Tytuł się liczy

2010-10-16 06:21

 Nie przecieram oczu ze zdumienia. Smutno tylko patrzę.

 

Konferencja jest. Naukowa – głosi wywieszka. Konferencja ma dobry na dzisiejsze czasy tytuł: Pracujący Polacy 2010, 20 lat Transformacji. Nazwiska dwóch autorów koncepcji Konferencji też „niekulawe”: badający „od starożytności” w dobrym zespole losy robotników Profesor Juliusz Gardawski oraz badacz systemów społecznych pod kątem gospodarki, samorządu, państwa Profesor Joachim Osiński, obaj dziś kierujący jednostkami naukowymi-administracyjnymi SGH.

 

Dałbym sobie poucinać, że na konferencji będzie mowa o tym, jak zmieniła się sytuacja ludzi pracy w Polsce w ciągu 20 lat Transformacji i co z tym fantem robić.

 

Nieco mi opadło, kiedy zauważyłem stojaki (jedyne dwa) prezentujące Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych „Lewiatan” i firmę drobnych pożyczek „Provident”. Dla niewiedzących (wątpię, czy są tacy):

 

Lewiatan jest bodaj najsilniejszą, jedną z kilku organizacji lobbystycznych na rzecz biznesu ponad-średniego, penetrowaną przez kapitał zwany „zachodnim” (patrz: tutaj). Człowiek pracy nie jest podmiotem lirycznym Lewiatana, chyba że pracą nazywamy grę rynkową o sukces finansowy (bo na pewno nie sukces w zaspokojeniu potrzeb ludności).

 

Provident Polska S.A. jest częścią międzynarodowej grupy finansowej International Personal Finance notowanej na londyńskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Problem z Providentem nie polega na tym, że udzielają tam pożyczek, które trzeba spłacać w podwójnej wysokości. Problem polega na tym, że tych pożyczek nie można im zwrócić wcześniej ani z nich zrezygnować – czytamy w artykule tutaj. Dla Providenta człowiek pracy jest jak najbardziej podmiotem lirycznym: źródłem spekulacyjnych dochodów.  

 

Poza herbatką i innymi pieszczotami stanowiącymi dziś normę organizacyjną każdej konferencji, dostałem do ręki dwie książki: angielską wersję „Polacy pracujący a kryzys fordyzmu” (wydawnictwo Scholar, pozycja finansowana przez Lewiatan) oraz „Bohaterowie polskiej Transformacji” (wydawnictwo WAB, pozycja finansowana przez Lewiatan, bohaterami są oczywiście liberalni politycy i „ludzie sukcesu”).

 

No, i największa niespodzianka: w programie jest 1,5 godziny prezentacji badań z zakresu „co pan-pani sądzi o Transformacji”, zaś następne 1,5 godziny, to panel z udziałem przedstawicieli Solidarności, Lewiatana, S.Partner/Syndex, OPZZ, Provident.

 

No nie, dwóch poważnych naukowców (naprawdę, są to rzetelni badacze rzeczywistości umiejący uniknąć picowania) robi pod patronatem Rektora SGH zbiórkę, która najprawdopodobniej jest „zaliczeniem” do dorobku kierowanych przez nich jednostek, częścią tej dyskusji zaś jest panel, w którym nawet liczebną większość (4:2) mają sponsorzy wydarzenia. Grono to spotyka się tak często przy różnych innych okazjach, że trudno oczekiwać od nich odkryć epokowych, a tym bardziej nagłego zainteresowania ludźmi pracy (dotyczy to też obu przedstawicieli central związkowych).

 

Zacytuję z tekstu umieszczonego na zaproszeniu. „Polacy na ogół pozytywnie oceniają organizację i warunki pracy panujące w zatrudniających ich przedsiębiorstwach prywatnych i publicznych, choć sektor publiczny uważają za bardziej im przyjazny. Większość z nich sądzi, że Polska jest krajem nadmiernych nierówności społecznych i silnych konfliktów moralno-ideologicznych, jednak rzadko postrzegają konflikty między pracą a kapitałem”.

 

Kawa, herbatka?

 

Nie lubię się denerwować. Tu nawet nie chodzi o moje poglądy (właściwie ja już nie mam poglądów), tylko o ewidentne skrzywienie, intencjonalne, w stylu „kto płaci ten zamawia muzykę”. A mogło być miło.

