A chodzi przecież tylko o inwestyturę…!

2018-08-06 06:25

 

W polityce mówimy o inwestyturze, kiedy Decydent powołuje, mianuje, ustanawia, nominuje Nomenklaturszczyka. Przykładem (abstrakcyjnym?) może być „prawo” trzech ugrupowań parlamentarnych do ustanowienia po jednym członku rady nadzorczej w spółce Skarbu Państwa.

Ale też może być przykładem mianowanie ludzi w tych przestrzeniach, gdzie „normalnie” to się ludzi wybiera. Skoro zatem prawnicy mają kilka konstytucyjnych przestrzeni do „zagospodarowania” (sądy, prokuratury, trybunały, komisje wyborcze, arbitraże, itp.) – to rodzi się pytanie u zdecydowanego „zwycięzcy” głosowań parlamentarnych, czy to nie im „przysługuje „mianowanie” osób spolegliwych na kluczowe funkcje prawnicze (w rzeczywistości ustawianie wyborów).

W krajach, gdzie panuje duch demokracji – zwycięskie ugrupowania okazują umiar i dążenie do harmonii, choćby monteskiuszowskiej (trójpodział władzy, czyni nieingerencja albo wzajemne patrzenie sobie na ręce). Ma druzgocącą ktoś przewagę – to ustąpi, da innym współdecydować.

Ale my nie mieszkamy w kraju natchnionym duchem demokracji, więc choćbyśmy zapisali całe tomy przepisów szczegółowych – zawsze się znajdzie sposób na przeforsowanie własnej woli i podważenie racji „opozycji”, jej praw. O szarych ludziach – szkoda gadać…

Dziś tę swoją jedynie słuszną wolę forsuje PiS i akolici – wczoraj robiła to PO z sojusznikami. Bo jak nie ma ducha – to nie ma. A jak to robią jedni, drudzy i kolejni – to kwestia smaku…

 

*             *             *

Łatwo jest zapomnieć – a nie jest to wskazane – że jednak jakiś powód zmiany formacji rządzącej od 2015 roku był.

Zjednoczona Prawica nie tylko wygrała głosowania prezydenckie, a potem parlamentarne – ale dodatkowo wygrała je znacząco, i to powinno zapaść w pamięci koalicji, która wtedy przegrała.

Nie zapadło, Bo tymczasem owi „przegrańcy” uznali, że się Suweren-Elektorat „pomylił”. Nadal wmawiają sobie i Suwerenowi, że to oni powinni szafować Inwestyturą polityczną w Polsce, szczególnie nomenklaturą w kluczowych organach, gdzie się zagnieździły „szczególne kasty”. Elektorat widzi, że to jest bezczelność i daje temu wyraz: wciąż popierając wysoko nową formację, choć widzi też rozmaite paskudztwa władzy, np. wielokrotnie przeze mnie opisywaną neo-inkwizycję, neo-opryczninę, neo-maccartyzm. Widać zresztą „oddolne” obawy przed nowymi władcami w administracji samorządowej, w obszarach gospodarczych ogarnianych przez Państwo.

 

*             *             *

Stowarzyszenie Wolnego Słowa zapytało akurat teraz panelistów i „zebranych”, w czyim interesie są te boje o sądy i trybunały, i co powinna robić w takiej wojence lewica. Poszedłem, bo „się znam” (patrz: „Z tyłu nie wolno” oraz „Heroizm z domieszką masochizmu”), a poza tym kilku panelistów mnie zainteresowało swoimi rolami publicznymi.

Zawiodłem się. Stare – niemal KOD-ziarskie narzekania (nie bo nie) na autorytaryzm „kaczystów”. Zawsze wtedy cytuję Trembeckiego (https://pl.wikisource.org/wiki/Myszka,_kot_i_kogut . To stara rymowana opowieść o myszce, która o mało nie padła ofiarą kota, bo wystraszyła się koguta, a kocio mruczał i do tego sierść taką miał milusią… Z tej bajki wynika, że skoro „Pisowcy” są tacy obcesowi i nieokrzesani jak kogut – to się ich unika, choć to akurat kogut jest wrogiem kota. Za to kot z PO taki milusi mruczek. Jak dotąd tuskowe koty nieźle się na myszkach obłowiły, za to z kocią kulturą i elegancją, ale to nas niczego nie uczy.

Oczywiście, że nie optuję za kogutami z PiS, za żadnym hunwejbin izmem nie optuję, ale zgadzam się z Elektoratem, który pogonił PO na szczaw z mirabelkami, bo było za co. Na jakiś czas choćby…

Zmartwienie panelistów (lewicy) było takie: jak by tu przyłączyć się do epanastasi (ruchawki) przeciw PiS, ale nie stracić cnoty, nie dać się wchłonąć PO-wiakom, odróżniac się jakoś tak proletariacko…

 

Zajady mnie wciąż męczą w tej sprawie...

 

Podpowiedziałem: Transformacja, jak tylko pokazała swoje rogi, okazała się dla Elektoratu marnym wynalazkiem. Im dalej w las, tym mocniejszy sprzeciw, ale też większa dezorientacja (głosowano na Solidarność, na Lewicę, na Ludowców, na Kościół, znów na Lewicę, potem na POPiS (choć to była ściema), ostatecznie na Narodowy Parafializm. Lewicę odesłano na margines.

Transformacja była potrzebna, ale dla Kraju i Ludu miała ona być, a nie dla rwaczy, geszefciarzy, wydrwigroszy, arogantów czniających własny kraj. Miała być np. Samorządna Rzeczpospolita…

Tyle, że Lewica jest niekumata, bezideowa, pragmatyczna. Nie zauważyła nawet tewicowego „rytu” Solidarności, która udawała, że nie jest komuchowata, więc poszła raz do kruchty, raz do rwaczy liberalnych, Az się sama zakołowała i słabizna trąci. Nie rozumie, że „transformatorom” trzy razy „popędziły kota” koguty, plwające na lewicę, więc też na racje Ludu szarego, aroganckie, tupeciarskie, mało okrzesane: najpierw postraszył Tymiński, potem Lepper, ostatnio Kukiz. Gdyby którykolwiek z nich otrząsnął się z obrzydzenia lewicą – ugrałby każdy z nich – wszystko. Bo Suweren rozumuje następująco: kiedy „dziugasz” naszego ciemiężcę, to powiedz, żeś nasz, oddolny, a nie udawaj „pana”. Wtedy ci uwierzymy.

Paneliści mnie nie zrozumieli, o czym mówię, przynajmniej jeden, związkowiec OPZZ. Obśmiał mnie, że promuję lewicowość ciemniaków (tych trzech wymienionych, stających w poprzek Transformacji), a tu powinno się szukać „oświecenia” lewicowego.

Szkoda gadać. Chcą – to niech wiecują z kim chcą, trzymając się za tyłek, by nie być zgwałconym. Ja wolałbym wiecować pod własnym imieniem, pod hasłami formułowanymi co dnia w domach przy kolacji, autentycznie i prawdziwie.

Tyle że to jest raczej niemożliwe, skoro łasimy się do kotów, a odrzuca się koguty, bo nie dość pstrokate…