Rezygnacja...?

2020-02-07 07:40

 

Tak. Rezygnuję. I teraz wysłuchajcie, bo dwa razy nie będę powtarzał: rezygnuję z organizowania Komitetu Wyborczego „Gavroche” w trosce o spójność PPS. I tylko z tego.

Mój start w „gonitwie do żyrandola” od początku oznaczał gotowość uczestnictwa w GRZE O TOŻASMOŚĆ. Tę grę przegrywamy wszyscy jeszcze w blokach startowych. Stajemy przed wyborem „być pachołkiem sił ciemiężnych” (nie pomyliłem sformułowania) albo „być rzecznikiem proletariuszy” (nie nadużyłem słowa).

O co chodzi – w sposób pogłębiony wyłożyłem w „Liście serdecznym obywatela do polityka”, adresowanym otwarcie-publicznie do Senatora RP, Przewodniczącego Rady Naczelnej PPS, Wojciecha Koniecznego, z dnia 12 stycznia 2020. Tytulatura – w podanej kolejności. Towarzysz Wojciech Konieczny jasno daje nam wszystkim do zrozumienia, że jest przede wszystkim politykiem-senatorem, a dopiero potem liderem swojej „rodzonej” partii.

Ja bym postępował w odwrotnej konieczności, ale to nie jest temat na moją krytykę, bo takie rzeczy rozstrzyga się w sumieniu. Zauważę jedynie, że PPS zmierza w przyspieszony sposób do samo-likwidacji, bo „sojusznicy nasi” mają czas i środki na to, by przejąć dla środowiska politykierów anty-proletariackich wszelkie tytuły do PPS-owskiego dorobku, by postawić stempel na akcie ostatecznego zglajchszaltowania ruchu socjalistycznego przez LEWICĘ PRAGMATYCZNĄ (słowo „pragmatyk” w moim języku od dawna jest obelżywe, oznacza bezideowość, opisuje kogoś, komu zależy na własnych „fruktach” a nie na Sprawie).

Od jakiegoś czasu – nie od wczoraj przecież - rozróżniam między Pariasami (ludźmi pozamykanymi społecznie w kastowych gettach dyskryminacyjnych, poddanymi poniżeniom) a Proletariuszami (ludźmi systemowo-ustrojowo strzyżonymi „do gołego” z dochodów i podmiotowości). To rozróżnienie jest dziś językiem u wagi lewicowości. Świat Kapitału wspiera rozmaite inicjatywy na rzecz WYKLUCZONYCH, nacechowane łże-humanizmem i egzaltacjami filantropijnymi, byle tylko nie dopuścić do PRZEBUDZENIA KLASOWEGO, do erupcji proletariackiej świadomości dziedzicznego pozbawienia znakomitej większości z nas praw człowieka i obywatela.

W powtarzających się swoich notkach blogerskich (jakoś żadna lewicowa redakcja ich nie łaknie) mówię wciąż od nowa o trzech sprawach:

  1. Wyzwoleniu PRACY (byśmy nie szukali chleba w kapitalistycznych „automatach dających zatrudnienie”, ale sami zorganizowali się w Kooperatywy, Spółdzielnie, Spójnie, Wzajemnie;
  2. Wyzwoleniu PODZIAŁU (byśmy nie nastawiali się na poniżające roszczenia wobec dysponujących owocami naszej własnej pracy, ale byśmy sami dzielili nasze owoce);
  3. Wyzwoleniu UCZESTNICTWA (abyśmy wyrwali się z obywatelstwa rejestrowego, poddaństwa wobec narzuconego reżimu - a stali się obywatelami rzeczywistymi, podmiotowymi);

To dlatego nie przystępowałem przez całe lata do tych wszystkich niby-antykapitalistycznych formacji Trzeciej Rzeczpospolitej, choć „wszędzie mnie było pełno”, na pewno nie byłem anonimowy. Jako dojrzały obywatel przystąpiłem do Nowej Lewicy, potem do KPiORP, ostatecznie do PPS, i to w dniach dalekich od tryumfu jej formacji. I – co dla mnie ważne – nie przystępowałem tam by konkurować o pozycję i chwałę, tylko po to, by uczestniczyć w robocie proletariackiej.

Sam jestem – czym się przecież nie popisuję – proletariuszem. Współ-czuję z wszystkimi, którzy tulą do siebie wykluczonych pariasów, takich jak odmienni rasowo, narodowościowo, płciowo, edukacyjnie, mieszkaniowo (wioskowo, dzielnicowo), itd., itp. Ale dziwię się skądinąd inteligentnym i zaangażowanym ludziom, którzy boleją nad pojedynczymi przypadkami, a nie tkną istoty-przyczyn niedoli tych bliźnich, którzy jakimś fartem naleźli się w ich pobliżu i można ich doraźnie wesprzeć.  

Doraźnie, a nie systemowo-ustrojowo. Poprzez egzaltacje i ruchawki uliczne – a nie poprzez „moc państwową”.

Nasza pokazowa trójka lewicowców nawet nie bawi się w owe doraźności, tylko pozycjonuje się w grupowej grze o systemowe tantiemy. Zawsze warto zapytać, jak zachowaliby się „przed plutonem”: czy Czarzasty odda – jak np. Staszic – chociaż część majątku i zapału, by powstało kilka spółdzielni z prawdziwego zdarzenia? Czy Biedroń wesprze w łonie Unii rozmaite ruchy „inignados”? Czy Zandberg porwie „śmiecio-zatrudnionych” do swoistej „kozaczyzny” (lepszy mi na wolności kęsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki)?

Nie, oni wolą, by mający ponad 125 lat ruch robotniczo-proletariacki rozleciał się w drobiazgi i przestał być wrzodem na ich wspólnej lewicowej dupie. Zainstalowali wewnątrz PPS swoje macki (proszę, niech mnie zapytają, to dopowiem) i manipulują partią, aż miło.

Jeśli w „okolicach kierownictwa” PPS poważnie wdraża się wewnętrzną cenzurę, opresje wobec spontanicznej krytyki, jeśli trwa w najlepsze proces rugowania ideowców i promowania pragm… tfu, cwaniaczków – to ja nie przyłożę do tego ręki.

Sam o siebie się nie boję, urodziłem się w nędzy i trzy czwarte życia w niej spędzam, duch we mnie nie gaśnie, wciąż podejmuje nowe inicjatywy, na swoją miarę dochodową. Boje się o tych młodych w PPS, którzy są napuszczani na siebie, aby ktoś – za przeproszeniem – obcy – wkroczył tryumfalnie w ten „bałagan” i zrobił porządki tak solidne, że nawet nazwa się nie uchowa. Zandberg i Czarzasty już jawnie kuglowali i kuglują, Biedroń ma swoją własną pariasowską misję, chyba nie rozumiejąc, jakim jest dla innych poligonem.

 

*             *             *

W najbliższym czasie wniosę do PKW protest, w którym uwypuklę to, iż w sposób nieprawidłowy ktoś wpłynął na wynik kluczowego głosowania nad uchwałą o poparciu Biedronia, to samo wniosę do sądu koleżeńskiego. Nie, nie w celu rozbicia, tylko w celu wyjaśnienia mechanizmów ubezwłasnowolniania dynamicznej siły wewnątrz partii.

I zwisa mi groźba karnej ekspulsji z partii, wbrew jej deklaracjom i statutowi. Będzie przynajmniej jasność, kto jest kto.

A o Gavroche-u – nie myślcie w stylu „było-minęło”. To nie tak, panowie, nie tak (https://www.youtube.com/watch?v=5jTGgwGvsjc).

Jan Gavroche Herman