Życie mafijne

2018-07-23 05:57

 

Kilka razy przymierzałem się do syntetycznego, zwięzłego opisania tego, co mamy w Polsce od kilkunastu lat, może nieco dłużej. Mam nadzieję, że język analizy poniższej – skróconej radykalnie na potrzeby bloga – nie zrazi Czytelnika do własnych przemyśleń. Oby powstrzymały się one od emocji i towarzyszących im epitetów, bo to nie posłuży rozmowie. O Polsce i świecie współczesnym.

 

Przyjęło się używać słowa „mafia” na określenie przestępczości zorganizowanej w postaci „państwa w państwie”.

Zacznijmy od tego drugiego określenia.

Państwem nazywamy hierarchiczną miriadę organów, urzędów, służb i legislatury wyposażoną (i wyposażającą) w prerogatywy (w tym uprawnienie do stosowania przemocy i przymusu), regalia (w tym najbardziej symboliczne dobra wspólne-narodowe) i immunitety (nierzadko wyłączające osobę, podmiot lub środowisko spod działania jakiegokolwiek prawa kodeksowego).

Tak pojmowane Państwo ma dwie warstwy:

  1. Państwo Stricte (centrale dowodzenia skarbówką, armią, policją, secret-służbami, infra-służbami, dyplomacją, wymiarem sprawiedliwości, tzw. infrastrukturą krytyczną i podobnymi „prohibitami” niedostępnymi dla szaraków);
  2. Państwo Adekwatne (przestrzenie administrowania życiem artystycznym, edukacją-nauką, sportem-turystyką-rekreacją, bezpieczeństwem socjalnym, handlem-skupem-zaopatrzeniem, budownictwem obiektów i dróg, mediami;

Na te warstwy nakłada się „ukosem” trzecia, w kształcie piramidy: u jej podnóża są kliki, czyli lokalne-środowiskowe-terytorialne grupy geszefciarskie. Te są zarządzane przez formacje zwane koteriami, będące środowiskami zaangażowanymi w „małą politykę” subregionalną i regionalną. Warstwą stricte polityczną – formującą się wokół projektów polityczno-ideowych – są kamaryle. Platformą gry (sojuszy i antagonizmów) między kamarylami jest Pentagram, czyli pozorny tygiel, w rzeczywistości „kartel” mega-biznesu, mega-polityki, mega-gangów, mega-mediów, mega-służb. Pod patronatem Pentagramu, a niekiedy wprost z jego „nadania” – generowana jest Nomenklatura (ogniskująca kliki i koterie, w rozumieniu  Voslenskiego) i zarządzająca nią Decydentura (kreująca kamaryle, w rozumieniu Đilasa).

Warstwy Państwa łatwo poddają się tendencjom dezintegracyjnym. Ich istotą jest podstępne, przemyślne przenoszenie państwowych prerogatyw, regaliów i immunitetów poza organy-urzędy-służby-legislaturę i ich separatystyczny rozwój do postaci przypominającej  l'Etat parallèle (państwo równoległe). Kiedy owe równoległe formacje „aktywnie się alienują” (wyobcowane poza Państwo, przeciwstawiające się Państwu, przemożne wobec organów-urzedów-służb-legislatury oraz powodujące nimi) – mamy do czynienia z „państwami w państwie”.

W Polsce wyodrębniam ok. 40 „państw w państwie”, w tym obok takich „typowych” (a na pewno głośnych) jak skarbówka, służby sekretne, federacje sportowe, windykatorzy, prokuratury-sądy, banki i ubezpieczalnie, hipermarkety – również takie, które dysponują specjalnym „samorządem” poręcznym w działalności separatystycznej: świat akademicki, świat medialny, związki zawodowe, rodzaje wojsk, sieć penitencjarna, adwokatura, kler, administracja terenowa (Zatrzaski Lokalne).

Podstawową rolą „państw w państwie” jest samo-wyposażanie się w ekskluzywność (w łącznie z własnym „tabu”), a skutkiem ubocznym tego procederu – w konsekwencji ważniejszym i bardziej dolegliwym społecznie – są liczniejące i pęczniejące oraz pogłębiające się wykluczenia społeczne-środowiskowe, prowadzące ostatecznie do nagonek i linczów.

Wykluczenia są czterofazowe:

  1. Pierwsza, niekiedy subtelna faza – to brak możliwości samorozwoju, generowana przez „związanie” uwagi i aktywności ludzkiej pod dyktando pracodawcy, albo „w związku” z głodowymi zarobkami: najwięcej perfidii odnajdujemy w tym, że „system-ustrój” gospodarczy nie daje nawet przedsiębiorcom możliwości akumulacji oszczędności o potencjale inwestycyjnym (wtedy każdy większy wydatek musi być „wsparty” przez banki-ubezpieczalnie i administrację);
  2. Druga faza – to utrata regularnych, bezpiecznych dochodów na godnym poziomie (godnością nazywamy tu zdolność do swobodnego korzystanie z dobrodziejstw cywilizacyjnych). Powoduje to ześrodkowanie uwagi rosnącej rzeszy zatrudnionych i przedsiębiorców na grze o nowe zlecenia, o ściganie nieuczciwych kontrahentów, o windykację należności – ale uruchamia też „przemysł preparowania długów”, który generuje długi tam, gdzie ich nie ma, a na pewno nie powinno ich być;
  3. Trzecia faza – to bezdomność, rozumiana jako trwała utrata własnego lokum, w którym odkłada się dorobek życiowy (wraz z fatałaszkami, pamiątkami, kronikami, drobiazgami), instaluje się rodzinę (nie tylko tzw. nuklearną), ćwiczy się (międzypokoleniowo) elementarne umiejętności społeczne. Te trzy preferencje są konstytuantą Domu i w tym sensie jest tu mowa o bezdomności, której nie trzeba mylić z utratą adresu i zameldowania;
  4. Czwarta faza – to utrata legitymizacji obywatelskiej: człowiek przestaje pojmować sprawy publiczne, a na pewno rezygnuje z czynienia ich lepszymi niż są (bezwarunkowego, bezinteresownego), wygasza swoją przedsiębiorczość, a z czasem minimalizuje naturalna żywotność ekonomiczną, z postaci „homo sacer” przechodzi do postaci „l’uomo senza contenuto”, tak jakby przeszedł przez „rzeszoto na dnie” i utracił w ten sposób możliwość „odbicia się” od dna, bo odbija się „od dołu” od rzeszota. Ci „lepsi” zaczynają się nim brzydzić;

Najkorzystniej byłoby Państwu reagować w pierwszej fazie wykluczenia, ale jest to kosztowne, a do tego sami wykluczeni skłonni są odmawiać przyjęcia pomocy. Najtaniej jest „wspierać” ludzi z pogranicza fazy trzeciej (utrata Domu) i czwartej (człowiek nie mający nic do powiedzenia, nawet sobie samemu). Tu jednak można już tylko pomagać w trybie „paliatywnym”, spustoszenie mentalne i degeneracja społeczna stają się nieodwracalne. Nie przeszkadza to obłudnym „państwom w państwie” – rzeczywistym sprawcom wykluczeń – uruchamiać „przemysłu filantropijno-charytatywnego”. Polska stoi „owsiakowizną”. Nierzadko taka „owsiakowizna” działa w pętli poza rzeczywistym wykluczeniem, staje się „zabawą w filantropię”, nie rozwiązując, a nawet nie dotykając problemu. Np. Urzędy Pracy wydają poważne budżety na dziesiątki programów – a wszystko to w ogóle nie ma związku ze zmianami stanu zatrudnienia i przedsiębiorczości, pozostaje w zupełnej abstrakcji od nich.

 

*             *             *

W tym miejscu dochodzimy do sedna mafijności (przypomnijmy: przestępczości zorganizowanej w postaci „państwa w państwie”).

Otóż osoby, a potem całe grupy, w tym sąsiedztwa i środowiska – wyzbywają się zaufania do „regularnego” Państwa i przystępują do procederów uprawianych przez „państwa w państwie” licząc, że jako ich hunwejbini polepszą swoją dolę, skoro państwowe (regularne) projekty znoszenia wykluczeń zawodzą.

Koterie stanowiące substancjalną elitę „państw w państwie” z satysfakcją witają swoich hunwejbinów i – służąc przecież kamarylom politycznym (decydenturze-nomenklaturze) – tworzą „środowiska lojalnościowe”, oficjalnie występujące np. jako młodzieżówki partyjne albo radykalne (flibustierskie, podskakiewiczowskie) formacje sub-polityczne). W Polsce niektóre z nich odniosły spektakularny sukces, jak Młodzież Wszechpolska (i jej „cywilizowana” awangarda LPR), lepperiada (i jej „cywilizowany” korpus parlamentarny), „oburzeni” (i ich parlamentarna łże-reprezentacja Kukiz’15).

