Sprawdziłem. Sprawdzam!

2010-06-22 05:34

 

W przypowieści o zbłąkanej owieczce powiedziano na koniec: milsza jest ta jedna, która się odnalazła, niż owe 99, które nigdy się nie zagubiły.

 

W polityce zdaje się być inaczej: jeśli nie załapałeś się w głównym nurcie (jeśli masz mniejsze poparcie wyborcze, sondażowe) – nie muszę się z tobą zadawać, chyba że sprzedasz mi wszystko co twoje za bezcen.

 

Łatwo mi mówić, bo nie kandyduję, i w ogóle nie będę politykiem: gdybym to ja należał do grona liderów sondażowych, zrobiłbym wszystko, by przekonać swój własny elektorat, że dobrze postawił. Zaprosiłbym konkurentów do poważnej rozmowy, w której nie starałbym się ich ograć, tylko przekonywać ich elektoraty – w ich obecności – do swoich poglądów, do swojej wizji świata, kraju, państwa, polityki, spraw szczegółowych.

 

Elektorat (co za słowo!) jest jak Pan Bóg: co prawda, elektryzują go błyskotliwi zwycięzcy, ale na dłuższą metę woli, aby wszyscy wbiegali na metę w zgodzie i w miarę równo. Wyborcę nie podnieca zarzynanie konkurentów już podczas wyścigu, a tuż po nim rugowanie zewsząd drużyn pokonanych. I żeby po wyborach nie lizali ran sobie zadanych, tylko wzajemnie wspierali się w spełnianiu obietnic, którymi tak szafowano podczas kampanii. Bo kiedy wyborca widzi, że po wyścigu pozostały tylko zgliszcza, wobec tego na pewno zagonią go do robienia porządków, a z jego portfela wyciągną kasę na remont – to się wyborca trochę się irytuje.

 

Źle świadczy o kandydacie, który miał pełną gębę demokracji, jeśli nie był w stanie poważnie, po kilkakroć, w zgodnej i partnerskiej rozmowie, omówić podstawowych problemów, jakie dręczą kraj i wyborców („z ręki”: zatrudnienie/bezrobocie, powszechniejąca nędza, dostęp do edukacji, szanse/dostęp do życiowych karier, stan infrastruktury, ochrona zdrowia dla elit czy dla wszystkich, komercjalizacja prywatyzacja/?/ podstawowych sfer budżetowych, stosunek państwa i urzędu do obywatela, racjonalność wydatków budżetowych i finansów publicznych, służebność administracji wobec człowieka i jego spraw, samorządność, rzeczywiste swobody w aktywności wspólnotowej i przedsiębiorczości, korupcyjna monopolizacja życia gospodarczego i politycznego, pozoranctwo centralnych ośrodków politycznych/państwowych, odpowiedzialność wybieranego przed wybierającym, woluntaryzm i arogancja władzy, polskie uczestnictwo w wojnach i okupacjach, stosunki polityczne z najbliższą zagranicą).

 

Całkiem możliwe, że Ziętek, Pawlak (koalicjant współ-rządzący!), Korwin-Mikke, Lepper, Olechowski, Morawiecki, Napieralski oraz Jurek – to fatalni faceci, z którymi nie warto gadać. Mam inne zdanie, dałem mu wyraz choćby tu albo tu, a także tu, i jeszcze tu. Dlaczego żaden z panów K… nie pokazał mi tego naocznie? Dlaczego mam wrażenie, że Napieralski jest dziś obiektem zalotów wyłącznie dlatego, że okazał się skuteczny w odzyskiwaniu elektoratu? Zadaję łatwe pytanie do „głównych” kandydatów: czy minimum 700 tysięcy podpisów uzyskanych na listach 7 wdeptywanych w ziemię kandydatów – to już tylko papier? Czy oczekiwania owych sygnatariuszy polskiej ordynacji wyborczej już się nie liczą?

 

Mniej-więcej znam prawa, którymi rządzi się kampania: pozycjonować swój elegancki medialny wizerunek, ściskać ręce zwykłych ludzi na prowincji, aby ich nie myli do dnia głosowania, być jak najbardziej „poprawnym na wynos”, za kulisami wykańczać konkurenta i pozyskiwać rozmaite środowiska „wyborczo-twórcze”, głosić zgrabne zawołanie marketingowe, bratać się z plebsem ale z pozycji „pana”, by dziady wiedziały, że głosują na rasowego polityka. Jak się uda – wykorzystać Internet i inne wynalazki współczesności (jak dotąd żaden tego nie potrafi).

 

Jak dotąd ów elementarz lepiej przeczytali obaj „główni” kandydaci. Tyle, że nie jest to elementarz demokracji. To nawet nie jest elementarz sportowych zawodów (sportowych, podkreślam). To jest instrukcja tego, jak sobie poradzić w wilczej walce wszystkich ze wszystkimi o wszystko. I jak skutecznie udawać przed wyborcą, że chociaż potrafię załatwić kontrkandydatów „bez mydła”, to ciebie, wyborco, będę traktował dokładnie odwrotnie, będę miły, uczynny, troskliwy, uczciwy, całkiem niegroźny, a na pewno użyteczny!

 

Sprawdziłem, jak dotąd kandydaci „najbardziej poczytni” mieli w nosie pozostałych kandydatów, a kiedy jeden z pozostałych niespodziewanie wyrósł – mizdrzą się doń jak samce podczas rui.

 

Sprawdzam: wilcze rachuby każą w drugiej turze organizować wysiłki wokół 51-60% elektoratu, czyli grać w tu-teraz grę, bo to wystarczy do sukcesu. Sumienie demokraty nakazuje jednak nadal pamiętać o 100% elektoratu.

 

Będę uważnie śledził. Zachęcam też innych. W końcu coś tam z obywateli nadal w nas pika?

 

 

 

Kontakty

Publications

Sprawdziłem. Sprawdzam!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz