Może ona i zagraniczna, ale nie polityka

2019-02-18 08:41

 

Polityka to sztuka skutecznego – wedle określonych interesów – trzymania wielu sznurków i manipulowania nimi tak, by realizować założone wiązki celów. Dotyczy bowiem ona – owa polityka – integralności konkretnej organizacji społecznej, społeczeństwa. Odpowiada to starogreckiemu pojęciu „politeja” (πολιτεία), czyli obywatelskiej samorządności. Inaczej: polityka to „suma obywatelskości”.

Rzeczywistość polska, nasza-podwórkowa, wskazuje wyraźnie na to, że nam się jednak „polityka” kojarzy z „reżimem” (systemem-ustrojem), czyli z wygaszaniem obywatelskości na rzecz kastowej samowoli najskuteczniejszych graczy – w grze wszystkich ze wszystkimi o wszystko. Staro-grecy mieli na to inne słowo: „politeuma” (πολίτευμα), czyli „umocowany politycznie aparat rządzący. Inaczej: Reżim-Politeuma – to „suma władz”, government.

Mówiąc krócej i klarowniej: polityka to służba obywatelom, a reżim to sztuka władania obywatelami. Raka jest różnica między Politeją a Politeumą.

Jeśli takiego rozróżnienia nie stosują ci, którzy osiągnęli społeczny status „elity” – to pół biedy, bo kiedy zaczną „przeginać” – obywatele się upomną. Ale jeśli ów brak rozróżnienia jest powszechny pośród Ludu – to przestają oni być obywatelami, stają się Masą, Ciemnym Ludem, Motłochem, Gawiedzią, Poddanymi.

Mają już tylko systemowo-ustrojowe obowiązki wobec elit-reżimu, a ich prawa, w tym prawo do samostanowienia i do godności (osobistej, obywatelskiej, zbiorowej) – są w gestii rządzących, aparatu. Oto dlaczego w Polsce tak trudno jest dokończyć reformę samorządową, dlaczego tak łatwo ją zatrzymano na etapie przebudowy struktur administracyjnych, porzuciwszy przebudowę rzeczywistych relacji samorząd-państwo, obywatel-urząd (służba, organ). Oto dlaczego urzędnik czy funkcjonariusz nie śluzy (nie ministruje), tylko włada, rządzi (panuje, piastuje, sprawuje).

Oto dlaczego dowolna instalacja publiczna (infrastruktura, media, sieć gospodarcza, ugrupowania partyjne, organizacje zwane pozarządowymi) służą przede wszystkim kwitnącej reprodukcji „władzy”, a nie Samorządnej Rzeczpospolitej

Oto – też – dlaczego rozmaite trybunały polskie (konstytucyjny, stanu, rzecznicy rozmaici, RIO, sądy-arbitraże) – są atrapami obywatelstwa fasadowego w rękach aparatu rządzącego, zaludnionymi przez „kastę”.

 

*             *             *            

Skoro RZĄDY wzięły w Polsce górę nad SAMORZĄDEM – i stały się łakomym kąskiem dla biznesu, kapitału, aktywu, duchowieństwa – to pierwszorzędnym wyzwaniem obywatelskim jest oddalić Politeumę w niebyt i przywrócić normalność, czyli Politeję.

 

*             *             *

Może ktoś jeszcze pamięta moją rozpaczliwą w przesłaniu notkę, zatytułowaną „Dobrze wykonana robota” (https://publications.webnode.com/news/dobrze-wykonana-robota/ ), a dzień wcześniej „Moje bliskowschodnie refleksje” (https://publications.webnode.com/news/moje-bliskowschodnie-refleksje/ ).

