze i mentorzy, szydercy i milusińscy, mądrale i blondynki – ilość póz, jakie przyjmują celebryki, jest nieograniczona.

 

Dzień się kończy? Skąd! Kiedy inteligencja odrywa się od swoich spraw późnym wieczorem i zaczyna oglądać powtórki z tej całodniowej parady, paradyści zasiadają do blogów. Albo odbywają telefoniczne narady ze swoimi koteriami. Wtedy do blogów ładują coś rano. Przed wizytą w audycji śniadaniowej.

 

A jeśli Czytelnik nie chwycił, gdzie jest drugie dno – niech zastanowi się, który z powyższych łbów pasuje do niego rozmiarem. Może koci?

 

Kto po tych łbach wyciera podeszwy?