Zerwana pętla reprodukcji nadziei

2013-08-10 21:01

 

Człowiek nie ma w sobie instynktu NIE-zgody. Minimum zaufania wzajemnego umożliwia jakiekolwiek życie społeczne. Bez niego nie powstawałyby żadna struktura społeczna: ani rodzina czy horda, ani grupa towarzyska, ani większe związki mające zdolność kulturotwórczą.

Jeśli zatem następują w wielkich społecznościach kryzysy atawistyczne (hobbesowskie: homo homini lupus est) – to trzeba szukać źródeł albo w takim dziele człowieka, które wyrwało się spod ludzkiej kontroli, albo w mega-katastrofie, która w świecie zwierzęcym „usprawiedliwia” ucieczkową formułę „ratuj się kto może”, zrywającą wszelkie uspołecznieniowe uzgodnienia.

Może mam wzrok słaby, ale takiej mega-katastrofy, która usprawiedliwiałaby obserwowane gołym okiem wilcze stosunki międzynarodowe i wewnętrzne (Państwo-Społeczeństwo) – nie widzę. Widzę natomiast bankrutującą Północ świata: USA jest liderem zapaści konwencji komercjalnej, rządzącej Europą i światem od kilkuset lat, Europa jest nosicielem pięknoduchowskiego mega-biurokratyzmu, który swoim ciężarem pociąga tę piękną cywilizację w topiel, Rosja jest spadkobiercą pionierskiej „linii cywilizacyjnej”, która żywi(ła) się łupiestwem sąsiedzkim i brutalnym rabunkiem ekozasobów.

Każdy z tych żywiołów kontynentalnych (po kilkaset milionów ludzi) generuje swoją odrębną patologię państwową. USA jest mega-soldateską, Europa jest mega-biurokracją, Rosja jest mega-totalitaryzmem.

Jak działa takie Państwo wobec rodzimej ludności?

  1. Zapłać, zaangażuj się, uwierz – a my zastanowimy się, czy cokolwiek dla ciebie uczynić, spełnić wywołane przez nas twoje oczekiwanie. Odmawiasz tej oferty – to podpadłeś, nauczymy cię moresu. Unikasz nas, bo chcesz mieć święty spokój – dopadniemy cię nieuchronnie w najmniej oczekiwanym momencie;
  2. Nasze się liczy i ma być na wierzchu. Zacznijmy od tego, że nie masz racji – i to jest punkt wyjściowy wszelkich rozmów i ustaleń. Kiedy zwraca się do ciebie Państwo (urząd, organ, służba, urzędnik, funkcjonariusz, plenipotent) – stań w pozycji „gotów”, a właściwie nie rezygnuj z tej pozycji nigdy, bo kto wie...

Tak funkcjonuje – piszę o Polsce, którą znam – urząd, sprzedawca, służba, usługodawca, serwis, abonament, „sieciówka miesięczna”, policja, infrastruktura, kościół, fundusz, dyplomacja, agitator, akwizytor, „twój człowiek w banku”, pożyczkodawca, ubezpieczyciel, partia, organ, samorząd, pracodawca.

Nie jest tak, że nic nie działa. Są enklawy i strumienie spełnienia (10 – może 30%) – tam nikt nie zrozumie, o czym tu mówię. Korzystaja i uważają, że świat jest piękny, choć niedoskonały. Jest też przemoc mentalna, niczym pies pasterski zaganiająca nas w pętlę reprodukcji nadziei. Kiedy ten ryt wnika we wspólnoty, kiedy bezpośrednia kontrola społeczna okaże się bezbronna – następuje eksplozja demutualizacji, odwrócenie pasa transmisyjnego. Człowiek – wraz ze swoją wspólnotą – staje samotny wobec przemożnego „aparatu wciskania ciemnoty”.

 

*             *             *

Nareszcie w Polsce przyszedł czas (krótki, zapewniam), kiedy nawet służalcze i chwalcze do niedawna media zaczynają bić w Państwo jak w kaczy kuper (może „jak w bęben”, żeby było bez aluzji). Prywatnie zachodzę w głowę, jak sobie z własnym wizerunkiem poradzi tych kilkudziesięcioro tuzów dziennikarstwa uprawianego w stylu „bij malkontenta”, którzy przecież nie pozwolą sobie pozostać w ogonie, znów odnajdą czoło kolumny i staną na jego czele, jak sobie poradzi tych kilkaset inteligenckich autorytetów moralnych będących właśnie w podobnej sytuacji. Niewątpliwie znajdziemy ich na czele „uzdrowicielskich przemian” w najbliższej przyszłości.

Agentura (oficjalna i ta złożona z hunwejbinów) zdychającego powoli, jeszcze zdolnego „odmachnąć ogonem” systemu-ustroju właśnie tu najbardziej szkodzi: zbyt dużo jest interesów „korporacyjnych” rozplenionych lepką mazią po substancji państwowej, by oddać stery tym, którzy od początku krytykowali ISTOTĘ. Zawsze się znajdzie powód ich dalszego trzymania na marginesie: brak doświadczenia w zarządzaniu Wielką Nawą (bo dotąd nie powierzano im poważnych ról), brak zdolności koncyliacyjnych (no bo tylko się czepiać umieją), itd., itp. zatem SPRAWCY będą stanowić KORPUS SANACYJNY: to tak, jakby złodziejom powierzyć ochronę obiektów, które okradali. I nie mówię tu o formule „oni już byli”, tylko o marginalizacji

 

*             *             *

Polskie Państwo okazuje się mega-niesprawne niemal w każdej sprawie obywatelskiej. Odbijamy się od niego jak od ściany. Polskie Państwo zdaje się nie rozumieć – generowanych przez siebie – patologii gospodarczych, społecznych, politycznych. Być prawym i czujnym, być normalnym i przyzwoitym – oznacza najczęściej: być podpadniętym dla polskiego Państwa, przekreślić swoje szanse na jakąkolwiek karierę, a może nawet na normalne życie.

To Państwo – to konkretne społeczności, aroganckie i łupieżcze, o charakterze klik, koterii, kamaryl, robiące bardzo konkretną politykę. Tę, która nam, obserwatorom, wydaje się co najmniej niedoskonała. W każdym razie interes Kraju i Ludności – cierpi. Wreszcie ten pogląd jest „wyzwalany”, co „ludzie systemu-ustroju” odczuwają jako napaść na siebie. I jak dotąd znajdują – coraz mniej licznych – obrońców.

Założę się: w swoim żywotnym interesie okażą się sprawni. To jest jak z policją czy serwisem: ty coś chcesz - zobaczy się co się da - oni chcą - natychmiast się robi pod groźbą czegoś tam.

W miejscach, gdzie funkcjonuje „życie równoległe” (np. przysłowiowa „fala” wojskowa) – najczęściej osobniki prymitywne i aspołeczne mają najwięcej do powiedzenia, tworzą struktury „uderzeniowe” skuteczniejsze niż ludzkie „związki obronne”.

W Polsce AD 2013 mamy do czynienia z taką właśnie sytuacją. Jej opis jeszcze czeka na zdolnego redaktora-retoryka. A tymczasem – knujmy, jątrzmy. Drążmy skałę, skoro pęka.