Dałem w nich wyraz swoim emocjom związanym z osławioną, zeszłotygodniową „Konferencją bliskowschodnią”, która w rzeczywistości była „wyjazdową naradą wojenną” USA przeciw Iranowi, połączoną z „częścią artystyczną”, którą opisałem (i nadal się tego trzymam) w obelżywych słowach: było to >dzikie święto rozwydrzonych spiskowców, organizowane pod osłoną jakiejś konferencji, kosztem „współ-organizatora” utytłanego we wszystko co w dziennym świetle wywołuje torsje<, i dalej: >Po takiej przygodzie jak miniona właśnie „Konferencja” – będziemy już na zawsze zbrukani. My, dumni „współorganizatorzy”. Git-ludzie, grypsujący „osadnicy” powiedzieliby mocniej: przecwelono nas koncertowo. To była impreza knajacka: zjechała się na cwelowatą chatę rozwydrzona hałastra, bo raz na jakiś czas trzeba gdzieś dać upust wszystkim paskudnym żądzom. I trafiło na nasz dom. Od początku zanosiło się na coś niedobrego. Zapach piżma unosił się nad imprezką od tygodni. Nikt przyzwoity nie przyznawał się, że ma z tym coś wspólnego. Upadliśmy i taplamy się, muzyczka gra. Gdzie są te wszystkie inteligenckie redakcje, zatroskane o Etosy, o Racje, o Ideały? Wytrzeźwiawszy będą – dostawszy instrukcje – pisać „niezmiernie krytycznie”, że są zawiedzeni i zatroskani<

A na portalu społecznościowym, ładnych kilka godzin wcześniej, napisałem: >Przeciągnęli nas za kudły we własnym domu po rzygowinach i fekaliach, na gościnnej imprezie. Miło...<

 

*             *             *

Znam siebie i liczyłem na to, że po kilku dniach opadną złe emocje. Nie opadły: mam po tym „konferencyjnym” epizodzie traumę pourazową (takie obywatelskie PTSD), czuję się zgwałcony, sponiewierany, zbrukany.

Jasne, nasi oficjele już oprzytomnieli: odwołują gościnna naradę V4, a dojechawszy na „równoległą” naradę do Monachium – odstąpili od zwyczajowego narcyzmu polonocentrycznego, coraz mniej przekonująco trąbią o sukcesie dyplomatycznym, do tego „ludzie Zachodu”, niezbyt jakoś czuli na dyplomatyczne krzywdy maluczkich– tym razem przelotnie ujęli się za nami.

 

*             *             *
Tu dochodzimy do pojęcia prawniczego, które jest od jakiegoś czasu moim ulubionym: KONWALIDACJA. Pojęcie to oznacza post-legalizację jakiegoś aktu-czynu-działania, które ze względu na wadliwość-niepoprawność nie powinno być uznane, wpasowane do rzeczywistości – ale skoro przez jakiś czas ono skutkuje, a wszyscy zainteresowani odnoszą się do tego działania taj jakby było prawidłowe – to prawo (system prawny) dopuszcza przyswojenie-legalizację takiego czynu (na przykład skoro niepiśmienny gospodarz przekazał na łożu śmierci swoje mienie najstarszemu – to mimo braku aktu notarialnego cała rodzina i sąsiedzi traktują to mienie jako „spadek dla pierworodnego”, co ułatwia potem porządkowanie spraw formalnych).

Jeszcze w trakcie tej „naszej konferencji” (byliśmy ponoć współ-organizatorami) należało kilku osobom dać bilet natychmiastowego opuszczenia kraju, a do tego zarządzić (w roli gospodarza) co najmniej przerwę w obradach, zaś kiedy już się one zakończyły – odciąć się od niej. Tego wymagała służba Państwa-Obywatelom, tak też rozumiem naszą Rację Stanu (fr. raison d'État, łac. ratio status).

Skoro się na to nie zanosi – jako Obywatel RP odmawiam Ministrowi Dyplomacji prawa do reprezentowania mnie na forum zagranicznym, a to dlatego, że konwaliduje paskudne poniżenie Polski w oczach świata (niezależnie od teraz odbywanych guseł i zaklęć oraz not konsularnych).

Oczywiście, nie liczę na to, że się Pan Minister wczyta uważnie i z pokorą w moją notkę. Ale zachowuję się tak, jak tego wymagam od moich reprezentantów-przedstawicieli, obojętne jak i przez kogo ustanowionych: kiedy dostaję w twarz – odpowiadam symetrycznie…

I dopiero wtedy mogę zająć się codziennymi sprawami