Zdychająca wojna

2014-05-11 16:13

 

Podejrzewając, że chyba czegoś nie rozumiem, zajrzałem do Pedii. Wojna – zorganizowany konflikt zbrojny między państwami, narodami lub grupami etnicznymi i społecznymi. Jest zjawiskiem społeczno-politycznym i jako takie jest obecna w historii człowieka od początków jego społecznej organizacji. Zasięg wojny jest zależny od stopnia rozwoju technologicznego. Większość trwających obecnie lub w historii wojen było znacznie rozciągniętych w czasie, niektóre trwały po kilkadziesiąt lat. W historii odnotowane zostały z odniesieniem do czasu trwania: wojna siedmioletnia, wojna trzynastoletnia, wojna trzydziestoletnia czy nawet wojna stuletnia. Jednak są także wojny mające bardzo krótki czas trwania np. wojna sześciodniowa.

W kilku popularnych językach to samo: Krieg, War, Guerre, Guerra, Война, a nawet w esperanto (Milito) – definicja ta sama. Opis ten sam. Może autorzy ściągali. Grecy nazywają wojnę „Polemos” (Πόλεμος), bo zawsze używali słów wyważonych. A znawcy łaciny znają słowo Bellum.

Zaglądam do słowników, bo słyszę od mediastów (a ci od rządzących moją Ojczyzną) – że właściwie to jestem w stanie wojny , w który to stan zanurzyły mnie wydarzenie na Ukrainie.

Na mój rozumek ma miejsce rozgrywka na kilku poziomach „zagregowania”, którą po polsku można opisać słowem „batalia” albo „kampania”, uważając na znaczenie, w jakim się tych słów używa (gwałtowny spór, rozgrywka, konfrontacja, operacja, nasilenie działań).

  1. Ukraina (jako część Europy Środkowej) ostatnio jest „rezerwowym boiskiem” gry między trzema zbankrutowanymi żywiołami: Ameryka, Rosja, Europa: jeśli w tym towarzystwie Polska idzie na wojnę, to raczej w charakterze halabardnika, zresztą słabo przygotowanego do spektaklu;
  2. Ukraina jako kraj żyzny rolnictwem i kopalinami – jest oczywistą ofiarą twardej rywalizacji tych, którzy zainteresowani są tzw. Funduszami, czyli rozmaitymi zasobami (węgiel, metale, hutnictwo, rurociągi, torowiska, porty), przy czym rywalizacja ta „rozlała się” poza wewnętrzne gry ukraińskich oligarchów;
  3. Ukraina jako rynek zbytu (45 milionów ludzi) i zarazem rezerwuar siły roboczej jest jedną z wielu niewykorzystanych „rezerw” światowych, stąd interesuje się nią globalna finansjera, bo to ona – a nie politycy – zajmuje się globalnie alokacjami w obszarze zbytu i siły roboczej;
  4. Ukraina jako punkt strategiczny, leżący na pograniczu Rosji, Kaukazu, Orientu, Bliskiego Wschodu, Europy Środkowej – jest łakomym kąskiem dla każdej soldateski, która chciałaby tam zamontować swoje bardziej lub mniej sekretne instalacje;

Oczywiście, Ukraina jako część Europy Środkowej jest „bardziej” niż w pojedynkę. Dlatego – skoro dała pretekst do batalii-kampanii, wmontowała sąsiadów w swoje problemy. Ale – zauważmy – jedynie Polska w tej sprawie hałasuje, jakby ją gwałcono, zaś Węgry, Rumunia, Bułgaria, kraje bałtyckie, Czechy i Słowacja – a nawet Mołdawia – są bardziej powściągliwe. Mobilizacja polskiego rządu i propagandy każe się zastanowić, czy to przypadkiem nie jest tak, że chcemy tej wojny, a przynajmniej chcemy, by się jej w naszym kraju obawiano w „gorącym trybie”.

Ktoś, kto otworzył puszkę Pandory (właściwie glinianą beczkę) z ukraińskimi emocjami, historycznymi niedopowiedzeniami – miał nosa. Skrywane za fasadą dyplomacji interesy musiały się nieźle kotłować, skoro tak ochoczo wybuchły, skoro tak wielowątkowo się miotają po stepie. Początkiem była chyba niezbyt dziś pamiętana rozmowa Janukowycza z Putinem tuż przed planowanym w Wilnie podpisaniem deklaracji stowarzyszeniowej: Gruzja i Mołdawia podpisały, a Janukowicz odegrał marną rolę Hamleta, przy czym całkiem liczna – więc niezbyt chyba przypadkowa – grupa Ukraińców dała w Wilnie popis niezadowolenia, a prawie natychmiast potem ruszył Majdan. Znaczy: wywiady działały sprawnie.

Majdanem (potem rozsiewającym się po kraju) zarządzono wbrew politycznej logice: niby motorem było rozczarowanie środowisk pro-europejskich, ale niemal natychmiast zawładnęły nim trzy (chyba) racje: racja Oligarchów (przypilnowali, by Majdan nie wznosił tematów nierówności społecznych i rabunku gospodarczego), racja Nacjonalistów (opanowali technicznie i organizacyjnie węzłowe funkcje-służby obozowe), racja Establishmentu (uwolnienie Tymoszenko, odsunięcie „niebieskich” od władzy, dopuszczenie ugrupowań marginalnych do poważniejszej polityki).

Tych racji nie da się pogodzić, dlatego wzniesiono zastępcze sztandary „wybieraj między Rosją a Zachodem”, co pozwoliło już jawnie „interweniować” Ameryce, Europie i Rosji, przy czym Europa poczyniła błąd „debiutanta balowego”, posyłając do Kijowa Trójkąt Weimarski, gdzie jakimś prawem kaduka główne skrzypce zagrał rzecznik interesów amerykańskich, murgrabia z Chobielina. To on wprowadził do „narracji” słowa „zabić”, „trupy” i podobne. Niemiec udawał, że jest głuchy i ślepy, Francuz skorzystał z okazji, by prysnąć do Chin. A Sikorski został sam ze swoimi wygłupami. Na jakiś czas mocodawcy go wycofali z tej kampanii. Zachód niepostrzeżenie zaczął w tej sprawie oznaczać wyłącznie USA. A Polska stała się krajem frontowym w sprawie ukraińskiej.

Owocem Majdanu (multi-Majdanu?) jest przechwycenie władzy w kraju przez rację Oligarchów, powrót Ukrainy do politycznej formuły rzezi, wydawało się, że już zapomnianej, choć nie rozliczonej, kompletny rozkład średnich struktur państwowych, terytorialne zdobycze Rosji, polityczno-garnizonowe zdobycze USA (o nich jest cicho w naszym kraju). Dziś Majdan już w niełasce (skompromitował swoją pomarańczową markę) odchodzi w niebyt, nie wykorzystał swojej kozackiej konwencji do uruchomienia procesów demokratyzacyjnych. Ukraina stoi zatem przed spazmem dużo bardziej donośnym i krwawym, bo nic dobrego nie doświadczyła, a „nierazbiericha” nie będzie nigdy „normalną” formułą zarządzania nawą publiczną, bo każdy przecież potrzebuje zwykłego, codziennego, ludzkiego bezpieczeństwa.

Grillowanie Ukrainy przez Amerykę trwa, swoje kiełbaski praży Putin, a bankructwo Północy już jest jawne (patrz: TUTAJ). Nie ma już teraz podłości, w tym formuł terrorystycznych, których nie podejmie Rosja i USA, by „wyjść z twarzą” z ukraińskiej batalii. Myślę – czytając komentarze obcojęzyczne – że stratedzy Północy (Rosja, Europa, USA) żałują, iż fatalnie nie wykorzystali okazji do zagospodarowania „na wyłączność” Europy Środkowej. Polsko-węgierscy bratankowie wpatrzeni są w przeciwstawne horyzonty. Grupa Wyszehradzka w ogóle nie zadziałała. Nie powstała, nie zalęgła się, nie przemknęła gdzieś „mimo” myśl środkowo-europejska, o którą aż się prosiło (pisałem o tym TUTAJ i TUTAJ).

Nie ma nawet tak upragnionej przez Tuska wojny. Zatem będą wracać pytania, na co i po co wydawać słynne 140 miliardów (oficjalnie, nie licząc tego, co poza obywatelską kontrolą). Kampania Polski na Ukrainie – to pokazowa plajta.