Formacja Zjednoczonej Prawicy (właściwie PiS) odnalazła się w tym wszystkim w ten sposób, że zagospodarowała, uchroniła przed wyborem „mafijności” wielką rzeszę poddaną wykluczeniowej dyskryminacji przez „państwa w państwie”. Zauważalne jest – po ośmiu latach „nauki” w antyszambrach top-polityki – porzucenie projektu ideowego IV RP na rzecz zaledwie interwencyjnych projektów socjalnych i lojalnościowych. Jednocześnie formacja ta bez ogródek i bez skrępowania zaspokaja „ludowo-poliszynelowe” zapotrzebowanie na „mafijność”, angażując się w praktyki hunwejbińskie na najwyższym – rządowym i parlamentarnym – poziomie Państwa (regularnego). W tym kontekście wszelkie próby „obrony demokracji” samo-wygaszają się, a poparcie dla inkwizycji-opryczniny-maccartyzmu ustabilizowało się na wyborczo-efektywnym poziomie. „Komunistami” (z przydawką „złodzieje-aferałowie” nazywa się już teraz wszystkich odmawiających lojalności wobec formacji rządzącej.

W takiej rzeczywistości tradycyjne partie ideowe-środowiskowe – zostają zepchnięte na margines, a ich dojrzałe analizy rzeczywistości Gina w zgiełku medialnej (a właściwie „pentagramowej”) gry wszystkich ze wszystkimi o wszystko.

 

*             *             *

Polska jest terenem chyba najmniej cywilizowanej mafijności, w dodatku zainstalowanej u szczytów władzy. Gdziekolwiek regularne starania zawodzą – sięga się po mafijność i hunwejbinizm rekrutowane projektami „plus”. Bez szczególnej dbałości o prawdę merytoryczną i historyczną, ze spektakularnymi gafami w wykonaniu najwyższych dostojników.

Jeśli pamiętać, że wewnątrz formacji rządzącej funkcjonuje co najmniej jeden „zakon” (np. starsze PC, „pampersi”, nowsze kluby GP, rodziny RM) – to widzimy od środka kuźnię Nomenklatury.

Może natomiast być dla wielu zaskoczeniem, że takie znane w świecie mafie jak Yakuza, Triady, Medelin-Cali, Cosa Nostra, Bratva – sa tylko „legendami” procesu globalnego, w którym między tym co legalne (odgórne) a tym co nielegalne (oddolne) jest zaledwie subtelna różnica.

Tradycyjny podział „sił” ideowych (Konserwatyzm-Prawica-Lewica) jeszcze kurczowo trzyma się medialnych i poliszynelowych narracji, ale świat już dawno jest w procesie przebudowy na trój-aspektową formułę Alterglobalizm-Terroryzm-Wolontaryzm (właściwie – uwzględniwszy oddolność i odgórność – jest to sześć aspektów). Rzeczywistość opisywana w niniejszym eseju – to dojrzała oddolność terrorystyczna zaanektowana na potrzeby odgórności terrorystycznej. W wydaniu polskim oznacza to „być po stronie” amerykańskiej polityki WALKI Z TERRORYZMEM METODAMI TERRORYSTYCZNYMI.

Kościół papieski podjął „franciszkańską” próbę zagospodarowania oddolnego Wolontaryzmu siłami odgórnymi poprzez przywrócenie do łask Teologii Wyzwolenia (przeredagowanej), co w Polsce napotyka opór „terrorystyczny” w treści (to jest temat na osobną opowieść). Jestem niemal pewny, że na swój dobry moment czeka franciszkańska encyklika.

Motorem alterglobalizmu odgórnego są Chiny i ich „socjalizm o specyfice chińskiej”, czyli oferta globalnej „spółdzielni mega-inwestycyjnej”. I znów: Polska reaguje na tę ofertę „po amerykańsku” a że nie umie zarzucić samym Chinom nic szczególnego – kultywuje swój przebrzmiały „antybolszewizm”.

 

*             *             *

Od wielu lat używam „odrębnego języka” (siatki pojęciowej) do analizy tu-teraz dziejących się spraw (ich aktualność, bieżący wymiar spraw, powoduje dyskusyjność głoszonych poglądów, nie ugruntowanych w „przeszłości”).

Mam nadzieję, że struktura analizy powyższej – skróconej radykalnie na potrzeby bloga – nie zrazi Czytelnika do własnych przemyśleń. Oby powstrzymały się one od emocji i towarzyszących im epitetów, bo to nie posłuży rozmowie. O Polsce i świecie współczesnym.