 

Fordyzm to termin oznaczający najczęściej zjawisko racjonalizacji i standaryzacji procesu wytwórczego, poprzez rozłożenie go na elementarne części składowe (czynności) i rozdzielenie poszczególnych zadań pośród niewykwalifikowanych pracowników, których problem polega na tym, że nie uzyskując całościowego obrazu projektu i nie poświęcając części swojego czasu na rozwój, staje się z czasem dobrze przeszkolonym trybem w fabrycznej maszynerii.

 

Posiłkując się internetem znajdujemy (cytuję studencką dyskusję tutaj):

 

Fordyzm – to system oparty na masowej produkcji standaryzowanych dóbr w połączeniu z rynkiem masowego konsumenta, regulowane przez Keynesowskie zarzadzanie makroekonomiczne ( zakłada znaczny stopień interwencjonizmu państwa). Rozwinął się przy masowej produkcji w przemyśle samochodowym. Kryzys takiej gospodarki nastąpił po kryzysie finansowym w latach 70tych. Cechy: pełnoetatowe zatrudnienie, ludność nie musiała zmieniać kwalifikacji. Strategia internacjonalizmu ( cały proces wartości dodanej koncentrował się w ramach danej firmy)



Postfordyzm - elastyczny model produkcji, charakteryzuje się elastycznością adaptacji do zmian popytu i dobrze rozwiniętą zdolnością do przechodzenia od jednego sytemu wytwarzania do innych, błyskawiczne zmniejszanie lub zwiększanie produkcji, czyli elastyczne reagowanie na systemy rynkowe.

 

Wyraża się w 3 elementach:
1. Poprzez elastyczne technologie
2. Elastyczną organizację produkcji
3. Elastyczny asortyment i rozmiary produkcji

Następuje przechodzenie od korzyści skali (economis of scale) do korzyści zróżnicowania ( economics of scope). Duża rola małych i średnich firm. Strategia eksternalizacyjna. Przedsiębiorstwo powierza znaczną cześć swojej produkcji czy logistyki podwykonawcom ( outsourcing - wyprowadzenie na zewnątrz pewnych działań firmy). Rozwija się np. sytem just-in-time (JIT, wykoncypowany w Japonii). Istotność czynnika komunikacji, mówi się o otoczeniu czy środowisku zaufania (milien of trust).

 

Zatem: wewnątrz fordyzmu pracownik stawał się trybem, tracił człowieczeństwo, stawał się uprzedmiotowionym elementem Kapitału. Postfordyzm zaś uwypukla bardziej złożoną sytuację pracownika: przestaje on już być mechanicznym wykonawcą, gdzie zawsze może go zastąpić jakieś urządzenie, staje się ogniwem niezbędnym, ale poddany jest silnemu działaniu tzw. deprywacji (jego własne potrzeby ustępują przed potrzebą sukcesu pracodawcy) oraz delikatnej opresji (gentle opression) ze strony pracodawcy. Delikatność polega na tym, że to „system” się nad pracownikiem „znęca”, a pracodawca jest tu „dobrym policjantem” (opresja: ciężkie, trudne położenie, kłopot, tarapaty, opały; dawn. ucisk, uciemiężenie).

 

 

*             *             *

Od konferencji nie wymaga się przecież wiele. Powinny przynajmniej przypominać konsultacje społeczne. Czyli prezentować wynik badań (dorobek) i oczekiwać eksperckiej reakcji „z sali”. A nie powinny być na pewno polem zagłaskiwania poruszonego tematu. Kto jak kto, ale wieloletni badacz świata pracy i analityk systemowy powinni rozumieć, że wrzucenie w środowisko akademickie hasła Pracujący Polacy 2010, 20 lat Transformacji – musi wywołać w Polsce odruch refleksji nad losem „klasy robotniczej” (ludzi pracy, mas ludowych, osób zatrudnionych) porównawczo, 1989-2010. A podczas tej właśnie konferencji takiej refleksji nie było, a nawet jeśli gdzieś tam się z sali przebijała – bezlitosny czas akurat kurczył się niemiłosiernie.

 

Pół roku temu napisałem notkę Idee sponsorowane. Inteligencja Użytkowa. W maju – tekst Inżynierowie pobieżnicy.  W czerwcu zaś pozwoliłem sobie na swawolny tekst Inteligencja dziadziejąca… .

 

Proszę sądu, potwierdzam to, co zeznałem w tych notkach i żałuję, że nie kontynuowałem takich uwag w następnych miesiącach.

 

 

 

Kontakty

Publications

Tytuł się liczy

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz